PolitykaWalka z Państwem Islamskim to błąd? Kontrowersyjna opinia izraelskiego eksperta

Walka z Państwem Islamskim to błąd? Kontrowersyjna opinia izraelskiego eksperta

• Zniszczenie Państwa Islamskiego jest "strategicznym błędem" - uważa izraelski politolog Efraim Inbar
• Zdaniem profesora kalifat jest magnesem dla radykałów z całego świata, co ułatwia walkę z dżihadem
• Optymalnym rozwiązaniem byłoby pozostawienie Państwa Islamskiego "słabego, lecz funkcjonującego"
• To bardzo krótkowzroczne podejście - komentuje dr Maciej Milczanowski

Walka z Państwem Islamskim to błąd? Kontrowersyjna opinia izraelskiego eksperta
Źródło zdjęć: © AFP | /Tauseef Mustafa
Oskar Górzyński

05.08.2016 | aktual.: 05.08.2016 18:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po dwóch latach istnienia, samozwańczy kalifat założony przez na pustynnych terenach Syrii i Iraku zaczyna chylić się ku upadkowi, a jego koniec - przynajmniej w obecnej formie - wydaje się już tylko kwestią czasu. Daesz jest w odwrocie od wielu miesięcy, a międzynarodowa koalicja przygotowuje się do decydującego uderzenia.

- Będziemy i wypychać ich z terenów, aż z nich zupełnie znikną. Innymi słowy, ISIS okazuje się nie być niepokonany. W rzeczy samej, ich klęska jest nieunikniona - powiedział w czwartek prezydent USA Barack Obama.

Nie wszystkich jednak ten rozwój wydarzeń cieszy. I nie chodzi tu jedynie o zwolenników kalifatu. Według niektórych ekspertów, całkowite zniszczenie kalifatu byłoby dla Zachodu strategicznym błędem. Tak przynajmniej sądzi prof. Efraim Inbar, dyrektor Begin-Sadat Centre for Strategic Studies, jednego z najważniejszych izraelskich think-tanków. W artykule przedrukowanym przez cały szereg izraelskich mediów, Inbar ostrzega przed zagrożeniami dla Zachodu płynącymi z likwidacji Państwa Islamskiego i argumentuje, że najlepszą sytuacją byłoby pozostawienie kalifatu "słabego, ale funkcjonującego".

Izraelski profesor, należący do zwolenników realpolitik, argumentuje, że istnienie kalifatu kontrolującego terytorium na Bliskim Wschodzie zmniejsza zagrożenie dla świata zachodniego, z kilku powodów: po pierwsze, skupia główne działania terrorystów na walce na polach bitew w Iraku i Syrii, zamiast planowaniu ataków w Europie, USA czy Izraelu. "Akty terroru, za które ISIS wzięło ostatnio odpowiedzialność były dokonywane głównie przez samotne wilki, którzy deklarowali swoją lojalność wobec kalifatu, ale nie byli sterowani z Rakki" - pisze Inbar. Po drugie, argumentuje ekspert, istnienie kalifatu jest korzystne, bo stanowi magnes, przyciągający w jedno miejsce radykałów z całego świata, co ułatwia m.in. identyfikacje osób o skrajnych poglądach w krajach Zachodu. Jeśli zaś Państwo Islamskie upadnie, do Europy mogą wrócić tysiące rodzimych terrorystów. W końcu, istnienie słabego i niestabilnego Państwa Islamskiego jest antyreklamą, kompromitującą ideę kalifatu, która w dodatku może zniechęcić do potencjalnych
naśladowców (o założeniu swojego emiratu w Syrii marzy np. Front Podboju Lewantu, czyli dawniej syryjska al-Kaida). Autor widzi pozytywy nawet w przedłużającej się wojnie w Syrii, bo starcia między islamistycznymi wrogami Zachodu (Daesz i radykalni rebelianci) i geopolitycznymi (Iran i Rosja) osłabia obydwie strony. "Pozwalanie na to, by 'źli goście' zabijali innych 'złych gości' brzmi cynicznie, ale jest korzystne, a nawet moralne. Hobbesowskie realia na Bliskim Wschodzie nie zawsze oferują nam łatwe wybory etyczne" - podkreśla politolog.

Pogląd Izraelczyka z pewnością nie należy do głównego nurtu myślenia o bliskowschodniej strategii, ale też nie jest to pogląd odosobniony. Podobne podejście prezentuje np. Stephen Walt, jeden z czołowych przedstawicieli amerykańskiej szkoły realizmu w stosunkach międzynarodowych. W swoim artykule na łamach pisma "Foreign Affairs", Walt postuluje, by USA zmniejszyły swoje zaangażowanie w walkę z kalifatem, bo nie stanowi on bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa USA, a amerykańskie bombardowania działają jak woda na młyn dla dżihadystycznej propagandy. Zdaniem profesora Harvardu, a najlepszym kursem byłaby polityka powstrzymywania, podobna do tej stosowanej wobec Związku Sowieckiego.

"Wraz z biegiem czasu, ruch [ISIS] może upaść pod ciężarem własnych ekscesów i podziałów wewnętrznych. To byłby optymalny rezultat, choć nie gwarantowany. Na szczęście, historia sugeruje, że jeśli ISIS przetrwa, stanie się z czasem normalnym państwem" - tłumaczył Walt.

Argumenty te nie przekonują jednak większości ekspertów. Zdaniem Thomasa Hegghammera, badacza dżihadu z Uniwersytetu Oslo, teoria jest "ciekawa", lecz stanowi prezent dla wyznawców teorii spiskowych mówiących o ISIS jako o tworze Mossadu czy CIA. Sceptycznie wypowiada się też dr Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa Fundacji Pułaskiego i Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

- Pomijając nawet cynizm tego podejścia, jest ono po prostu krótkowzroczne. Takie działania doprowadzą do jeszcze większej destabilizacji regionu, jeszcze większych radykalizmów, co prędzej czy później odbije się też na naszym bezpieczeństwie - mówi Milczanowski. Ekspert zgadza się jednak, że zniszczenie Państwa Islamskiego nie musi tego bezpieczeństwa poprawić. - Tu izraelski profesor ma rację. Sama likwidacja kalifatu nic nie da, bo działający tam ludzie będą szukać innych celów, będą wracać do Europy i destabilizować region. Ale rozwiązaniem nie jest pozostawienie kalifatu - dodaje. Jak wyjaśnia, kluczem do długotrwałej stabilności będzie zagwarantowanie bezpieczeństwa i większej autonomii irackich sunnitom. - Jeśli Zachód pokona Państwo Islamskie i po prostu się wycofa, to będący większością szyici ich spacyfikują. A to znów będzie prowadziło do radykalizacji i nakręcania spirali przemocy - dodaje.

Komentarze (120)