Trwa ładowanie...
19-03-2008 11:40

Walka na śmierć i życie

W naszej polityce toczy się bój na śmierć i życie. Wbrew pozorom nie jest to jednak bój między PIS-em a Platformą Obywatelską. To bój między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Kaczyńskim i między Donaldem Tuskiem a Donaldem Tuskiem.

Walka na śmierć i życieŹródło: AKPA
d3ygbrc
d3ygbrc

Stare polityczne motto brzmi - nie przeszkadzaj przeciwnikowi, który jest na prostej drodze do autodestrukcji. Zgodnie z tą zasadą nie mają wielkiego sensu ataki polityków PO na lidera PIS-u. Niemal każdy dzień wygląda tak, jakby Jarosław Kaczyński zaczynał go od zastanawiania się jak strzelić sobie w stopę. Wiadomo, że PIS chciałby odzyskać wpływy wśród młodzieży? Co robi więc Jarosław Kaczyński? Atakuje internautów, czyli młodzież.

Wiadomo, że głosowanie przez internet akurat PIS-owi może się nie podobać, ale po diabła antagonizować tych, których chce się pozyskać? Wiadomo, że PIS uważa, że media mu nie sprzyjają. Powinno się więc je przynajmniej zneutralizować. Co robi Jarosław Kaczyński? Atakuje niemiecką rozgłośnię RMF dezawuując i jej jak najbardziej polskich dziennikarzy i wszelkich dziennikarzy, którzy pracują dla mediów z kapitałem obcym, z niemieckim na czele.

Wiadomo, że PIS chce odzyskać polityczny środek. Co robi Jarosław Kaczyński? Zaczyna kuriozalną grę w sprawie Traktatu Lizbońskiego tak, by odstraszyć od siebie jego zwolenników, czyli ogromną większość. Tuż po wyborach poczynania lidera PIS-u można było tłumaczyć posttraumatycznym szokiem. Stąd mieliśmy te bajania, że PIS wygrałoby wybory, gdyby tylko frekwencja była mniejsza, a wybory nie odbyły się w największych polskich miastach. Tak się jednak składa, że umiarkowana jest szansa, by z mapy Polski te miasta wykreślić, tak jak umiarkowana jest szansa, by z listy wyborców wykreślić internautów.

Działania prezesa Kaczyńskiego można więc wyjaśnić wyłącznie jakimś genem autodestrukcyjnym, który działa mocniej niż polityczne hamulce i polityczny zmysł prezesa. W ostatnich wyborach klęskę poniosła złość. Oferowanie Polakom dodatkowych porcji złości daje więc gwarancję, że PIS nie tylko straci władzę, ale straci też swą pozycję w opozycji. Naprawdę, Donald Tusk nie mógł marzyć o lepszym sojuszniku niż Jarosław Kaczyński. Pewnie to wie i w głębi serca życzy prezesowi PIS dużo zdrowia.

d3ygbrc

Oczywiście działanie tego autodestrukcyjnego genu u Jarosława Kaczyńskiego jest bardzo zła wiadomością dla Polski. Nawet nie dlatego, że Polsce przydałaby się dobra opozycja. Jest to zła wiadomość głównie dlatego, że doszliśmy do punktu, w którym rząd nie ma w Polsce żadnej poważnej, a nie krzykliwej opozycji, w efekcie może robić co chce, jak chce, może też, i to jest wariant realizowany w praktyce, nie robić niemal nic. Autodestrukcja Kaczyńskiego oznacza więc w konsekwencji deprawację władzy. Po cóż robić cokolwiek, skoro Kaczyński załatwi sprawę i nasze notowania i tak pójdą w górę.

Po co zbudować parę kilometrów autostrad, skoro Kaczyński zaatakuje internautów i rozzłości ich bardziej niż dziury w wąskich drogach? Gdzieś na końcu procesu autodestrukcji PIS-u i rozleniwienia władzy będziemy mieli zjawisko jeszcze inne. Nastąpi ponowny rozjazd między oczekiwaniami Polaków, głównie młodych Polaków, a tym jak wygląda polityka. Bo uważają oni zapewne, że Polskę stać na lepszy wybór niż wybór między Kaczyńskim, a nie-Kaczyńskim. A gdy dojdą do wniosku, że Polska zasługuje naprawdę na więcej kłopot, wielki kłopot, będą miały i PIS i Platforma.

Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski

d3ygbrc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ygbrc
Więcej tematów