83-letni dzisiaj Franciszek Walicki przed wojną mieszkał z rodziną w Wilnie. Powodziło im się dobrze, jego ojciec był głównym architektem miasta. Rodzina miała willę w centrum dzisiejszej stolicy Litwy oraz domek letniskowy. Kupiła również część majątku od Barbary Puszkin - wdowy po synu słynnego rosyjskiego poety Aleksandra Puszkina. Po wojnie w 1945 roku rodzina Walickich musiała opuścić Wilno.
- Rok wcześniej, jak pamiętam, ukazały się w mieście ogłoszenia, żeby Polacy oddawali swoje mienie władzy radzieckiej - opowiada Franciszek Walicki. - Mieliśmy za to dostać od państwa polskiego rekompensatę, równowartość tego, co zostawiliśmy na Wschodzie.
Władza ludowa nie kwapiła się jednak wypełnić tego zobowiązania. Dopiero w III Rzeczypospolitej zabużanie mogli się starać o rekompensatę za pozostawioną na Wschodzie własność. Walicki, jako jedyny spadkobierca rodzinnego majątku, wystąpił z pozwem o 4 miliony 850 tysięcy złotych odszkodowania. Na tyle bowiem kilka lat temu wyceniony został majątek rodziny.
Wczoraj przed gdańskim Sądem Okręgowym odbyła się pierwsza rozprawa w tej sprawie. Pełnomocnik wojewody, reprezentującego Skarb Państwa, Barbara Soczyński, stwierdziła jednak, że nie jest on właściwym adresatem pozwu. Według niej, Walicki powinien zwrócić się o odszkodowanie np. do Ministerstwa Skarbu.
Inaczej rzecz widzi pełnomocnik Walickiego, mecenas Roman Nowosielski. Stwierdził, że wojewoda jest przedstawicielem rządu w terenie, a skoro to polski rząd zobowiązał się do rekompensaty, to tylko od niego można domagać się odszkodowania. Rozprawa została bezterminowo odroczona. Gdański sąd w najbliższych tygodniach ma rozstrzygnąć kwestię adresata pozwu.
Czesław Romanowski