Wałęsa: przewidziałem cenę za kapitalizm
Już wtedy wiedziałem, że zapłacimy wielką cenę, bo zmiany będą tak duże; trzeba będzie zbudować kapitalizm. A trzeciej drogi nie ma - mówił Lech Wałęsa.
20.08.2005 | aktual.: 20.08.2005 11:38
- On chyba jedyny myślał o kapitalizmie. Ja na pewno nie. Za kapitalizm nie siedziałbym nie tylko 8,5 roku, ale nawet miesiąca, tygodnia - ripostował prof. Karol Modzelewski. Lech Wałęsa, przywódca sierpniowego strajku, Tadeusz Mazowiecki, wówczas szef doradców w Stoczni Gdańskiej, prof. Karol Modzelewski (słynny w PRL opozycjonista) i red. Krzysztof Kozłowski dyskutowali wczoraj w Sali BHP Stoczni Gdańskiej o sierpniowym strajku i fenomenie "Solidarności", a także późniejszych podziałach.
- Na zakończenie strajku powiedział pan: "Dzisiaj nosicie nas na rękach, a jutro będziecie rzucać w nas kamieniami". Czego się pan bał? - zapytał Wałęsę red. Piotr Mucharski. - Miałem doświadczenie z roku 70. Wtedy przegrałem. Wychodząc powiedziałem tak: "Boże, daj mi tu jeszcze raz wrócić i rozegrać tę partię". Już ta koncepcja, która zaczęła się układać, prowadziła do końca komunizmu. Nie można wstawić do motoru, który chodzi w lewą stronę, jednego tryba chodzącego w prawą stronę. Albo ten tryb zniszczy ten motor, albo motor zniszczy tryb - mówił Wałęsa.
Wywód Wałęsy wywołał lekką konsternację. Ale dyskutanci podchwycili jego metaforę o śrubie w silniku. - W tamtym ustroju totalitarnym uzyskanie wolnych związków zawodowych było wyłomem. Mieliśmy świadomość, że to będzie inny ustrój, nie mieliśmy świadomości, że zmienimy go w tak szybkim czasie. Przypuszczaliśmy, że ten motor będzie się rozkładał dłużej - mówił Mazowiecki. Przypomniał, że na pierwszym zjeździe "Solidarności" zaproponowano program Polski samorządnej, który nie był bynajmniej programem gospodarki wolnorynkowej, tylko naprawy państwa.
Nawet prof. Modzelewski, który nie walczył o wolnorynkową gospodarkę, zgodził się z metaforą Wałęsy, że niezależne związki zawodowe odwracały system w inną stronę. - W gruncie rzeczy był to wyrok śmierci na ustrój - podkreślił. Wałęsa tłumaczył też, że tak zwana wojna na górze była prowadzona przeciwko niemu. - Panowie, przecież to ja byłem na tej górze - mówił. - Ale to pan o niej mówił - wtrącił Mazowiecki. Wałęsa: Ja wygłosiłem formułkę z paryskiej "Kultury", że demokracja to nic innego, jak wojna każdego z każdym w żelaznych ramach prawa. Następnego dnia Niezabitowska powiedziała, że Lech Wałęsa wypowiedział nam wojnę. Mazowiecki: Nie, nie... Wałęsa: No, tak to było. - Nie od nas wyszło to hasło - podkreślił Mazowiecki i przyznał, że polityczny ruch, jakim była "S", musiał się podzielić.
Wszyscy zgodzili się, że styl podziału był niewłaściwy. - Kiedy słyszałem, że program przebudowy jest zbójecki, to postanowiłem go bronić. Nie doceniłem tego, że mający wysokie wyniki w sondażach premier nie wygra z legendą - mówił Mazowiecki. - Problemem dla mnie było, że przegrałem nie z legendą, ale z człowiekiem znikąd (Stan Tymiński - dop. red.) - Pan przegrał nie z Tymińskim, tylko już reformy zaczęły boleć ludzi - tłumaczył Wałęsa.
Debatę zorganizowała redakcja "Tygodnika Powszechnego". Jej zapis ukaże się 29 sierpnia.
Dziennik Bałtycki
Barbara Madajczyk-Krasowska