PolskaWałęsa: chwała agentom!

Wałęsa: chwała agentom!

Róbcie co chcecie! Chcecie powiedzieć, że jestem agentem? No, to dobrze, cieszcie się, że jestem agentem. Agenci przewrócili komunizm, oddali wam w ręce, a wy nie wiecie, co z tym zrobić. Chwała agentom! - mówił gość "Salonu Politycznego Trójki", były prezydent Lech Wałęsa.

Wałęsa: chwała agentom!
Źródło zdjęć: © PAP

27.06.2008 | aktual.: 27.06.2008 16:52

Krzysztof Skowroński: Panie prezydencie, będą procesy? Wytoczy pan telewizji? Prezesowi IPN? Autorom książki?

Lech Wałęsa: Jeśli prawnicy z takim wnioskiem do mnie przyjdą, to to zrobię. Jest faktem, że mogę za niszczenie mojego autorytetu, mogę uzyskać maksymalnie dużo, bo nie mają żadnego dokumentu. A w sądzie liczą się fakty i oryginały. Dlatego mają wszystkie sprawy przegrane. Natomiast mamy takie prawo, że historyk może pisać bzdury. Jemu wolno. Dziennikarz podobnie. I dlatego Polskie prawo jest złe. Bo gdyby dostał jeden, drugi nauczkę, żeby nie niszczyć polskich zwycięstw, żeby nie niszczyć polskich bohaterów, to byłoby w Polsce inaczej.

Panie prezydencie, to dlaczego pan w historykach, dziennikarzach czy kimkolwiek innym upatruje... A dlaczego pan nie wytyczy procesu tym esbekom, którzy fałszowali dokumenty i robili rozmaite rzeczy? Pan wie, że ten facet fałszował dokumenty na Lecha Wałęsę, to dlaczego pan nie pójdzie do sądu, nie powie: „to pan jest winny, panie esbeku”?

- Panie, ja z nimi walczyłem. Bardziej niż chyba z systemem. I zwyciężyłem. I mnie zwycięstwo wystarczy. A oni służyli tej koncepcji. Ich sprawa. To była walka. Walka zakończona. Ja się cieszę zwycięstwem. Idziemy dalej. A od rozliczeń są inni. Róbcie to. Tylko w dobrą stronę. Wy rozliczacie mnie, zamiast tych ludzi.

Ale to są pytanie, nie rozliczenia. To jest próba zrozumienia. Każdy człowiek na kuli ziemskiej ma prawo pytać, zastanawiać się, zbierać fakty. Pan to robi przez całe życie.

- Ale politycy muszą to układać w interes. A jaki interes jest w tym, by wywyższać bezpiekę, a niszczyć Wałęsę? Jaki ma pan tu interes?

Myśli pan, że można takie wnioski wyciągać?

- Proszę pana, jak pan przeczyta książkę… jest dziesięć tekstów tylko, nawet tego „Bolka”, a książka ma siedemset stron. To, co tam jest napisane? Kto się tu wymądrza i sto razy powtarza to samo? Co to jest?! to jest historyczna książka?!

Trzysta stron dokumentów.

- Jakich dokumentów?

Różnych, panie prezydencie. Jedne dotyczą lat dziewięćdziesiątych, inne osiemdziesiątych...

- Niech różne do różności wprowadzą, a niech nie prowadzają do Lecha Wałęsy. Bo jeśli tak, to wszystkie dokumenty są moje.

Panie prezydencie, w beczce miodu musi być troszkę goryczy.

- Tak jest. Wywalczyłem wam wolność, a wy nie wiecie, jak ją uprawiać. I macie pretensję o to, że spuściliście sobie sto kilo złota na nogę i płaczecie. Gdybym ja wiedział wcześniej, to byście jeszcze w dupę dostali nie raz.

Panie prezydencie, tyle razy razem rozmawialiśmy, to może powiedzmy coś optymistycznego?

- Ale pan się będzie czepiać.

Nie, nie czepiać…

- Pan służy Kaczyńskim, i tyle.

Nie, nie, nie, nie czepiać, tylko mam dużą książkę Paczkowskiego…

- Powiedzcie: Cenckiewiczu, nie wygłupiaj się ze swoimi argumentami, tylko daj dokumenty!...

Nie, ale tak nie można. Rozmawia Krzysztof Skowroński z Lechem Wałęsą. Nikt inny. Po prostu zwykła rozmowa.

- Ale komu pan służy?

Nikomu.

- Polsce? Sprawie? Zwycięstwu?

Polsce, sprawie – tak. I prawdzie.

- Ja panu mówię prawdę, a pan wierzy w bezpiecką prawdę.

Ale przecież ja pana słucham.

- No tak, ale pan wciąż mówi, że ja kłamię, a bezpieka mówi prawdę. No tak to wygląda.

Nie powiedziałem ani razu, że pan kłamie, tylko pytałem.

- No to pytaj się pan bezpieki, a nie mnie! W moją prawdę nie chcą wierzyć Cenckiewicze i inne. A w swoją wierzą. Niech się zapyta jeden czy drugi dziadka, który służył w UB, niech się jego zapyta! A ja muszę z jego konsekwencjami walczyć. I tam nie widzi, tam nie opisuje nic. Za moje zwycięstwo, za moje ofiarowanie się!… I oni lepiej by to zrobili. Trzeba było zrobić!

A zamknąłby pan archiwa IPN-u teraz?

- Nie. Tylko postawił ludzi mądrzejszych, którzy się troszeczkę znają na tym i którzy rozumieją tamte czasy. Ale oni wierzą w świętość papierów bezpieckich. Paczkowski udowodnił, że na mnie jako jedynego podrabiano w takiej skali dokumenty. Czytał pan książkę Paczkowskiego i Friszke?

Czytałem.

- Jest tam napisane, że podrabiano?

Jest napisane, że podrabiano. I w tej też jest napisane, że podrabiano.

- A dlaczego pan nie pójdzie dalej w swoim myśleniu? Jeśli podrabiano zawodowo na polecenie najwyższych władz PRL-u, to liczono się z tym, że ktoś będzie sprawdzał, więc umiejscowiono to tak daleko, w takim momencie, żeby dodać trochę wiarygodności. Umieszczono tak odlegle, że sprawdzić tego nie można. I wy w to uwierzyliście. Złapaliście na gorącym uczynku, że oszukiwali, a nie pomyśleliście dalej? Jak oszukiwali, to musieli gdzieś to umiejscowić, bo ktoś mógłby sprawdzać. Wymyślili bajeczkę, że Wałęsa jest święty, ale tam miał słabość. Tak większość myśli. I wy się na to nabraliście. I chcecie mi to na siłę udowodnić. Udowadniali mi, że na jakiejś taśmie to powiedziałem, przyznałem się. No i widzi pan? Taśma się znalazła i jak wyglądają? A przecież kazano mi się przyznać! Bo jest taśma! Kolesie moi mnie taśmą szantażowali, żebym się złamał! A jak się taśma znalazła, to nikt o taśmie już nic nie mówi. Wszystko polega na tym, że chcą mnie chociaż trochę ugryźć. Nie da rady! Bezpieka mnie nie złamała i wy
czterdzieści milionów nawet nie zmusicie mnie do przyznania się do rzeczy, które są nieprawdziwe! Za żadną cenę. Oczywiście, gdybym tak kalkulował jak wy, to bym się przyznał. Ale nie mogę się przyznać, bo to jest nieprawda! Nigdy nie służyłem po tamtej stronie. Nigdy nie współpracowałem z bezpieką. Nigdy nikt mnie nie pokonał w ten sposób. A że grałem… nie wszystkie moje bitwy były piękne i zwycięskie. Tak, to prawda. Podpisałem dokumenty. Tak, to prawda. Ale nie współpracy. Tylko standardowe, jak wszyscy. Taka jest prawda, ale wy nie chcecie w tę prawdę uwierzyć. Chcecie mnie chociaż trochę trafić. Nie da rady. Za żadną cenę.

Z tym „chcecie” bym tutaj…

- Pan przecież też o to zabiega?

Żeby pana trafić?

- Każdy ma swoją słabość.

Każdy ma.

- Nie w polityce. Ja z piersi matki wyssałem antykomunizm i walczyłem, jak mogłem. Oczywiście nie wciąż tak bohatersko. Bo bym dawno padł. Chodziło o to, żeby przeżyć, żeby wygrać, żeby się przygotować. I ja to robiłem przez całe życie. Aż do tego doprowadziłem. Nawet się nie mogłem przyznać, musiałem udawać, że nie wiem, o co mi chodzi. Nie miałem wyboru, bo kolesie mnie zdradzili, nie chcieli dalej walczyć, bo wystarczyły im wybory i 30%. Chcieli czekać cztery lata. No gdybyśmy poczekali do końca kadencji Jaruzelskiego, byście się pozbierali. Następne dziesięć lat trzeba było walczyć. Musiałem sam tego dokonać. I dokonałem.

Ale teraz, pan mówi już o innych kolegach i o innej sytuacji.

- O kolesiach… w większości jesteście teraz.
Panie prezydencie, trochę optymizmu i zwykłego spojrzenia na sprawę.

- To był chyba ostatni mój wywiad. Teraz już powiem: Nie, idźcie do diabła! Nie będę odpowiadał na żadne pytania! I koniec. Zajmuję się innymi sprawami. Mam dużo spraw ciekawszych, ładniejszych i tym wywiadem z panem kończę odpowiedzi na te pytania. Róbcie co chcecie! Chcecie powiedzieć, że jestem agentem? No, to dobrze, cieszcie się, że jestem agentem. Agenci przewrócili komunizm, oddali wam w ręce, a wy nie wiecie, co z tym zrobić. Chwała agentom!

To nie mogą być ostatnie słowa tego wywiadu.

- To są najmądrzejsze słowa, jakie można powiedzieć w tej rzeczywistości.

Przeczytaj cały wywiad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)