Wałęsa: bezpieka mnie popierała, bo byłem obliczalny
Zastanówmy się dlaczego bezpieka w sumie w jakiś sposób mnie popierała? Po pierwsze dlatego, że byłem obliczalny. Po drugie – walczyłem z systemem, a nie z ludkami żadnymi. Po trzecie – bezpieka mogła liczyć, że z Wałęsą, z tym robolem to sobie poradzimy. I gdyby inaczej myślała, to ja nie miałem szansy przeżyć. Pozwoliłem się lekceważyć, pozwoliłem wierzyć, że oni zwyciężą. I tylko tak mogli się zgodzić na reformowanie. W innym przypadku nie mielibyśmy wolnej Polski - pwiedział prezydent Lech Wałęsa w "Sygnałach Dnia".
08.08.2006 | aktual.: 08.08.2006 11:29
Sygnały Dnia: Sądzi pan, że rzeczywiście ów słynny już „Delegat”, tajny współpracownik SB, ujawni się sam?
Lech Wałęsa: Byłoby to najlepsze, ale to nie takie proste. Czy wystarczy odwagi?
No dobrze, a jak pan się czuje, jak pan reaguje, kiedy słyszy z ust księdza Henryka Jankowskiego, że (cytuję) „nie ukrywam, że ja pasuję do charakterystyki przedstawionej w artykule”?
- Kiedy zadano księdzu Jankowskiemu pytanie o mnie, on nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Ja odpowiem tak: ksiądz Jankowski był moim przyjacielem i zostanie. Czym będzie miał ciężej, tym bardziej może na mnie liczyć. I jeśli patrzę na jego historię, na to, ile on zrobił dla mnie, dla Polski wolnej, to nawet gdyby popełnił ten tekst, gdyby popełnił dziesięć takich tekstów, to i tak tyle, co zrobił, rekompensuje jakąś przymusową, głupią wpadkę. Tak bym na to odpowiedział.
Czyli co? Przyjmuje pan, panie prezydencie, za możliwe, że to ksiądz Henryk Jankowski?
- Nie, nie, w ogóle nie rozważam. Ja tylko wiem, jakie metody miała Służba Bezpieczeństwa i wiem, że nie znałem nikogo, kogo by nie złamano. A jak ktoś nie dał się złamać, to na pewno jest w ziemi od dawna. I dlatego też trzeba rozumieć walkę. To amatorzy dziś oceniają, bohaterów grają. Nie żartujcie. To była walka na śmierć, na życie. Trzeba zobaczyć, co, jak i w jakim momencie i jak to wyglądało i dopiero oceniać. I dlatego ja nie oceniam nikogo i tak proponuję myśleć.
Oprócz tej działalności w trakcie spotkania z papieżem Janem Pawłem II, owego „Delegata”, miał on także mieć wpływ czy wręcz spowodować pana zwycięstwo w wyborach na szefa Związku podczas I Zjazdu Solidarności, zwycięstwo niedużą przewagą.
- I teraz zależy, kto na to będzie patrzył. A zastanówmy się na spokojnie – dlaczego bezpieka w sumie w jakiś sposób mnie popierała? Po pierwsze dlatego, że byłem obliczalny. Po drugie – walczyłem z systemem, a nie z ludkami żadnymi. Po trzecie – bezpieka mogła liczyć, że z Wałęsą, z tym robolem to sobie poradzimy. I gdyby inaczej myślała, to ja nie miałem szansy przeżyć. Pozwoliłem się lekceważyć, pozwoliłem wierzyć, że oni zwyciężą. I tylko tak mogli się zgodzić na reformowanie. W innym przypadku nie mielibyśmy wolnej Polski. I dlatego spokojnie w tych ocenach, spokojnie w tym przyglądaniu się. Tylko tak możemy dojść do prawdy i widzieć, kto coś zrobił, a kto nie zrobił nic. No właśnie.
Czy to nie jest paradoks, panie prezydencie, że ów człowiek mógł uzyskać status pokrzywdzonego?
- No tak, dlatego że jak połowę dokumentów zniszczono... Jakie problemy ja miałem, to pan słyszał, mimo że nie było żadnych dokumentów, tylko ksero. I w tym bałaganie, na tej drodze ewolucyjnej, gdzie był czas na niszczenie, na podrabianie, na chowanie, jest to możliwe.
Zna pan z pewnością, panie prezydencie, kształt nowej ustawy lustracyjnej zaproponowanej przez Sejm. Zna pan również poprawki zgłoszone przez senatorów Rzeczpospolitej. Jak pan sądzi, jaki będzie przebieg dalszej dyskusji nad tym, które poprawki senackie zostaną przyjęte, które odrzucone? I w ogóle jak, pana zdaniem, lustracja powinna wyglądać dziś, w 2006 roku?
- Od samego początku mówiłem, że nawet spod Grunwaldu jeszcze nie wyjaśniliśmy wszystkich agentów i chyba nie wyjaśnimy. Mówiłem to, że z mojego punktu widzenia jest to niezbędnie konieczne, ale tylko i wyłącznie dlatego, że popaprańcy różni, słabi ludzie, którzy nie potrafią formułować dobrych programów, nie potrafią dobrze służyć narodowi, oni podpierają się właśnie tego typu materiałami. Oni w walce, kiedy nie mogą pokonać przeciwnika czy rywala, oni puszczają takie bąki – agent i tak dalej. I zanim się ktoś zorientuje, zanim wyjaśni, no to już wybory przegrał. I żeby zabrać małpom brzytew, trzeba tego dokonać i tak operatywnie, żeby można szybko, błyskawicznie sprawdzić i tych nieudaczników powypychać, niech nie biorą się za rzeczy, za które brać się nie powinni. I z tych powodów musimy poprawiać, polepszać, aby do tego dojść, by zabrać małpom brzytew, która jest niebezpieczna w ich rękach.
A jeszcze wrócę do poprzedniego pytania. Skoro ów „Delegat” mógł uzyskać dziś status pokrzywdzonego, to rzeczywiście może rację mają posłowie, chcąc zlikwidować ową instytucję?
- Nie, wie pan, tam są różne zagrywki. Niektórzy mówią, że właśnie jeszcze sobie pograć z niektórymi. Tak że nie, nie. Nie wchodzę w szczegóły, bo – jak mówię – tym się nie interesuję tak bardzo. Mam nadzieję, że jednak nacisk społeczny będzie powodował, że będziemy coraz mądrzejsze rzeczy robić, mądrzejsze rozwiązania, ale idące w tym kierunku, bo sprawiedliwości do końca nie dojdziemy, bo jak mówię – materiały zniszczone, bo najważniejsi ukryci. Natomiast żeby nie było gry tymi materiałami, żebyśmy się zajęli właściwie programami i dobrym działaniem, to trzeba ten temat zlikwidować. A zlikwidować można tylko przez poprawianie mankamentów różnych ustaw czy wcześniejszych rozwiązań.