Walentynowicz poznała nazwiska donosicieli
Około 50 tomów liczą akta inwigilacji Anny Walentynowicz, którą prowadziło ponad 100 funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i ich tajnych współpracowników w latach 1978-89. Wczoraj legendarna suwnicowa ze Stoczni Gdańskiej zapoznawała się z dokumentami. Nie wyklucza publikacji akt i nazwisk agentów.
Materiały bezpieki zebrane przez gdański oddział Instytutu Pamięci Narodowej opisują m.in. operację "Klan" i próbę zamachu na Walentynowicz w 1981.
"Klan" był akcją, która miała na celu skłócenie środowiska solidarnościowego, szczególnie Lecha Wałęsy z panią Walentynowicz i małżeństwem Andrzeja i Joanny Gwiazdów - mówi dyrektor gdańskiego IPN Edmund Krasowski.
Anna Walentynowicz swoje akta w gdańskim IPN będzie czytać cały przyszły tydzień. Dokumenty IPN dostała nie po raz pierwszy. Trzy lata temu otrzymała kopie części materiałów. Pierwsza lektura była pobieżna.
Dowiedziałam się, jak bardzo aktywni byli tajni współpracownicy, a to byli pracownicy MKZ (Międzyzakładowy Komitet Założycielski - red.) - mówiła Walentynowicz. Najbardziej interesuje mnie okres po rozstaniu z MKZ i wprowadzeniu stanu wojennego - dodaje. W środę stwierdziła, że dokumenty, choć nic jeszcze w nich nowego o Lechu Wałęsie nie znalazła, nie zmieniają jej relacji z nim. Od lat Walentynowicz utrzymuje, że Wałęsa był współpracownikiem SB.
W październiku 1981 r. Służba Bezpieczeństwa usiłowała otruć Annę Walentynowicz. To była bardzo silna kobieta, bezpieka się jej bała - uważa szef gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Edmund Krasowski. Walentynowicz wczoraj oglądała swoje akta.
Anna Walentynowicz, była suwnicowa ze Stoczni Gdańskiej i jedna z głównych bohaterów Sierpnia'80, spędziła w gdańskim IPN ponad cztery godziny. Akta SB na jej temat zgromadzone w Instytucie obejmują ok. 50 tomów z lat 1978-89.
Dokładnie opisane są działania SB mające na celu skłócenie pani Ani, Andrzeja i Joanny Gwiazdów z Lechem Wałęsą - mówi Edmund Krasowski. To odbywało się np. przy pomocy kłamstw rozpowiadanych przez agentów - dodaje.
Pierwsze, nieliczne kopie dokumentów z IPN Walentynowicz dostała zaraz po uzyskaniu statusu pokrzywdzonej przed trzema laty. Dostała już odtajnione 42 nazwiska tajnych współpracowników i funkcjonariuszy SB, którzy ją rozpracowywali. Teraz może otrzymać kolejne, ok. 100.
Jeszcze nie zrobiłam użytku z tej wiedzy, kiedy dostanę wszystkie pewnie je upublicznię - powiedziała wczoraj Walentynowicz. To co ją zaskoczyło podczas lektury akt, to nazwisko jednej ze współpracownic bezpieki ze Stoczni Gdańskiej o pseudonimie "Wala".
Była zatrudniona jako prawnik, zajmowała się kombatantami - mówiła Walentynowicz. Dopiero teraz się dowiedziałam, że była tajnym współpracownikiem. To co teraz czytałam, znam z autopsji, pamiętam te rozmowy - dodaje. Sprawa zamachu na Walentynowicz jest już od ubiegłego roku badana przez prokuratorów IPN. Walentynowicz o tym, że była próba jej otrucia dowiedziała się z jednego z mikrofilmów, jakie zachowały się w dokumentach bezpieki.
W październiku 1981 roku w Radomiu, kiedy zaproszono mnie na spotkanie z pracownikami, pojawiło się też dwóch oficerów SB z Warszawy - opowiada Walentynowicz. Instruowali oni tajnych współpracowników, jak mają się zachowywać podczas spotkania z Walentynowicz, jakie mają zadawać pytania.
Działaczka "S", która miała mnie gościć miała mi podać w potężnej dawce furosemid bez osłony, co powoduje zawał serca - relacjonowała zapisy z akt Walentynowicz. Nie udało im się dzięki temu, że miałam tam być przez kilka dni, a po pierwszym spotkaniu zdecydowałam się wrócić do domu. Uważałam, że takie zachowanie pracowników, taką atmosferę wywołali ludzie zakochani w Wałęsie. Nie przypuszczałam nawet, że to mogą być ustawieni ludzie, tajni współpracownicy - dodaje.
Anna Walentynowicz zamierza przeglądać teraz kolejne tomy akt. Kolejne wizyty w gdańskim IPN zaplanowała na przyszły tydzień.
Michał Lewandowski