Walczą z Castro w internecie
Większość ich rodaków nie wie, co to internet. Ale oni wiedzą doskonale. Na Kubie rozwija się nowe, nieznane do tej pory zjawisko - ruch cyberdysydencki. Materiały kompromitujące komunistyczne władze miejscowi studenci nagrywają sami lub ściągają ze świata przy pomocy uczelnianych komputerów. Prawda krąży po Kubie na elektronicznych przenośnikach pamięci. Bo w oficjalnym życiu - pomimo odejścia Fidela Castro - wciąż jej nie ma - czytamy w "Dzienniku".
11.03.2008 | aktual.: 11.03.2008 10:50
Oto jedna z internetowych scenek. Lutowe spotkanie studentów z szefem fasadowego parlamentu w Hawanie:
Dlaczego nie wolno mi wyjechać z Kuby? Dlaczego nie mogę pojechać do Boliwii, by zobaczyć, gdzie zginął Ernesto Che Guevara? - dopytuje kubański student. 70-latek, jeden z rządzącego wyspą pokolenia starców, weteranów rewolucji 1959 r., w końcu znajduje odpowiedź. Ja w twoim wieku też nie podróżowałem. Gdyby wszyscy chcieli pojechać, to zabrakłoby miejsc w samolotach - ucina.
Alarcon wywołuje poruszenie, studenci napierają. Pytają, czemu nie mogą spać w hotelach dla cudzoziemców, więcej zarabiać i korzystać z Google. Dygnitarz kluczy, nie przypuszczając, że jest nagrywany i że kompromitujący go filmik wkrótce zacznie krążyć po Kubie.
I wcale nie w państwowej telewizji ani nie w kubańskim "internecie", w którym maile można wysyłać jedynie do innych mieszkańców wyspy. Studenci skopiują film na przenośne drive-flashe, które kilka lat temu wyparły na całym świecie poczciwe dyskietki. Będą je przenosić po Hawanie, kopiować na prywatne komputery i rozdawać kolegom. Tak kubańska rewolucja staje w obliczu technologicznej kontrrewolucji.
Na Uniwersytecie Informatycznym, jednej z nielicznych instytucji, która ma dostęp do światowego internetu, studenci ukradkiem ściągają krytykujące kubański reżim filmy i amerykańskie programy rozrywkowe. Urządzenia flash, na których je rozprowadzają, przemycają na Kubę z pomocą przyjaciół z Europy. A dzięki nielegalnym połączeniom z internetem dysydenci zakładają antyreżimowe strony i prowadzą blogi, na których opisują codzienne życie na "wyspie wolności".