Zamówiła kawałek ryby. Na widok ceny oniemiała

46,40 zł - taką cenę za danie rybne zapłaciła czytelniczka "Gazety Wyborczej Trójmiasto", która poskarżyła się na koszt posiłku w barze w Krynicy Morskiej. - Szczerze, gdy zobaczyłam ten rachunek, zamurowało mnie - opowiada, mówiąc, że nie spodziewała się takiej ceny za "średniej wielkości filet".

Jak podaje gazeta, 13-16 zł za 100 gr dorsza to standard w nadmorskich smażalniach. W Trójmieście za podobne kwoty można zjeść pstrąga i sandacza. Nieco więcej (15-18 zł za 100 gr) zapłacimy za halibuta, a najmniej za flądrę (ok. 12 zł za 100 gr). Ceny wzrosły przez rok o 2-3 zł.

Rekordzistą jest lokal na gdańskich Stogach, gdzie za 100 gr łososia lub karguleny zapłacimy 25 zł.

Właściciel jednej ze smażalni przy gdańskiej plaży przyznaje w rozmowie z "GW", że ceny ryb wynikają z innych podwyżek. Właściciele lokali muszą płacić więcej niż przed rokiem za prąd, gaz, wodę i wywóz śmieci. Do tego smażalnie działają sezonowo, więc walka o klienta niższymi cenami nie wchodzi w grę.

Właściciel restauracji w centrum Gdańska dodaje, że przez pandemię Polacy częściej spędzali wakacje w kraju niż za granicą. Popyt wpłynął także na wzrost cen ryb - kilogram dorsza w hali handlowej w Gdańsku kosztuje 71 zł.

Marcin Jodko, prezes Krajowej Izby Producentów Ryb, tłumaczy w rozmowie z "Wyborczą", że na wyższe ceny ryb mają również większe limity połowowe. W ich efekcie rybacy mogą dostarczyć mniej ryb do restauracji. Inną kwestią są pośrednicy, przez których ryby z zagranicznych akwenów muszą przejść, zanim trafią do polskich kupców.

Źródło: "Gazeta Wyborcza Trójmiasto"