Wabik z długimi nogami
Przynętą były młode, przyciągające uwagę mężczyzn, kobiety - bez zobowiązań, bez pieniędzy. Ofiary to mężczyźni szukający przez internet przyjaciółek oraz bogaci biznesmeni, który przyjeżdżali do Poznania w interesach.
25.11.2004 | aktual.: 25.11.2004 09:08
Na pomysł szantażu wpadł 35-letni Waldemar K. i kilku jego kolegów. Wyszli oni z prostego założenia, że wydatek kilkunastu tysięcy złotych dla zatuszowania skandalu nie będzie dla takiej osoby problemem. Bandyci zaczęli działać w połowie 2002 roku.
- Pomysł zrodził się dość przypadkowo, ale już jego realizacja była przeprowadzana szczegółowo - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus z wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Samotność biznesmena
Piotr L. musiał czuć się bardzo samotny, bo w listopadzie 2002 r. szukał znajomych w internecie. Na jednym z czatów poznał Asię. Wystarczyło kilka rozmów, aby umówili się na spotkanie. 9 grudnia Piotr L. przyjechał do Poznania. Asia nie była zbyt pruderyjna, bo natychmiast zaprosiła mężczyznę do motelu, w którym wynajmowała pokój. Ich spotkanie zostało brutalnie przerwane, gdy do środka wtargnęło czterech mężczyzn.
Zaczęli okładać pięściami Piotra L., krzyczeli, że go zabiją. Przetrząsnęli kieszenie zabierając 3 tys. zł w gotówce oraz karty kredytowe, na które wypłacili niemal tę samą sumę. To był jednak wstęp. Sponiewierany mężczyzna noc spędził w piwnicy.
- Sprawcy cały czas powtarzali, że spotykając się z Asią znieważył ich kolegę, którego jest dziewczyną. Za to należała się kara. To był pomysł na zastraszenie, który wykorzystywali także przy innych okazjach - mówi prokurator Mazur-Prus.
Piotr L. mógł się wykupić. Przerażony pojechał do banku i wypłacił 50 tys. zł, które od razu przekazał napastnikom. Jednak nie był to koniec jego kłopotów. Kilka miesięcy później znowu został zaszantażowany. Tym razem chodziło o 60 tys. zł. W następnych miesiącach podobnych sytuacji było wiele. W sumie znajomość z Asią ko- sztowała Piotra L. 367 tys. zł!
Wstydzą się do dziś
Marnym pocieszeniem dla Piotra L. może być fakt, że nie on jeden dał się złapać. Piotr B. chciał się zabawić. Z dziewczyną umówił się w apartamentowcu przy ulicy Garbary. Chwilę później był pobity i uboższy o prawie dwa tysiące złotych. Inny przedsiębiorca stracił cztery razy tyle. Przebieg zdarzeń zawsze był ten sam. Wyjątkowego pecha miał Krzysztof J. Mężczyzna umieścił w internecie ogłoszenie o pracy. Na anons odpowiedziała Dorota, która zaprosiła przyszłego pracodawcę do swojego mieszkania w Poznaniu. Tam miała przekazać stosowne dokumenty.
Nie zdążyli długo porozmawiać, bo nagle pojawiło się trzech rosłych mężczyzn. Jeden z nich kopnął Krzysztofa J. w brzuch. Znaleźli 5 tys. zł, ale to ich nie zadowoliło. Zmusili przedsiębiorcę, aby zawiózł ich do swojej firmy. Tam otrzymali 6 tys. euro. Biznesmen milczał przez kilka miesięcy, ale w październiku 2003 roku opowiedział poznańskim policjantom o swojej przygodzie.
Parszywa piętnastka
Za kratkami znalazł się Waldemar K., któremu prokuratura zarzuca kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. I sześciu jego kompanów. Trzeba było jeszcze dotrzeć do ich ofiar.
- Było to utrudnione, bo pochodzili oni z terenu całego kraju. I byli typowani na zasadzie przypadku - tłumaczy prokurator Mazur-Prus. Ostatecznie ustalono, że w pułapkę wpadło co najmniej ośmiu przedsiębiorców mężczyzn. Znane są nazwiska tylko sześciu. To na pewno jednak nie wszyscy.
- Niektórzy milczą ze wstydu - uważa Andrzej Laskowski, naczelnik wydziału ds. przestępczości zorganizowanej. Na ławie oskarżonych zasiądzie też osiem kobiet. Dwie z nich za to, że udostępniły bandytom konta bankowe, na które przelano wyłudzone pieniądze.
Adrian Merk