ŚwiatW tym plecaku mogła być bomba

W tym plecaku mogła być bomba

Wczoraj na dworcu głównym w Opolu i na przystanku MZK w centrum miasta podrzuciliśmy plecaki. Nikt się nimi nie zainteresował.

W tym plecaku mogła być bomba

15.07.2005 | aktual.: 15.07.2005 11:06

- Nie jesteśmy czujni - mówi wojewoda opolski. - Myślimy, że terroryści nie zaatakują Opola - komentuje szef policji. Godzina 8.40. Wchodzę na opolski dworzec kolejowy z szarym plecakiem narzuconym na ramię. Dokładnie tydzień temu o tej porze zamachowcy byli już w londyńskim metrze. Bomby w wagonikach metra wybuchły o 8.50.

Jestem na peronie pierwszym opolskiego dworca. Na ekspres "Barbakan” z Krakowa do Świnoujścia czeka około 50 pasażerów. Skończył się właśnie poranny szczyt (wtedy przez dworzec przewija się kilkaset osób w ciągu godziny). Poza tym są wakacje, więc na uczelnię nie dojeżdżają studenci. Jest 8.46. Siadam na brązowej ławce. Przy nogach kładę plecak wypełniony gazetami. Obok siedzi kilku pasażerów. Mijają cztery minuty. Kolejarz zapowiada przez megafon, że za chwilę na peron wjedzie ekspres. Wstaję z ławki i odchodzę kilkadziesiąt metrów dalej. Nikt nie zwraca uwagi, że zostawiłem plecak.

O 8.58 "Barbakan” rusza w dalszą trasę, ale na peronie wciąż są ludzie. Na ławce - dziesięć metrów od plecaka - siedzi trzech kolejarzy. Jeden z nich patrzy na pozostawiony plecak. Ale gdy na drugi peron wjeżdża szynobus z Brzegu do Kędzierzyna, kolejarze przechodzą właśnie do niego. Mijają minuty. Nasz fotoreporter robi zdjęcia. Nie zwraca na to uwagi nawet konduktor stojący trzy metry od niego. 9.05 - obok ławki zatrzymuje się na chwilę strażnik ochrony kolei. Rozgląda się, jakby szukał podejrzanych osób czy pakunków. Ale plecaka nie zauważa. 9.10 - tym razem na peron wchodzi policjant, ale szybko znika w dworcowej hali.

Godzina 9.17. Nic się nie dzieje, spokojnie siadam na ławce przy plecaku. Obok mnie trzy kobiety siedzą tu już dobrych kilka minut. Na plecak nie rzuciły nawet okiem. Pani Ryszarda z Opola czyta w gazecie artykuł o londyńskiej tragedii. Kiedy pytam, czy zauważyła, że od prawie pół godziny na peronie stoi tajemniczy plecak, odpowiada: - W ogóle na to nie zwróciłam uwagi.
- Lepiej, żeby nas nie spotkało to, co w Londynie - dorzuca Janina Nowak z Głubczyc, czekająca na pociąg do Wrocławia.
- Zdziwiło mnie to, że przyszedł pan bez plecaka, a odszedł z plecakiem - przyznaje Janina Barabasz z Raciborza. - Ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten plecak tu leżał dłużej.

Po chwili na peronie pojawia się patrol SOK i policji. Kiedy aspirant z I komisariatu w Opolu dowiaduje się, że to dziennikarska prowokacja, rzuca: - No to jesteśmy ugotowani. Sokista mnie przekonuje, że w tłumie trudno dostrzec, czy torba albo plecak ma właściciela czy też nie.
- Przed chwilą w holu dworca pasażerka zostawiła dwie torby. Stały kilka chwil, ale w końcu po nie podeszła - mówi. Dworzec kolejowy w Opolu ochrania patrol dwóch sokistów i policjant.

Komendant rejonu Straży Ochrony Kolei nie wierzy, że plecak stał w widocznym miejscu:
- Nasi ludzie powinni na to zwrócić uwagę. Gdyby któryś z pasażerów nam o tym powiedział, na pewno byśmy to natychmiast sprawdzili. Generał Michał Otrębski, komendant wojewódzki policji, mówi o przeświadczeniu wśród mieszkańców Opola, że tutaj nic złego nie może się stać, że nie jesteśmy celem ewentualnego ataku.
- W istocie jest w tym wiele racji, ale trzeba pamiętać, że taka sytuacja może się wydarzyć wszędzie. Tego nie można lekceważyć. To, co zrobiliście, ma bardzo pozytywne działanie. Ludzie przeczytają w gazecie, że takie sytuacje się mogą zdarzyć i że należy nas wtedy powiadomić.

Tomasz Wróblewski

Rozdamy ulotki

- Mój apel o czujność sprzed tygodnia, widać, nie przyniósł efektu - martwi się wojewoda opolski Elżbieta Rutkowska. - Na pewno policja, straż pożarna i inne nasze służby są przygotowane na takie zagrożenie, ale myślenie, że nas to nie dotyczy, jest błędem. Teraz po waszej akcji na pewno wydrukujemy ponownie ulotki informujące, jak się zachować w sytuacji zagrożenia. Będą one rozprowadzane na dworcach, w kościołach i centrach handlowych.

Myślimy, że nic nam nie grozi

Katarzyna Urban, psycholog z Uniwersytetu Opolskiego: - Ludzie nie zauważyli leżących plecaków, bo nie potraktowali poważnie zagrożenia. Ten tydzień wystarczył, byśmy powrócili do normalności, byśmy przestali rozmawiać o zamachu w Londynie. Gdyby te plecaki były podłożone dzień po tragedii, wtedy reakcja mogłaby być inna. Być może ktoś zawiadomiłby nawet policję. Niepokojące może być zachowanie służb, bo to przede wszystkim one powinny się zainteresować porzuconym plecakiem, a ich wyczulenie zawiodło. Moim zdaniem nie są należycie przygotowane i przeszkolone do takich działań. Zamach w Londynie to już trzeci taki akt terroru, po którym powinniśmy być szczególnie wrażliwi na tajemnicze pakunki, plecaki. Być może opolanie nie czują tego, że coś im grozi.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)