W stolicy Tybetu zamieszki; są zabici i ranni
Kilka osób zginęło w czasie
zamieszek w historycznym centrum Lhasy - poinformowało pogotowie
ratunkowe w stolicy Tybetu. Jest też co najmniej kilkunastu
rannych.
14.03.2008 | aktual.: 14.03.2008 15:23
Służba zdrowia nie podała żadnych konkretnych liczb. Miejscowe radio twierdzi, że co najmniej dwóch ludzi zginęło w starciach między Tybetańczykami, a chińską milicją.
O strzelaninie i zamieszkach w Lhasie informują też - jak podała ambasada USA w Pekinie - przebywający obecnie w mieście Amerykanie. Ambasada USA ostrzegła obywateli amerykańskich przed wyjazdem do Lhasy.
Agencja Associated Press informuje o wstrzymaniu przez agentów pekińskich biur podróży wyjazdów zagranicznych turystów do Lhasy.
Znajdujący się w mieście zagraniczni turyści mówią o panice, jaką w centrum miasta wywołały oddziały uzbrojonej chińskiej policji.
Cytowany przez AFP francuski turysta około południa przebywał w rejonie świątyni Dżokhang, gdy nagle znalazł się w grupie Tybetańczyków, niosących białe sztandary - grupa została błyskawicznie rozproszona przez policjantów. Wśród demonstrantów - twierdzi turysta - nie było widać mnichów. Wyraźnie przestraszony miejscowy przewodnik natychmiast odprowadził cudzoziemców do hotelu.
Niemiecki turysta, cytowany przez tę samą agencję, opowiadał, że od trzech dni w Lhasie zamknięte są wszystkie klasztory, a od piątku także sklepy i restauracje. Na ulicach widać tylko żołnierzy i policję - relacjonował. Dodał, że miejscowi przewodnicy ostrzegli, by cudzoziemcy nie wychodzili z hoteli, ponieważ w centrum miasta jest niespokojnie.
Z informacji agencji Xinhua wynika, że w centrum miasta podpalono wiele sklepów, a inne zostały zamknięte przez właścicieli. Naoczni świadkowie, cytowani przez agencję Reutera, także informowali o wielu spalonych sklepach i straganach w Lhasie, przede wszystkim w starej dzielnicy miasta - Barkhor, wokół głównego klasztoru Potali.
Według cytowanych przez AFP działaczy londyńskiej organizacji Kampanii Międzynarodowej na rzecz Tybetu, od rana sytuacja w Lhasie uległa zasadniczemu pogorszeniu. W rejonie klasztoru Ramoche spalony został samochód policji chińskiej, która udaremniła wiec okolicznych mieszkańców.
Tybetański rząd na wygnaniu zaapelował do wspólnoty międzynarodowej o mediację.
Rzecznik Centralnej Administracji Tybetańskiej, która urzęduje w północnych Indiach, Thupten Samphel wezwał władze chińskie do "umiarkowanego" reagowania na protesty oraz potępił użycie przez chińską policję gazów łzawiących wobec demonstrantów.
Samphel powiedział, że nie wie, czy w zamieszkach ktoś zginął, ale potwierdził, że kilku Tybetańczyków zostało rannych.
Przywódcy państw Unii Europejskiej zgromadzeni w Brukseli zaapelowali w piątek do Chin o powściągliwość w Tybecie. Ubolewanie z powodu napięć w regionie wyraziły też Stany Zjednoczone.
Przewodnicząca UE Słowenia zaproponowała trójakapitowy tekst, który został przyjęty. Apelujemy w nim o powściągliwość i o uwolnienie(...) zatrzymanych demonstrantów na rzecz Tybetu - powiedział minister spraw zagranicznych Francji Bernard Kouchner na konferencji prasowej.
Rzecznik Białego Domu Gordon Johndro powiedział, że Chiny powinny uszanować kulturę tybetańską i wieloetniczny charakter społeczeństwa. Wyrażamy ubolewanie z powodu napięć między grupami etnicznymi a Pekinem - zaznaczył.
Jak przypomniał, prezydent George W. Bush stale mówi, że Pekin powinien prowadzić dialog z dalajlamą.
Władze w Pekinie przyznały, że w Lhasie doszło do niepokojów, jednak zastrzegły, iż sytuacja "została ustabilizowana". (mg)