W sprawach wojny sejm nie może być niemową
Coraz mocniejsze kontrowersje wobec kampanii w Afganistanie nakazują przegląd dotychczasowych zasad podejmowania decyzji o udziale w wojskowych operacjach międzynarodowych. Dobrze zatem, że pojawiła się w sejmie propozycja nowelizacji ustawy o użyciu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej poza granicami państwa. Dyskusja nad nią może stworzyć dobrą okazję do takiego szerszego przeglądu. Nadzieja jest tym bardziej zasadna, że potrzebę włączenia parlamentu do procesu decyzyjnego w tym zakresie zgłaszał w ubiegłym roku sam marszałek sejmu, Bronisław Komorowski.
19.01.2010 | aktual.: 26.01.2010 17:22
Zgadzając się z tym w zupełności chciałbym zwłaszcza podkreślić taką potrzebę w stosunku do operacji ściśle bojowych, mających w istocie charakter operacji wojennych. W przypadku operacji stabilizacyjnych, pokojowych, humanitarnych taka konieczność - moim zdaniem - nie istnieje, bo albo są to działania w ramach bieżącej praktyki politycznej, leżące w pełni w gestii władzy wykonawczej, albo są to działania podejmowane w sytuacji kryzysowej, gdy występuje potrzeba szybkiej reakcji i dodanie procedur parlamentarnych mogłoby opóźnić całą decyzję. Można oczywiście rozważać, co proponują posłowie, włączanie sejmu w późniejsze procedury przedłużania takich operacji. Tym bardziej, że nawet w USA, znanych wszakże z "kowbojskiej doktryny", prezydent może samodzielnie (bez udziału Kongresu) użyć wojska w operacjach wojennych za granicą na czas nie dłuższy niż dwa miesiące, po czym ma obowiązek uzyskać akceptację parlamentarną. Uważam, że w Polsce w przypadku operacji o charakterze wojennym istnieje wręcz konstytucyjna
powinność udziału sejmu w procesie decyzyjnym od samego początku. Sejm w takich sytuacjach nie może pozostawać "Wielkim Niemową". Pisałem o tym nieco szerzej w WP 26.04.2009 r. w komentarzu: Przykre skutki braku strategii wojskowej.
Ale to nie wszystko. Sądzę, że wskazane byłyby jeszcze co najmniej dwie korekty w dotychczasowej praktyce parlamentarnego nadzoru nad obronnością.
Pierwsza dotyczy chyba najbardziej praktycznej sfery nadzoru władzy ustawodawczej nad wykonawczą, jaką jest budżet. Otóż warta rozważenia jest zmiana dotychczasowej praktyki budżetowania udziału państwa w operacjach międzynarodowych. Mówię o udziale państwa, jako że operacje te prowadzone są nie tylko przez siły zbrojne, ale także uczestniczą w nich coraz częściej inne służby państwowe (np. policja, straż pożarna, służby ratownicze, różne grupy wsparcia eksperckiego, cywilnej odbudowy itp.), a także wydawane są w ich ramach finansowe środki pomocowe na cele rozwojowe. Dlatego dotychczasowe finansowanie ich z budżetu MON (i częściowo z różnych innych budżetów, np. MSZ) nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Mało - jest już rozwiązaniem przestarzałym, z czasów gdy nasz udział w takich operacjach ograniczał się w zasadzie do wymiaru wojskowego. Dzisiaj i na przyszłość lepsze byłoby wprowadzenie zasady ustalania przez sejm kilkuletniego odrębnego budżetu operacyjnego na takie zadania i ustanowienie metod
rzeczywistego kontrolowania jego realizacji. Ustalenie ponadresortowego budżetu operacyjnego zwiększyłoby parlamentarną kontrolę nad operacjami i jednocześnie zracjonalizowałoby praktykę realizacyjną w tym względzie. Świadomość ram finansowych w wieloletniej perspektywie byłaby zapewne hamulcem w pochopnym zgłaszaniu akcesu do różnych operacji, a także wymuszałaby lepsze bilansowanie zadań i możliwości.
Druga propozycja korekty wynika z obserwacji ubiegłorocznej publicznej debaty na temat sił zbrojnych, jaką wywołała trudna sytuacja polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie oraz związane z tym wypowiedzi medialne i dymisja dowódcy wojsk lądowych, gen. broni Waldemara Skrzypczaka. Udział w takiej debacie parlamentu ograniczony jedynie do wysłuchiwania oficjalnych przedstawicieli MON nie wydaje się wystarczający do obiektywnego i wszechstronnego zbadania i oceny sytuacji oraz sformułowania stosownych wniosków. Jak pamiętamy, pojawił się wówczas pomysł wysłuchania gen. W. Skrzypczaka w konfrontacji z jego przełożonymi i całym kierownictwem MON. Była to próba bardzo niefortunna. Trudno było oczekiwać, aby przedstawiciele kierownictwa MON mogli w tej konfrontacji wyrażać inne opinie, niż oficjalne stanowisko MON. Nie mówiąc już o tym, że komisja chciałaby niejako zmusić będącego jeszcze w służbie gen. Skrzypczaka, aby ponownie wprost łamał reguły służbowej podległości, powtarzając krytyczne oceny działania
swych przełożonych. To nie mogło się powieść. Dlatego należało wezwać go na odrębne przesłuchanie.
To doświadczenie pozwala sformułować wniosek o szerszym, ogólniejszym charakterze. Otóż proponowałbym wprowadzenie zarówno w sejmie, jak i w senacie stałej procedury przesłuchań o poszerzonej w stosunku do dotychczasowej praktyki formule, która obejmowałaby wysłuchiwanie informacji nie tylko oficjalnych przedstawicieli rządu (MON, MSZ), ale także informacji, opinii, ocen, propozycji przedstawicieli innych instytucji, w tym pozarządowych, a także indywidualnych niezależnych ekspertów (jest to rutynowe rozwiązanie praktykowane w amerykańskim Kongresie). W mojej ocenie powinno to służyć wzmocnieniu cywilnego i demokratycznego nadzoru nad siłami zbrojnymi w części sprawowanej przez parlament.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski