ŚwiatW razie katastrofy nie możemy liczyć na pomoc w kraju

W razie katastrofy nie możemy liczyć na pomoc w kraju


Grozi nam czarny scenariusz. Wystarczy, że dojdzie do większego wypadku z udziałem kilkudziesięciu osób, by liczba ofiar była nieproporcjonalnie duża. I to nie z powodu braku pomocy lekarskiej, ale... wykrwawienia.

W razie katastrofy nie możemy liczyć na pomoc w kraju

12.07.2005 | aktual.: 12.07.2005 10:24

- Brakuje krwi! - przyznaje dr Małgorzata Szafran, kierująca Centrum Krwiodawstwa w Gdańsku. - W tej chwili mamy niewielkie zapasy wszystkich grup, ale najgorzej jest z 0 Rh plus i 0 Rh minus. Co gorsza, nie możemy liczyć na pomoc z innych regionów Polski, bo wszędzie jest tak samo. W Klinice Kardiochirurgii AMG wstrzymano właśnie zabiegi u ośmiu chorych wymagających natychmiastowej operacji.

Mirosław Kosiorek z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego stwierdza krótko: - Sytuacja jest tragiczna. Centralny Bank Krwi nie dysponuje zapasami na wypadek większej katastrofy. Pewne zapasy ma wojsko, ale są to ograniczone ilości. Pozostaje nam Europejski Bank Krwi, ale na ten najważniejszy lek trzeba by było czekać. Jest źle - twierdzi prof. Jan Rogowski, kierujący Kliniką Kardiochirurgii AMG. - Mamy problemy z krwią 0 Rh minus. Powinienem zoperować czterech pacjentów z tą grupą, a krwi mam na jeden zabieg. Lekarze przyznają, że wstrzymywane są operacje pilne. Takie na wagę życia.

W ubiegłym tygodniu w Klinice Chirurgii Dziecięcej AMG zadzwonił telefon z Banku Krwi. Poradzono, by lekarze prosili rodziców o oddawanie krwi. Bo brakuje. - Trafia do nas bardzo dużo rannych w wypadkach dzieci - mówi dr Andrzej Gołębiewski, chirurg z kliniki. - Przy zabiegach planowych np. usuwania guzów wątroby też trzeba zgromadzić większe zapasy. Zdarza się, że dzieci muszą czekać. W Klinice Chirurgii Urazowej, gdzie trafiają pacjenci z wypadków, zabiegi nie mogą być wstrzymywane.

- W ubiegłym tygodniu mieliśmy kilku młodych pacjentów wymagających przetaczania krwi - mówi dr Józef Prajs. - Nasze potrzeby są bardzo duże. Popyt i podaż Prawa rynku są nieubłagane. Popyt na krew co roku zwiększa się o 10-15 procent. Podaż maleje. - Przed kilkunastoma laty w Polsce było 400 tysięcy honorowych dawców krwi - mówi Mirosław Kosiorek z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku. - Dziś pozostało ich 200 tysięcy. Sprywatyzowano duże zakłady pracy, gdzie ,od zawsze" działały kluby krwiodawców. Wojska też coraz mniej. Politycy nie zauważyli, że honorowi dawcy nie są nieśmiertelni. Być może trzeba zmienić prawo tak, by znalazły się pieniądze na zapłacenie za lek, który niczym nie może być zastąpiony. - Bezpieczna krew to krew bezpłatna - replikuje dr Małgorzata Szafran z Centrum Krwiodawstwa. - Tak jest na całym świecie.

Na styk. Według dr. Jerzego Karpińskiego z gdańskiego pogotowia najważniejsza jest pierwsza godzina od wypadku. W tym czasie zaopatrzony przez ratowników pacjent powinien trafić do szpitala, gdzie musi czekać na niego krew. Wojskowy punkt krwiodawstwa w Gdańsku został zlikwidowany przed kilkoma laty. Najbliższy jest w Elblągu. Można liczyć na pomoc stacji w Słupsku. Ze Słupska do Gdańska samochodem jedzie się najszybciej półtorej godziny. - W Centrum Krwiodawstwa w Gdańsku mamy dziś 390 jednostek krwi - liczy dyrektor Szafran. - Zapasy wystarczą na kilka dni, ale wszystko zależy od zapotrzebowania. Zaś ono latem jest zawsze większe. A już na katastrofę, taką jak w Londynie, nie jesteśmy przygotowani.

Dorota Abramowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)