ŚwiatW przyszłym tygodniu Tajwan wybierze nowe władze. To może być bardzo niekorzystne rozdanie dla Chin

W przyszłym tygodniu Tajwan wybierze nowe władze. To może być bardzo niekorzystne rozdanie dla Chin

• 16 stycznia Tajwańczycy wybiorą prezydenta

• Sondaże wskazują na zwycięstwo proniepodległościowej kandydatki

• Tsai Ing-wen ma w nich 20-30 punktów proc. przewagi nad kontrkandydatem

• Prawdopodobna przyszła prezydent cieszy się sympatią w USA

• Równocześnie jest koszmarem dla Pekinu

• Chińscy komuniści obawiają się wolty w dotychczasowej polityce Tajpej

W przyszłym tygodniu Tajwan wybierze nowe władze. To może być bardzo niekorzystne rozdanie dla Chin
Źródło zdjęć: © AFP | Brendan Smialowski
Hanna Shen

08.01.2016 | aktual.: 29.01.2016 10:53

Gdy w 2008 r. do władzy doszedł z ramienia Kuomintangu (KMT) prezydent Ma Ying-jeou, postulował on ocieplenie stosunków na linii Tajpej-Pekin. Administracja Ma ogłosiła, że za jego kadencji Tajwan otworzy się na ChRL przede wszystkim w gospodarce. To miało zagwarantować Tajwanowi rozwój i większe bezpieczeństwo. Miało też zachęcić Pekin, aby przestał marginalizować wyspę na arenie międzynarodowej.

Gotowi na zmianę

W rzeczywistości polityka Ma Ying-jeou doprowadziła do większego uzależniania wyspy od ChRLu, i przyniosła ogromne korzyści grupom dużego biznesu powiązanego z KMT.

Magnaci biznesowi stali się jeszcze bogatsi, a młode pokolenie Tajwańczyków musi stawić czoła niskim zarobkom (miesięczne wynagrodzenie osoby po studiach to ok. 26 tys. NTD, czyli ok. 3150 PLN) oraz pogarszającym się perspektywom zatrudnienia - wiele firm przeniosło się zagranicę, głównie do Chin. Dramatycznie rosnące ceny nieruchomości powodują, że prawie 90 proc. rodzin w mieście Tajpej nie stać na kupno mieszkania (przeciętna cena metra kwadratowego mieszkania w Tajpej to 200 tys. NTD czyli ok. 24 tys. PLN). Nic więc dziwnego, że w takich warunkach młodzi odkładają perspektywy posiadania dzieci, a współczynnik dzietności jest jednym z najniższych na świecie i wynosi 1,11.

Tajwańczycy nie czują również, by polityka prezydenta Ma, tzw. dyplomatyczny rozejm (waijiao xiubing) z Chinami, zmniejszyła zagrożenie ze strony ChRL. Rośnie liczba rakiet balistycznych wycelowanych w Tajwan - w tej chwili jest ich ok. 1,6 tys.

Pekin na każdym kroku stara się też upokorzyć Tajwan na arenie międzynarodowej. Tuż po trzęsieniu ziemi w Nepalu 25 kwietnia 2015 r., Tajwan, kraj często doświadczany przez wstrząsy i mający wyspecjalizowane ekipy ratownicze, zaoferował pomoc. Tajpej planowało wysłać ponad 20 ratowników i 2 tony sprzętu do odnajdywania osób uwięzionych w gruzach. Niestety, władze Nepalu pod naciskiem Pekinu odrzuciły tę pomoc.

Polityka prowadzona przez Kuomintang zaczęła coraz bardziej rozczarowywać Tajwańczyków. Rewolucja słoneczników (23-dniowa okupacja tajwańskiego parlamentu przez studentów w proteście przeciwko uzależnianiu gospodarki wyspy od Chin na przełomie marca i kwietnia 2014 r. ), półmilionowa demonstracja na ulicach Tajpej, popierająca protest studentów (30 marca 2014 r.), a wreszcie wybory samorządowe w listopadzie 2014 r., zakończone klęską rządzącej od ośmiu lat partii, to wyraźne sygnały, że Tajwańczycy chcą zmiany.

Sojusz chińskich komunistów z Kuomintangiem

Zmiany nie chce komunistyczna partia w Pekinie i Kuomintang. Oba ugrupowania mają wspólny cel - zjednoczenie Chin. Nic więc dziwnego, że w kampanii wyborczej na wyspie KMT i KPCh postawiły jeszcze raz zagrać kartą bezpieczeństwa - argumentem, że tylko Kuomintang może zagwarantować pokojowe relacje z Chinami Ludowymi.

Kolejną odsłoną rozwoju tych pokojowych relacji miało stać się spotkanie prezydenta Tajwanu, Ma Ying-jeou i przywódcy Chin, Xi Jinpinga, zorganizowane 7 listopada 2015 r. Był to pierwszy taki szczyt od momentu, gdy w 1949 r. pokonany przez komunistów Kuomintang uciekł na Tajwan.

Przywódcy obu państw za podstawę rozmów uznali “politykę jednych Chin” i tzw. Konsensus 1992, zgodnie z którym obie strony zgadzają się, że istnieją tylko jedne Chiny, ale pozostają przy odmiennych interpretacjach tej jedności. To oznacza, że władze w Pekinie twierdzą, iż tylko one reprezentują jedne i niepodzielne Chiny, a rząd Kuomintangu w Tajpej utrzymuje, że to jednak oni.

Pekin, a przede wszystkim Kuomintang, liczyli na to, że Tajwańczycy, widzący ściskających swoje dłonie prezydentów Ma i Xi, po raz kolejny opowiedzą się za KMT. Jednak coraz więcej mieszkańców wyspy ma odmienną od rządzących wizję relacji Pekinu z Tajpej. Potwierdzają to m.in. wyniki sondażu, przeprowadzonego przez jeden z czołowych tajwańskich think tanków, Taiwan Brain Trust (TBT), opublikowane pod koniec kwietnia 2015 r.

Z danych tych wynika, że ponad 74 proc. ankietowanych opowiada się za nieuznawaniem Konsensusu 1992. Wyrasta też poczucie tajwańskiej tożsamości - 90 proc. ankietowanych w sondażu TBT określa się bardziej jako Tajwańczycy niż Chińczycy.

Nic więc dziwnego, że ankiety przeprowadzone tuż po szczycie w Singapurze pokazały, że spotkanie nie pomogło KMT a Tsai Ing-wen, kandydatka na prezydenta z ramienia DPP, osiągnęła w nich 5 proc. zwyżkę. Dziś jej notowania wahają się w granicach 42-47 proc., podczas gdy kandydat Kuomintangu Eric Chu ma 15-21 proc. Ma Ying-jeou po dwóch kadencjach nie może się już ubiegać o reelekcję, a sondaże poparcia dla jego rządów wynoszą w tej chwili ok. 9 proc.

Pekin straszy

Pekin się nie poddaje i twierdzi, że deklaracja, jaka padła na szczycie, czyli stwierdzenie, że władze w Tajpej za podstawę rozwoju pokojowych relacji z Pekinem uznają Konsensus 1992, zobowiązuje kogokolwiek, kto dzierży lub będzie dzierżył ster władzy na wyspie, a więc i przyszłą prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen. Należy więc porzucić jakiekolwiek marzenia o np. Republice Tajwanu.

Jednak DPP i jej przewodnicząca a zarazem kandydatka na stanowisko, stwierdziła, że prezydent Ma, godząc się na rozmowy oparte wyłącznie na formule jednych Chin, ogranicza prawa Tajwańczyków do wyboru innych opcji, np. “dwóch Chin” lub wariantu “jedne Chiny, jeden Tajwan”. Jak dodała, taka polityka jest szkodliwa dla interesów Tajwanu.

Poza grą Konsensusem 1992 Pekin stara się straszyć inwestujących i pracujących w Chinach Tajwańczyków. - Nie można zarabiać pieniędzy w Chinach i jednocześnie wspierać ruchy niepodległościowe na wyspie - ostrzegał kilka dni temu na konferencji prasowej rzecznik chińskiego Biura ds. Tajwanu, agencji rządowej odpowiedzialnej za politykę wobec wyspy.

Kandydatka z poparciem Waszyngtonu

Pekin nie będzie się cieszył z wygranej Tsai Ing-wen, ale kandydatka DPP ma poparcie tam, gdzie do tej pory jej partia nie cieszyła się zbyt dużym zaufaniem - w Waszyngtonie. W poprzednich latach zarówno Republikanie, jak i Demokraci woleli widzieć u władzy na Tajwanie Kuomintang, bo uważano, że partia proniepodległościowa u steru mogłaby doprowadzić do napięcia w regionie.

Gdy Tsai Ing-wen po raz pierwszy ubiegała się o stanowisko prezydenta w 2012 r. i przed wyborami udała się do USA, została tam dość chłodno przyjęta. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Tom Donilon w wypowiedzi dla "Financial Times” stwierdził wtedy, że Tsai “ma mniejszą motywację, aby być nastawioną pojednawczo”. Dodał, iż administracja Obamy wątpi, by “Tsai kontynuowała politykę stabilizacji w rejonie Cieśniny Tajwańskiej, jaka prowadzona jest w ostatnich latach”. Wówczas, kilka dni przed wyborami, poparcia prezydentowi Ma udzielił przebywający akurat na wyspie były szef placówki amerykańskiej na Tajwanie Douglas Paal.

Teraz sytuacja zupełnie się zmieniła. Kandydatka DPP odbyła na początku czerwca 2015 r. bardzo udaną wizytę w Stanach. Spotkała się m.in. z członkami Komisji Sił Zbrojnych, w tym z senatorem Johnem McCainem, członkami Komisji Spraw Zagranicznych i zastępcą sekretarza stanu Tonym Blinkenem. Jako pierwszy w historii tajwański kandydat na prezydenta dr Tsai złożyła także wizytę w Departamencie Stanu.

Tajwan w amerykańskiej koalicji przeciw Chinom

Dlaczego Waszyngton jest teraz w stanie zaakceptować proniepodległościową prezydent?

Dziś Stany Zjednoczone widzą “centrum grawitacji” świata w obszarze południowo-wschodniej Azji i obawiają się chińskiej dominacji. Zarówno USA, jak i państwa tego regionu oraz Japonia czują się zaniepokojone rosnącymi wydatkami Pekin na zbrojenia i chińską ekspansją w regonie azjatyckim m.in. budową sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim.

W takiej sytuacji Waszyngton buduje koalicję wymierzoną w Pekin, gdzie obok Japonii, Korei Płd., Wietnamu czy Filipin, amerykańska administracja chce widzieć także Tajwan.

Eksperci twierdzą też, że nieprzypadkowo na miesiąc przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi na Tajwanie, po raz pierwszy od czterech lat administracja Obamy autoryzowała sprzedaż wyspie broni i sprzętu wojskowego wartości 1,83 mld dol.

W artykule, który ukazał się w grudniu 2015 r. w konserwatywnym amerykańskim magazynie "National Interest”, były doradca prezydenta USA Ronalda Reagana, a obecnie pracownik think tanku Cato Institute, Doug Bandow, pisze, że zgoda na transakcję to “akceptacja Waszyngtonu, jeśli nie wręcz poparcie, kandydatki DPP Tsai Ing-wen, która prawie na pewno wygra wybory prezydenckie”.

Dodatkowo, w amerykańskim Kongresie i wśród ekspertów w USA, coraz częściej pojawiają się głosy, że następna administracja USA powinna udzielić jeszcze większego wsparcia militarnego wyspie.

Tajpej musi modernizować swoją starzejącą się flotę. - Tajwan jest w stanie wybudować własne okręty podwodne, ale stopnień ich zaawansowania zależy od tego, czy Tajwan dostanie pomoc z zagranicy - twierdzi Mark Stones z Project 2049 Institute, amerykańskiego think tanku zajmującego się problemami bezpieczeństwa w regionie Azji i Pacyfiku.

Eksperci Project 2049 Institute podkreślają również, że USA powinny dostarczyć Tajwanowi najlepsze systemy obronne, a amerykańskie okręty powinny regularnie zawijać do tajwańskich portów. Te głosy współgrają z zapowiedziami Tsai Ing-wen, że jeśli dojdzie ona do władzy, to zwiększy wydatki na obronę z obecnego poziomu 2 proc. PKB do 3 proc.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (46)