PolskaW kolejce po stłuczce

W kolejce po stłuczce


112 - ten numer alarmowy muszą zapamiętać wszyscy kierowcy - od stycznia bowiem uczestnicy stłuczek samochodowych mają obowiązek powiadamiania o nich policji. Nawet jeśli nieuważny kierowca na parkingu zbije komuś reflektor, lub "w korku" uderzy w czyjś zderzak. Jeśli tego nie zrobi, ubezpieczalnia może nie wypłacić mu odszkodowania.

05.01.2004 07:42

W piątek weszły w życie nowe przepisy ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Zgodnie z nimi, uczestnicy najdrobniejszych nawet kolizji muszą wzywać na miejsce zdarzenia policję. Spisywane dotąd oświadczenie między sprawcą stłuczki a poszkodowanym już nie wystarczy. Zwłaszcza firmie ubezpieczeniowej, która bez policyjnej notatki w dokumentacji może odmówić wypłaty odszkodowania.

- Z nowej ustawy wynika, że osoba uczestnicząca w zdarzeniu objętym ubezpieczeniem obowiązkowym zobowiązana jest niezwłocznie powiadomić o tym policję. Dotąd kierowcy musieli informować policję jedynie w przypadkach gdy doszło do wypadku z ofiarami w ludziach, lub powstałego w okolicznościach nasuwających przypuszczenie, że popełniono przestępstwo. Teraz powinni to robić każdorazowo - wyjaśnia Michał Fiugajski, naczelnik Wydziału Likwidacji Szkód PZU Oddziału Okręgowego w Bydgoszczy.

Nowe przepisy mają głównie na celu ograniczenie oszustw ubezpieczeniowych i wyłudzeń odszkodowań, po które nierzadko zgłaszali się sprawcy sfingowanych stłuczek. Kierowcy nadal mogą poprzestać na spisaniu oświadczenia i zrezygnować z wzywania "drogówki". Wówczas jednak muszą się liczyć z tym, że koszty naprawy stłuczki pokryją z własnej kieszeni.

Mandat za rysę

To co jednym ułatwi pracę, drugim przysporzy sporo problemów. Do tej drugiej grupy z pewnością zaliczyć można kierowców. Wezwani na miejsce policjanci nie tylko spiszą protokół z miejsca kolizji, ale także wlepią sprawcom stłuczek mandaty i punkty karne.

- To jest chore, żeby wzywać policję do każdego wgniecionego zderzaka czy rysy na lakierze. Dotąd kierowcy jakoś między sobą się dogadywali i obie strony były zadowolone. A teraz wszyscy będą tracić czas i nerwy, wykłócając się, po czyjej stronie leży wina, by tylko uniknąć kary - żali się jeden z kierowców. - Jestem też ciekaw, jak długo trzeba będzie oczekiwać na przyjazd policji. Zimą i jesienią kolizji jest przecież sporo i już teraz czekać trzeba na nich nawet do dwóch godzin. Jeśli "drogówka" będzie musiała przyjeżdżać na każde zawołanie, to jej praca ograniczy się chyba tylko do tego - dodaje.

To, że od stycznia stróże prawa będą mieli znacznie więcej pracy, jest niemal pewne. Jak wskazują statystyki, ponad połowa kolizji nie była dotąd zgłaszana policji. Teraz, chcąc mieć pewność, że firma ubezpieczeniowa nie odmówi uzasadnionych kosztów naprawy uszkodzonego auta, lepiej na miejsce wezwać "drogówkę".

- Zgodnie z ustawą o policji jesteśmy zobowiązani jeździć do każdego zgłoszenia, bez względu na to czy jest to stłuczka czy wypadek z poszkodowanymi. Trzeba się jednak liczyć z tym, że jeśli policjant otrzyma w jednej chwili zgłoszenia do wypadku z ofiarami w ludziach i stłuczki, w której nie ma poszkodowanych, zapewne najpierw pojedzie do wypadku, bo te są traktowane priorytetowo - wyjaśnia aspirant sztabowy Katarzyna Witkowska z Biura Prasowego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy.

Długo, coraz dłużej

Przyjazd "drogówki" wiąże się także z wystawieniem mandatu i wlepieniem punktów karnych. Policja przypomina, że otrzymać go może nie tylko sprawca, ale także poszkodowany. Stanie się tak wówczas, gdy kierowcy nie zadbają o zabezpieczenie miejsca zdarzenia. W przypadku kolizji, jej uczestnicy powinni zjechać na pobocze, by nie utrudniać ruchu i nie stwarzać zagrożenia dla innych. Inaczej powinni zachować się uczestnicy wypadku, w którym są ranni - wówczas nie usuwamy pojazdów z jezdni, lecz - o ile jest taka możliwość - udzielamy ofiarom pierwszej pomocy i czekamy na policję.

- Zdajemy sobie sprawę, że nowa ustawa o ubezpieczeniach spowoduje, że kierowcy będą informować nas o najmniejszych nawet kolizjach i policjanci zapewne będą mieli więcej pracy. Ale od tego przecież jesteśmy - dyplomatycznie dodaje policjantka.

Nie wszyscy są jednak tak oszczędni w komentarzach. Prywatnie nowe przepisy krytykuje niemal każdy kierowca, który potraktowany został przez ustawodawców jako potencjalny oszust.

- Tworzy się głupie przepisy, obarczając policjantów dodatkowymi obowiązkami, bo przecież nikt nie zafunduje "drogówce" nowych etatów. Parlamentarzyści nie pomyśleli jednak o tym, co taka ustawa w praktyce oznacza dla policjantów i kierowców, którzy zapewne będą musieli długo oczekiwać na przyjazd policji - komentuje były policjant, dr Marek Jeleniewski z Instytutu Prawa, Administracji i Zarządzania Akademii Bydgoskiej. - Na całym świecie firmy ubezpieczeniowe mają specjalne komórki, które zajmują się tropieniem oszustów, którzy chcą wyłudzić odszkodowania. U nas zaś interesy firm prywatnych załatwia się rękami urzędników państwowych - dodaje.

W wiadomościach telewizyjnych policjanci z całego kraju szacowali, że na pojawienie się policji drogowej będzie można czekać nawet 4 do 6 godzin, przy czym najgorzej będzie z pewnością w stolicy...

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)