Na Mazurach Garbatych zawrzało. "Ratujcie, zakryją nas połacie paneli słonecznych"
Mazurska wieś Stacze wraz domostwami i mieszkańcami zostanie otoczona instalacją fotowoltaiczną o powierzchni 300 hektarów. W regionie trwa boom na inwestycje zamieniające ziemie rolne w elektrownie słoneczne. Mieszkańcy protestują przeciwko niszczeniu krajobrazu. - Ratujcie tę część Mazur. Jak nas zastawią, nie poznacie już tych miejsc - alarmują.
- Chyba będzie strasznie tu żyć. Co może zwykły człowiek przeciwko firmom dysponującym milionami złotych? Protestujemy, napisaliśmy petycję, ale czy ktoś nas posłucha? Nawet wójt nie wie, co począć - mówi WP mieszkanka Staczy. Wskazuje, że około kilkadziesiąt osób znajdzie się w centrum elektrowni.
Wewnątrz terenu planowanej elektrowni fotowoltaicznej w Staczach koło Olecka znajdowałby się blok mieszkalny, zamieszkały przez rodziny byłych pracowników PGR i kilka innych domostw. Przestrzeń do życia mieszkańców byłaby jak jak dziurka w pączku donat. Dookoła podwórka stanęłyby płoty ogradzające panele (nawet 20 metrów od budynków).
Tak wynika z dokumentów opisujących zamierzenia inwestora - spółki Polskie Farmy PV3 z Warszawy. Na 288 hektarach ziemi rolnej wokół wsi planuje on wybudować elektrownię o mocy 340 MW. Byłby to jeden z największych takich projektów w Polsce i Europie. Latem tego roku mieszkańców zaniepokoiły obwieszczenia wójta gminy o tym, urzędnicy zebrali już dane do wydania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych dla elektrowni. Urzędnikom zadrżała ręka. Decyzji jeszcze nie wydali. Kolejny krokiem byłoby to uzyskanie o pozwolenia na budowę. Mieszkańcy gminy i sąsiedzi elektrowni mają obawy.
Choć wieś jest malutka, rozmówczyni woli pozostać anonimowa. Nie chce drażnić sąsiada, właściciela terenów, który postanowił udostępnić ziemię inwestorowi. To emerytowany 85-letni rolnik, sam również zamieszka wśród paneli. Podobno wszystko mu jedno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mazury i anty-cud natury. Tego miejsca nie poznacie
- Nie jestem przeciwniczką tej technologii. Sama mam panele na dachu i w większości korzystam z tej energii. Zupełnie nie rozumiem idei takich zamierzeń. Dla jest kogo ten prąd? W okolicy nie ma żadnego większego odbiorcy energii, przemysłu. W imię zysku wąskiej grupy osób, należy dokonać zniszczeń w krajobrazie? - mówi WP Joanna Dąbrowska-Ospital.
To sąsiadka planowanej elektrowni prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Jej zdaniem okoliczne biznesy turystyczne zostaną zrujnowane, gdy sielski krajobraz zastąpią połacie paneli. Ponadto spadnie wartość nieruchomości.
- W pobliżu mamy Puszczę Borecką, kilka rezerwatów, wiele jezior, wszędzie widać dziką zwierzynę. Pagórkowaty teren i kręte drogi jest znany jako Mazury Garbate, mówią nawet "polska Toskania". Jest gdzie wypoczywać, co podziwiać. Nie spodziewałam się, że tak cenne tereny, można zastawić farmami fotowoltaicznymi. Apeluję do wszystkich. Ratujcie tę część Mazur. Jak nas zastawią, już nie poznacie już tego miejsca - mówi dalej Joanna Dąbrowska-Ospital.
Kiedy zaniepokojeni projektem w Staczach mieszkańcy zaczęli dokładniej analizować obwieszczenia, okazało się, że gminie Kowale Oleckie powstaje jeszcze 13 innych farm. Projekty na różnym etapie realizacji należą do RWE, UNITe, PCWO, a także rolniczego potentata - spółki Skłodowski.
W sąsiednich gminach Wydminy i Świętajno jest podobnie. Na 1500 hektarach ziemi uprawnej miałyby "wyrosnąć panele". W lipcu serwis radia TOKFM opisywał konflikt w Świętajnie. W finale duński inwestor Better Energy zrezygnował z budowy ze względu na awanturę z mieszkańcami.
"Te ziemie pozwalały wyżywić i wychować setki pokoleń ludzi na przestrzeni tysięcy lat. Nadmierny rozwój farm fotowoltaicznych na ziemiach rolnych może uderzyć w produkcję żywności w naszym kraju, ponieważ kwoty oferowane za dzierżawę gruntów pod farmy fotowoltaiczne są nieuczciwą konkurencją dla rolników chcących się rozwijać i powiększać swoje rodzinne gospodarstwa" - czytamy w petycji do wójta przeciwko elektrowni w Staczach. Podpisali ją członkowie organizacji Stowarzyszenie Szeskie Wzgórza.
"Dostrzeżono w naszym kraju spory zasób ziem rolnych, które można wykorzystać pod tego rodzaju inwestycje, a niejasne i mało precyzyjne przepisy prawne jeszcze bardziej wzmagają ten proceder. Dlaczego inwestorzy tak licznie występują teraz z wnioskami o zgodę na wydanie decyzji? Dlatego, że u nas jest łatwiej uzyskać pozwolenia na budowę farm fotowoltaicznych na ziemiach rolnych, niż w państwach Europy Zachodniej, które rozumieją znaczenie rolnictwa dla bezpieczeństwa żywnościowego swoich krajów" - alarmują autorzy.
(...) "Nie możemy pozwolić na to, że za kilka lat obudzimy się w rzeczywistości, w której dookoła będziemy mieć tylko wielkie połacie farm fotowoltaicznych na terenie całej krainy Mazur Garbatych" - pada w podsumowaniu.
Wójt gminy Kowale Oleckie potwierdza, że region wzięli na cel inwestorzy z branży fotowoltaicznej. - Nie chcemy zaburzeń w krajobrazie i jako Krzysztof Locman powiedziałbym: to mi się nie podoba. Jednak jako wójt muszę trzymać się litery prawa. Jak ktoś ma prawo do ziemi, to może wykorzystać ją do celów inwestycyjnych np. instalacji fotowoltaicznych. Nie możemy z urzędnikami tego blokować, jeszcze zaczną żądać od nas odszkodowań - mówi wójt Locman.
Dodaje, że w związku ze sporem zorganizuje oficjalne spotkanie mieszkańców, urzędników i inwestora, na którym może być wypracowane porozumienie. - Sądzę, że problem ma skalę ogólnopolską i trzeba zapukać do drzwi sejmu, zacząć to regulować, jak kwestię stawiania wiatraków - dodał wójt.
Boom na panele. Chodzi o to, aby "sprzedać segregator"
Wójt przyznaje, iż sam jest zdziwiony, jak łatwo jest postawić 200-hektarową farmę fotowoltaiczną. Pozwolenie na budowę, które wydaje starosta, musi być poprzedzone decyzją o warunkach zabudowy i decyzją o środowiskowych uwarunkowania realizacji inwestycji (te wydaje wójt). "Uwarunkowania" są konsultowane z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska.
Urzędnicy RDOŚ w woj. warmińsko-mazurskiego przekazali WP, że tylko w 2024 roku uczestniczyli w ok. 260 postępowaniach dotyczących powstania elektrowni słonecznych. To rekord, bo rok wcześniej było około 100. Pięć największych projektów to: 394 ha paneli w gminie Nidzica, 350 ha w Turowie koło Pisza, następnie 213 ha w gminie Dywity (na północ od Olsztyna), 145-hektarowa elektrownia w gminie Szczytno.
Inny rozmówca WP zwraca uwagę na jeszcze jeden wątek w całej tej historii. Mazury Wschodnie (Gołdap, Olecko i Ełk) to tereny gdzie istniało wiele PGR-ów. Dziś duże połacie ziemi często mają jednego lub kilku właścicieli. Po gospodarstwach krążą osoby, oferujące łatwy zysk posiadaczom.
- To są ci sami biznesmeni, którzy niedawno dorabiali się podbijaniu cen mieszkań w miastach. Proponują dzierżawę 30-letnią. Potem załatwiają komplet zezwoleń. Jak sami mówią "sprzedają segregator papierów" funduszowi inwestującemu w OZE. Żeby podłączyć farmę, kabel ciągnie się do Nowej Wsi Ełckiej, gdzie jest węzeł sieci energetycznej. Biznes jest gwarantowany, energia musi wejść do sieci, potem można już tylko liczyć forsę - relacjonuje mieszkaniec gminy Kowale Oleckie.
Dodatkowe formalności to uzyskanie w Urzędzie Regulacji Energetyki koncesji na wytwarzanie energii elektrycznej. Do 150 dni trwa rozpatrzenie wniosku u operatorów o warunkach przyłączenia do sieci.
Dla kogo jest energia z Mazur? Kupują to zielone korporacje
Inwestor farmy słonecznej w Staczach występuje w dokumentach tylko jako spółka, która nie ma strony internetowej, ani nie podaje telefonów kontaktowych. Z rejestru danych rejestru KRS wynika, że podmiot zajmuje się wytwarzaniem energii elektrycznej z OZE oraz prowadzeniem projektów związanych z budową farm fotowoltaicznych. Poprzez sieć biznesowych powiązań kontrolę nad przedsięwzięciami sprawuje Szwajcar Adriano Agosti. W serwisie Puls Biznesu był opisywany jako założyciel funduszu GoldenPeaks Capital, inwestującego w zieloną energię.
22 października WP poprosiła fundusz o stanowisko na temat sprzeciwu lokalnej społeczności z Kowali Oleckich. Pytaliśmy m.in. jakie działania podejmuje inwestor, aby złagodzić negatywne dla środowiska skutki związane z inwestycją?
"W GPC zawsze staramy się jak najlepiej uwzględniać potrzeby i perspektywy społeczności w całym procesie opracowywania projektu. Ponadto zapewniamy, że wszystkie wysiłki są zgodne z przepisami władz lokalnych i obowiązującymi przepisami. Jednocześnie chcemy podkreślić, że działania przyczyniające się do przejścia kraju na zieloną energię, leżą w najlepszym interesie polskiego społeczeństwa" - skomentował Siro Barino, dyrektor komunikacji funduszu GoldenPeaks Capital.
W kwietniu tego roku Adriano Agosti powiedział serwisowi Puls Biznesu, iż dostrzega duży potencjał fotowoltaiki na naszym rynku. Pod koniec 2023 r. fundusz kupił w Polsce portfel gotowych do budowy projektów fotowoltaicznych o mocy 283 MW. - Rozglądamy się w Polsce za możliwościami zakupu projektów na wczesnym etapie rozwoju. Co roku powiększamy portfel o 1 GW - oświadczył biznesmen (nie padło nic o Mazurach). Dodał, że jego zespół w Polsce liczy 100 osób.
GoldenPeaks Capital chwalił się podpisaniem kontraktów na dostawy "zielonej energii" z takimi firmami w Polsce jak: Google, sieci handlowe Biedronka i Auchan Polska, a także fabryka żywności Mondelez. Następnie firmy te zazwyczaj informowały swoich klientów, że stają się "bardziej ekologiczne", "przyjazne dla planety", a dzięki używaniu energii wyprodukowanej ze słońca, że zbliżyły do celów neutralności klimatycznej.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski