W Detmold rozpoczął się proces byłego strażnika z Auschwitz
Przed sądem w Detmold w zachodnich Niemczech rozpoczął się w czwartek proces byłego strażnika w niemieckim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau. 94-letni były esesman oskarżony jest o pomocnictwo w zamordowaniu co najmniej 170 tys. osób.
Z aktu oskarżenia wynika, że Reinhold Hanning wstąpił w lecie 1940 roku na ochotnika do elitarnej jednostki Waffen-SS. Brał udział w walkach na froncie, a w styczniu 1942 roku został odkomenderowany do oddziału wartowniczego w obozie Auschwitz. Esesman pełnił służbę w obozie Auschwitz I. Był też obecny przy przyjmowaniu transportów i selekcji więźniów kierowanych do obozu zagłady Birkenau.
W stopniu plutonowego przeniesiono go w czerwcu 1944 roku do obozu koncentracyjnego pod Berlinem, Sachsenhausen. Przed końcem wojny dostał się do alianckiej niewoli - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Prokuratura zarzuca mu współudział w akcji mordowania Żydów z Węgier w 1944 roku, w masowych egzekucjach oraz w selekcji nowo przybyłych więźniów, z których część kierowano bezpośrednio do komór gazowych, a innych do pracy. Jako strażnik oskarżony przyczyniał się do funkcjonowania obozowej machiny śmierci - uważa prokuratura.
Oskarżenie stoi na stanowisku, że esesmanowi znane były wszystkie metody mordowania więźniów. Zdawał sobie sprawę, że system, którego celem było zabicie tak wielu osób, może funkcjonować tylko dzięki takim jak on pomocnikom strzegącym ofiary - uważa prokurator.
Pochodzący z Lippe w Nadrenii Północnej-Westfalii mężczyzna przyznał się do służby w KL Auschwitz, ale zaprzecza, by brał udział w zabijaniu więźniów.
Proces przed Sądem Krajowym w Detmold ma potrwać do końca maja.
Wiceprzewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego/Auschwitz Christoph Heubner powiedział PAP, że proces jest podjętą przez niemiecki wymiar sprawiedliwości "spóźnioną próbą" rozliczenia się ze zbrodniami. Jego zdaniem fakt, że niemiecki sąd zajął się tą sprawą, ma dla żyjących jeszcze ofiar ogromne znaczenie.
Proces w Detmold to kolejny w ostatnim czasie przypadek nadrabiania przez niemiecki wymiar sprawiedliwości wieloletnich zaniedbań w ściganiu hitlerowskich zbrodniarzy.
Główny Urząd Ścigania Zbrodni Nacjonalistycznych w Ludwigsburgu skierował ponad dwa lata temu do prokuratury listę z nazwiskami ponad 30 byłych esesmanów podejrzanych o zbrodnie.
Pod koniec lutego w Rostocku ma stanąć przed sądem 95-letni Niemiec, który w czasie wojny był sanitariuszem w Auschwitz. Były esesman oskarżony jest o współudział w zamordowaniu co najmniej 3681 osób. Planowane są dalsze procesy.
Dawni strażnicy obozów koncentracyjnych byli do niedawna bezkarni, ponieważ zachodnioniemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe.
Przełomowe znaczenie dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw miało skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tys. więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów.
Skazanie Demjaniuka stworzyło nową sytuację prawną, umożliwiającą podjęcie kroków prawnych przeciwko wszystkim osobom, które uczestniczyły w działaniu obozów Zagłady, niezależnie od tego, czy nadzorowały komory gazowe, czy też zatrudnione były w obozowej kuchni.
W zeszłym roku na cztery lata więzienia został skazany Oskar Groening, były strażnik z Auschwitz. Sędziowie uznali go za winnego pomocnictwa w zamordowaniu co najmniej 300 tys. osób.
Z około 8,2 tys. esesmanów służących w KL Auschwitz i jego podobozach niemieckie sądy skazały dotychczas 41 osób.