Trwa ładowanie...
Aneta Wawrzyńczak
09-06-2015 11:41

W Chinach kwitnie handel dziećmi. Winna polityka jednego dziecka

O skali tego procederu świat dowiedział się w 2003 roku, kiedy chińska policja odkryła w bagażniku jednego z samochodów 28 niemowląt - otumanionych lekami, żeby nie płakały, poupychanych w nylonowych torbach. Od tamtej pory skala handlu małym żywym towarem w Państwie Środka wcale nie zmalała. Wręcz przeciwnie.

W Chinach kwitnie handel dziećmi. Winna polityka jednego dzieckaŹródło: AFP, fot: Ed Jones
duh5acw
duh5acw

- Był słodkim, posłusznym chłopcem - mówi w rozmowie z BBC o swoim synu Xiao Chaohua z Huizhou, 320-tysięcznego miasta w chińskiej prowincji Guangdong. - Kiedy chciał pożyczyć pieniądze na jakiś smakołyk, żartowałem: a kiedy oddasz? Odpowiadał: kiedy dorosnę, oddam pieniążki. Kupię ci dobry samochód, bmw albo mercedesa.

Był luty 2007 roku, Xiao pracował w swoim małym butiku z ubraniami w dzielnicy przemysłowej Huizhou. Kilka godzin wcześniej wraz z żoną i 5-letnim synem Xiaosongiem byli na pobliskiej plaży, maluch stawiał zamki z piasku i pluskał się w wodzie. - Był bardzo szczęśliwy. Zrobiłem mu mnóstwo zdjęć komórką - wspomina Xiao w rozmowie z BBC. Po powrocie do butiku maluch poprosił ojca o garść drobnych, w pobliskim sklepie chciał kupić swój ulubiony przysmak - słodkie mleko. Razem z nim poszła jego 10-letnia siostra Xiao Lu. Ale wróciła sama. Rozstali się pod sklepem, bo mały Xiaosong chciał porozmawiać z kolegą.

Jego ojciec od razu wyruszył na poszukiwania, wezwał też policję. Funkcjonariusze tylko wzruszyli ramionami. "Syn został zapewne porwany i wywieziony do innego miasta" - usłyszał zrozpaczony ojciec. Xiao wziął więc sprawy w swoje ręce, po kilku godzinach przytargał na posterunek mężczyznę który już wcześniej kręcił się wokół jego syna. Jednak po krótkim przesłuchaniu został wypuszczony, później ulotnił się jak kamfora.

Xiao mimo to się nie poddał, wysupłał obłędną jak na jego warunki kwotę ośmiu tysięcy dolarów, by nadać w ogólnokrajowej telewizji ogłoszenie o zaginięciu syna. Bez odzewu. - Nie miałem żadnego planu. Po prostu oszalałem. Chodziłem wszędzie tam, gdzie byli ludzie, gdzie był jakikolwiek tłum - opowiadał Xiao brytyjskiej telewizji. W ciągu roku zjechał całą prowincję Guangdong. Wieszał plakaty na przystankach autobusowych, dworcach kolejowych i w centrach handlowych, oferował nagrodę za jakąkolwiek informację. W końcu sprzedał sklep, kupił vana, córkę odesłał do dziadków i od kilku lat jeździ po całym kraju w jednym tylko celu: by odnaleźć syna.

duh5acw

Wszystko na nic. Xiaosong przepadł jak kamień w wodę.

Takich "kamyczków" każdego roku w Chinach jest około 20 tysięcy - tak przynajmniej podaje BBC w oparciu o szacunki amerykańskiego Departamentu Stanu (bo rząd w Pekinie oficjalnych statystyk nie prowadzi, a przynajmniej ich nie ujawnia). A trzeba przecież wziąć poprawkę na to, że rzeczywiste liczby mogą być nawet kilkukrotnie wyższe, jak to zawsze na czarnym rynku bywa. Na tym chińskim, towarem pierwszej potrzeby stały się właśnie dzieci.

Skutek polityki jednego dziecka

Handel dziećmi to kolejny tragiczny skutek polityki jednego dziecka, po m.in. selektywnych aborcjach, dzieciobójstwie i sprowadzaniu dla samotnych kawalerów żon-niewolnic z zagranicy. Najbardziej pożądani (a więc i najdrożsi) są oczywiście chłopcy, ich faworyzowanie przez wieki zakorzeniało się w chińskiej tradycji, kulturze, a także gospodarce. I nawet nowe komunistyczne władze, które o 1949 roku chwyciły za ideologiczne motyki, nie były w stanie tego wyrugować.

O tym akcie chińskiego dramatu pod tytułem "Polityka jednego dziecka" świat usłyszał w 2003 roku, kiedy policja w prowincji Guangxi odkryła w bagażniku 28 niemowlaków, otumanionych lekami (żeby nie płakały), poupychanych w nylonowych torbach. Jedno z dzieci już nie żyło. Przemytnicy zostali pojmani, przywódcy gangu skazani na śmierć. Surowe wyroki nie zniechęciły przestępców. Po prostu przenieśli się do internetu. O skali zjawiska może świadczyć chociażby to, że w czasie największej jak dotąd akcji wymierzonej w handlarzy małym żywym towarem, którą chińska policja przeprowadziła w lutym ubiegłego roku, uratowano 382 dzieci, a aresztowano - prawie trzy razy więcej (blisko 1,1 tysiąca osób).

duh5acw

Obecnie czarnorynkowe ceny za chłopców wahają się od 10 do 16 tysięcy dolarów, dziewczynkę można dostać już za połowę tej kwoty. Chętnych do zapłacenia astronomicznej jak na chińskie realia kwoty nie brakuje. Niektóre dzieci trafiają więc w ręce lokalnych mafii, które wykorzystują je do żebrania na ulicach albo pracy w fabrykach tekstylnych, zdecydowana większość zostaje sprzedana nowym rodzicom.

W ten sposób instynkty rodzicielskie zaspokajają bezpłodne pary - tak z kraju, jak i z zagranicy, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych - którym dłużą się i nużą żmudne procedury adopcyjne. Albo zyskują upragnionego syna te, których po prostu nie stać na płodzenie kolejnych dzieci z nadzieją, że wreszcie urodzi się wymarzony syn. Taki właśnie argument podawał w rozmowie z "Beijing Times" Zhu Shouqi, który kupił noworodka z sąsiedniej prowincji. Jak wyjaśniał, zdecydował się na ten desperacki (i drogi, bo kosztujący go ponad 9,5 tys. dol.) krok, gdyż jako ojciec trzech córek pragnął również syna, a na loterii matki natury miał przecież tylko 50 proc. szans.

Nie zawsze dzieci padają ofiarą porwań, tak jak miało to miejsce w przypadku małego Xiaosonga. Często to sami rodzice decydują się na rozpaczliwy krok i sprzedają własne potomstwo. Reporterzy BBC skontaktowali się z matką, która wystawiła swoją 8-miesięczną córeczkę na sprzedaż za 32 tysiące dolarów. - Chociaż łamie mi to serce, chcę zapewnić jej lepsze życie - tłumaczyła. Przesłała też zdjęcie dziewczynki - jeszcze razem z jej bratem bliźniakiem. Jak zapewniła, chłopiec znalazł już wcześniej nabywcę. Przy sobie chciała (lub mogła) zostawić tylko 3-letnią córkę. Brytyjska telewizja dotarła też do 23-letniej Zhang Qingqing, która stanęła na głowie, by odnaleźć swoich biologicznych rodziców. Tylko po to, żeby zapytać ich, czemu sprzedali ją za równowartość 100 dolarów.

duh5acw

Walka z wiatrakami

W 2007 roku, na konferencji zorganizowanej w indyjskim Hajdarabad przez Fundusz Ludnościowy Narodów Zjednoczonych (UNFPA), autorzy raportu na temat skutków polityki jednego dziecka w Chinach przewidywali, że w kolejnych latach doprowadzi ona do "natężenia zachowań aspołecznych i przemocy, a w konsekwencji stanie się zagrożeniem dla długofalowej stabilności i zrównoważonego rozwoju chińskiego społeczeństwa". Prężnie rozwijający się czarny rynek handlu dziećmi jest tego smutnym dowodem.

Władze w Pekinie oficjalnie zdają sobie z tego sprawę - i próbują walczyć tym walczyć. W marcu 2013 roku zainicjowały drugą poświęconą walce z handlem ludźmi ośmiolatkę (na lata 2013-2020). Największą innowacją jest wprowadzenie testów DNA (dla rodziców zaginionych dzieci i odbijanych przez policję maluchów) i przechowywanie ich w ogólnokrajowej bazie. To niby spory krok naprzód, ale w przełożeniu na chińskie realia może się okazać jedynie dreptaniem w miejscu.

- W ciągu dekady nastąpiła znacząca poprawa, ale nie sądzę, by dotyczyło to lokalnej policji - stwierdził Charlie Custer, filmu dokumentalnego "Living With Dead Hearts", w rozmowie z "The Guardian". Tajemnicą poliszynela jest przecież to, że skorumpowani urzędnicy i policjanci dorabiają na boku, między innymi przymykają oczy na handel dziećmi, a nawet bezpośrednio w nim uczestnicząc.

duh5acw

W proceder zaangażowani są zresztą nawet pracownicy sierocińców i lekarze w szpitalach położniczych. "The Guardian" opisywał historię matki, która urodziła w Fuping (prowincja Shaanxi) chłopca, ale opiekująca się nią i dzieckiem lekarka Zhang Suxia przekonywała ją i jej męża, by zostawili chłopca w szpitalu, bo dziecko jest ciężko chore i lada moment i tak umrze. - Ufaliśmy jej, ponieważ była z tej samej wioski, co mój ojciec i od początku prowadziła ciążę mojej żony - wyjaśniał w rozmowie z "Beijing Times" ojciec chłopca.

Gdy jednak poprosili o pokazanie im syna, lekarka stanowczo odmówiła. To wzbudziło ich podejrzenia. Tym razem policja okazała się kompetentna: po przeprowadzeniu dochodzenia okazało się, że Zhang i sześciu innych lekarzy z miejscowego szpitala współpracowali z dwoma handlarzami żywym towarem, oferując im zdrowe noworodki po 3,5 tys. dol. Ci z kolei sprzedawali je dalej z trzykrotnym przebiciem.

Na kolejne przeszkody w walce z nielegalnym procederem zwraca uwagę Pi Yijun, profesor w Instytucie Prawa Karnego na Uniwersytecie Nauk Politycznych i Prawa. - Problemem jest to, że gdy dziecko ginie, rodzice idą, rozmawiają z policją, a ta musi ocenić, czy dziecko się tylko zgubiło, czy zostało porwane. Aby uznać je za porwane lub zaginione, muszą upłynąć co najmniej 24 godziny, tymczasem te 24 godziny są najbardziej kluczowe - zauważa w rozmowie z "Guardianem".

duh5acw

Historii z happy endem jest niewiele. O wielkim szczęściu mogą mówić rodzice porwanego i sprzedanego do adopcji 2-latka, którego nowi rodzice zwrócili pośrednikowi, gdy tylko odkryli, że chłopiec ma astmę. Jako wybrakowany towar maluch trafił do sierocińca. Jego pracownik rozpoznał go na zdjęciu zamieszczonym w internetowej bazie zaginionych dzieci prowadzonej przez fundację Suishou Public Welfare Fund.

Władze w Pekinie co prawda już kilka lat temu utworzyły specjalny oddział do walki z handlarzami dziećmi, ale zdecydowanie większy nacisk powinny położyć na śledzenie podejrzanych agencji internetowych, oferujących pośrednictwo w adopcji. Rząd w Pekinie mógłby oddelegować jakiś procent swoich internetowych cenzorów, by zajęli się śledzeniem stron, na których przeprowadza się nielegalne adopcje. W końcu Alibaba, czyli chiński odpowiednik Allegro, zatrudnia dwa tysiące pracowników tylko po to, by anulowali podejrzane aukcje.

Wreszcie - aktywiści zwracają uwagę, że działania władz nie są symetryczne. Z jednej strony handlarzom, przemytnikom i pośrednikom, jeśli uda ich się pojmać, sądy wymierzają bez mrugnięcia okiem kary śmierci. Z drugiej - ludziom kupującym na czarnym rynku dzieci grożą co najwyżej trzy lata za kratkami. Xiao Chaohua wierzy, iż zaostrzenie kar sprawi, że potencjalni rodzice adopcyjni dwa razy się zastanowią, zanim zdecydują się na nielegalną adopcję. Bo taki prosty, ludzki argument, że swoje szczęście rodzinne budują na czyimś wielkim dramacie, jakoś w Chinach do nikogo nie trafia.

Oglądaj też: Niemowlę znalezione w rurze kanalizacyjnej w Chinach

duh5acw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
duh5acw
Więcej tematów