W biały dzień, na oczach przechodniów biją kobiety i nikt im nie przeszkadza!!!
Siostra ciężko pobitej przez bandytów łodzianki napisała list do prezydenta Łodzi. Zdesperowana kobieta pyta: "Gdzie są obiecane patrole na ulicach? Policja dobrze zna niebezpieczne miejsca, dlaczego ich nie patroluje? Każdego dnia dochodzi do napadów. Dziś to moja siostra, jutro może pan albo pańska żona. Co pan na to, panie prezydencie?".
25.08.2003 | aktual.: 25.08.2003 09:04
Dotarliśmy do autorki listu, która opowiedziała nam swoją historię. W samo południe siostra pani Teresy została napadnięta na ul. Legionów przez bandytę, który usiłował wyrwać jej torebkę. Natrafiwszy na opór, z wściekłości pobił ją i zepchnął ze schodów. Nikt z przechodniów nie zareagował, nikt też nie zainteresował się leżącą na ziemi kobietą. Niewiarygodny przypadek sprawił, że autorka listu, jadąc tramwajem, dostrzegła nieprzytomną siostrę. Ofiara kilka dni leżała na oddziale intensywnej opieki. Ma rozbitą głowę, posiniaczone ciało, połamane obie ręce.
- Bandyci nie boją się już nikogo - mówi zrozpaczona Teresa K., siostra pobitej. - Czy nikt nie potrafi ochronić zwykłych ludzi? Policja twierdzi, że zna kilkaset osób, które dokonują w Łodzi napadów. Ma nawet ich zdjęcia. Policjanci jednak przyznają, że sprawcy mogą czuć się bezkarni, bo nawet jeśli jakimś cudem uda się ich zatrzymać, po kilku godzinach znów są na wolności. W takich sprawach prokuratura rzadko wnioskuje o areszt, a sądy jeszcze rzadziej areszty stosują.
Co na to adresat listu Teresy K.?
- Trzeba skończyć z poczuciem bezkarności u bandytów - mówi Karol Chądzyński, wiceprezydent Łodzi, odpowiedzialny za bezpieczeństwo mieszkańców. - To przestępca ma się bać, a nie obywatel. Prezydent Jerzy Kropiwnicki spotka się z prokuratorami i sędziami i poruszy także ten problem. Karol Chądzyński zapowiada, że będzie egzekwował od policji skuteczność działania. Twierdzi, że skoro miasto płaci na policję, to będzie też wymagać i ma instrumenty, by policję nakłonić do lepszej pracy.
Kto chce, niech wierzy tym zapewnieniom.
W jednym z komisariatów usłyszeliśmy, że nie ma żadnego wolnego człowieka, który mógłby pójść na patrol. W innym przyznano, że każdego dnia w teren wyrusza pięć do dziesięciu patroli na całą dzielnicę. Tymczasem co dzień w Łodzi bandyci dokonują kilku napadów na kobiety i coraz częściej dzieje się to w biały dzień, na ruchliwych ulicach centrum, na oczach wielu świadków. Najczęściej nikt nie ma odwagi, by stanąć w obronie napadniętej.
Na ul. Kilińskiego i w al. Kościuszki, na Zachodniej, Zielonej i w rejonie pl. Barlickiego grasują bez przerwy złodzieje, wyrywający kobietom telefony komórkowe i zrywający z szyi łańcuszki.
Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi tłumaczy, że policja robi co może, żeby patroli na ulicach było więcej. W tym roku z biur do służby w mieście przeniesiono 50 funkcjonariuszy. Od lipca na patrole wychodzi 75 policjantów ze służby zastępczej. Jesienią dołączy drugie tyle. To wszystko jednak za mało. Niedawno na ul. Jaracza złodziej przeciągnął w poprzek jezdni kobietę, która nie chciała oddać mu torebki. Był środek dnia i pełno ludzi wokół. Nikt jej nie pomógł.
(maj)