PolskaW bajce mniej boli

W bajce mniej boli

Od kilku miesięcy pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska publicznie podkreśla, że 3 czerwca 2005 r. (będą to jej 50. urodziny) otworzy w obrębie gdańskiej Akademii Medycznej najpiękniejszy obiekt szpitalny w Europie. I że jego wewnętrzna uroda to przede wszystkim wynik półrocznej natchnionej pracy grupy studentów ASP.

W bajce mniej boli

06.05.2005 | aktual.: 06.05.2005 09:01

Właśnie dobiega końca niemające sobie równych przedsięwzięcie ilustratorskie. Dziewięcioro młodych artystów stworzyło wspólnymi siłami wizję trzech baśniowych krain wedle układu: parter - świat wodny; pierwsze piętro - świat lądowy; drugie piętro - świat przestworzy. - We wstępnym projekcie nie było większości tych elementów, jakie obecnie widać na ścianach - uśmiecha się prof. Maciej Świeszewski z Pracowni Malarstwa ASP. - Zostały dodane dzięki inwencji naszych kochanych, wrażliwych studentów, którzy swe serca i talenty skierowali ku małym pacjentom z chorobami nowotworowymi. - Nie ma lepszej metody na sprawdzenie się młodych artystów niż ich praktyczne realizacje - dodaje prof. Andrzej Dyakowski z Pracowni Malarstwa Ściennego ASP. - Po II wojnie nasi profesorowie angażowali studentów do dekorowania kamienic odbudowywanego Głównego Miasta. Dzisiaj my wykorzystaliśmy podobną możliwość w szpitalu dziecięcym.

Zanim profesorowie Świeszewski i Dyakowski rozpoczęli ze studentami dyskusję o zagospodarowaniu ponad 2 tysięcy metrów kwadratowych ścian, odbyli konsultacje z adiunkt Elżbietą Drożyńską, zawiadującą Oddziałem Chemioterapii Guzów Litych w I Klinice Chorób Dzieci AM. - Wystarczyło sięgnąć do malunków, które nasi pacjenci wykonują w świetlicy, żeby zrozumieć ich tęsknoty - podkreśla adiunkt Drożyńska. - Większość tych obrazków nawiązuje do świata baśni. - W tej chwili uzyskujemy odsetek trwałych wyleczeń w chorobach nowotworowych u dzieci rzędu 80 procent - przypomina prof. Anna Balcerska, kierownik I Kliniki Chorób Dzieci AM. - Jest rzeczą znaną, że stan psychiczny pacjenta odgrywa zasadniczą rolę w jego leczeniu. Jeżdżąc po świecie, widziałam rozmaite oddziały dziecięce, np. w Australii, Kanadzie, Francji, Niemczech. Wszędzie panuje dążność, żeby było wesoło i kolorowo "jak w domu".

Prócz korytarzy wypełnionych malowidłami łącznie z częścią sufitów, odrębny wystrój otrzymał każdy z kilkunastu pokoi dla chorych. Raz jest to wielki żuk w ubiorze angielskiego dżentelmena. Innym razem - zwierzęta w kolejce do lekarza-szczura. W sali dla najmniejszych pacjentów skrzat-czarnoksiężnik studiuje starą księgę. Gdzie indziej wznosi się w górę balon, którego pasażerami są żaba i krecik... Obok malowideł "zasadniczych", każdy pokój zawiera szczegóły trudniejsze do zauważenia w pierwszej chwili. Może to być papuga ,siedząca" na prawdziwym urządzeniu ściennym; ślimaczek przy drzwiach do toalety; żabka miedzy kontaktem a załomem ściany itd. - Wszystkie te dokonania malarskie zostaną uwiecznione w albumie, który jest już przygotowywany do druku - informuje z dumą prof. Świeszewski.

W gabinecie Sławomira Bautembacha, dyrektora administracyjnego gdańskiej Akademii Medycznej, wisi kilka obrazków na szkle, wykonanych przez dzieci z onkologii. - Proszę zwrócić uwagę, że na tych odwzorowaniach świat jest bardzo kolorowy i radosny - tłumaczy dyrektor. - Natomiast wszystkie namalowane dzieci mają łyse główki, czyli są po chemioterapii. Mimo iż obecnie w leczeniu dzieci "onkologicznych" stosuje się praktykę częstego ich wysyłania do domów (gdy tylko mają przerwy w przyjmowaniu agresywnych leków), terapia trwa łącznie około dwudziestu miesięcy. U wielu pacjentów, szczególnie najmłodszych, ów naprzemienny rytm życia powoduje stresy i lęki przed szpitalem. Dlatego tak ważne są warunki, w jakich ciężko chore maluchy przebywają pod okiem personelu medycznego.

Zupełnie wyjątkowe wrażenie robi półokrągła tęcza, wpisana w część "kwadratowego" korytarza na poziomie drugiego piętra nowego szpitala. Idąc w głąb owego korytarza, człowiek niejako przenika nieboskłon. - Wszyscy promieniujemy swoimi siłami witalnymi na rzecz małych pacjentów - podkreśla Dorota Borowska, dyplomantka ASP, prawa ręka prof. Świeszewskiego w koordynowaniu malarskich poczynań studentów. - Niektórzy z nas leżeli w szpitalu jako dzieci i do dziś pamiętają ówczesne przeżycia. Inni odczuwają dodatkowe motywacje. Ja na przykład zostałam wychowana w domu głęboko religijnym, dlatego bardzo serio traktuję czynienie bliźnim tego, co i mnie byłoby miłe. - Ponieważ my, plastycy, często się poruszamy w cudownym świecie fantazji, jesteśmy pewnie bardziej "dziecinni" aniżeli inni ludzie - dopowiada Jowita Żychniewicz, V rok malarstwa.

Zbigniew Gach

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)