Uwolnione Włoszki opowiadają o niewoli
Uwolnione w Iraku włoskie wolontariuszki Simona Pari i Simona Torretta opowiedziały w pierwszych wywiadach, że ich porywacze myśleli, iż kobiety są szpiegami.
Według relacji byłych zakładniczek, zaczęły być one lepiej traktowane przez terrorystów, gdy okazało się, że niosą pomoc humanitarną Irakijczykom.
Po przylocie do Włoch w nocy z wtorku na środę wolontariuszki organizacji "Most dla Bagdadu" zostały najpierw przesłuchane przez prokuratorów, a dopiero potem mogły odpocząć i wrócić do swoich domów w Rzymie i Rimini.
Torretta powiedziała, że mimo tych doświadczeń nie zrezygnuje z pracy w organizacjach humanitarnych. Nie możemy zapominać o narodzie irackim, który tak bardzo cierpi - oświadczyła młoda rzymianka. Dodała, że porywacze, którzy nie wywodzili się z żadnego ruchu politycznego, sądzili, że są one szpiegami i zbierają informacje wywiadowcze.
Na początku było ciężko. Zaczęli nas dobrze traktować, gdy okazało się, że jesteśmy wolontariuszkami i niesiemy pomoc narodowi irackiemu - powiedziały byłe zakładniczki.
Dodały, że porywacze przeprosili nas za uprowadzenie i poprosili, byśmy im przebaczyły. W chwili uwalniania wręczyli im pudełko ze słodyczami oraz ubrania.
Torretta przyznała, że wiele razy bała się, ale - jak wyjaśniła - nie porywaczy, lecz tego, że jej zmęczenie weźmie górę nad rozsądkiem i może zrobić coś, czego będzie żałować.