Uwieść prezydenta

Nicolas Sarkozy na liście ofiar Carli Bruni pojawia się po Jaggerze, Costnerze i Trumpie. Prezydent nie jest pierwszy. Za to ona została właśnie Pierwszą Damą

W Egipcie witano ich w atmosferze sensacji. Były nawet wystrzały – nie terrorystów, lecz policji. Zresztą tylko w powietrze. Strzelano, gdy fotoreporterzy usiłowali dostać się jak najbliżej. A że usiłowali, trudno się dziwić. To wtedy romans francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozyego z Carlą Bruni wybuchł jako plotkarski hit sezonu. Wiedzieli o tym nawet w Kairze, więc specjalnie dla nich otworzyli świątynię Nefretete, dali eskortę, gdy francuska para chciała pojeździć konno brzegiem Morza Czerwonego, i przyjmowali ich jako narzeczonych, chociaż prezydent oświadczył się Bruni dopiero na miejscu. Za to sposób, w jaki to zrobił, wywołał sensację. Kupił Carli dokładnie taki sam pierścionek od Diora, jaki po 11 latach małżeństwa dał byłej żonie Cecilii (kiedyś także modelce). Zaprojektowany, co gorsza, przez dobrego znajomego Cecilii. Po powrocie Sarkozy ogłosił, że będzie ślub, a kilka dni później- dobrze poinformowany „L’Est Républicain” podał, że już go wzięli – na prywatnej ceremonii w Pałacu Elizejskim i
w tajemnicy przed całym światem.

Zdjęć nie było, w prasie pojawił się za to rysunek, na którym ksiądz udziela ślubu Carli i Sarko. – Możesz pocałować pannę młodą – mówi i podsuwa mu drabinę. Nawet dla tolerancyjnych Francuzów związek tych dwojga – mierzącej 176 centymetrów modelki i piosenkarki oraz Sarkozyego podającego oficjalnie 168 centymetrów wzrostu – jest bowiem polem do nieustających spekulacji i złośliwości.

Od zera do Jaggera

Moment zero nie był dla Carli Bruni Tedeschi takim samym zerem jak dla innych. Dorastała w rodzinie włoskich arystokratów i właścicieli drugiej po Pirelli największej firmy oponiarskiej w tym kraju. Jednocześnie jej ojciec Alberto Bruni Tedeschi jest kompozytorem oper oraz kolekcjonerem sztuki. Matka natomiast koncertową pianistką. Z kolei starsza siostra Valeria to aktorka znana z ról w filmach Ozona, Bertolucciego i Spielberga.

Ani wielkiego świata, ani wielkich pieniędzy nie porzuciła choćby na moment. Zrezygnowała ze studiowania architektury, by zostać top modelką za dwa miliony dolarów rocznie i przez 10 lat pracować dla Diora, Galliano i Yves’a Saint Laurenta. Kiedy jako modelka musiała myśleć o emeryturze, postanowiła pisać piosenki – najpierw dla Juliena Clerca, później dla siebie.

Pierwszy album „Quelqu’un m’a dit” pomógł jej nagrać Louis Bertignac, legendarny francuski rockman (i były kochanek). Płyta trafiła w sam środek mody na spokojne, balladowe granie. Opatrzona dodatkowo kampanią wyliczającą podboje miłosne Bruni sprzedawała się świetnie. Drugi, bardziej ambitny krążek „No Promises” z zeszłego roku zawierał teksty jej ulubionych anglosaskich poetów – Audena, Yeatsa, Dorothy Parker – odśpiewane przez Bruni w manierze Norah Jones-. Świetny ruch marketingowy, szczególnie gdy ktoś myśli o karierze poza Francją.

O głosie, jakim dysponuje Bruni, mówi się krótko – mały. Trudno z takimi możliwościami robić za wielką wokalistkę, ale gdy ktoś – jak ona – ma dobry słuch, jest w stanie skutecznie oszukiwać. A to Włoszka robi świetnie, śpiewając tonem, o którym angielska prasa pisała: „Jakby przed chwilą wstała z łóżka”. Czyli dokładnie takim, jakiego oczekują od pięknej kobiety. Ciepło, prosto i seksownie.

Seks i muzyka splatały się w biografii Bruni przez całe lata 90., kiedy jej doświadczenia z show‑biznesem sprowadzały się do głośnych romansów z muzykami (Erikiem Claptonem i Mickiem Jaggerem) i aktorami (Vincentem Perezem i Kevinem Costnerem). Udało jej się poderwać milionera Donalda Trumpa, urodziła syna wydawcy Jeanowi‑Paulowi Enthovenowi, ale nigdy dotąd nie była mężatką, choć ma 40 lat.

Teraz pisze utwory na nową płytę w specjalnym pokoju do tworzenia muzyki, który udostępniono jej w Pałacu Elizejskim. Mówi się o nim „sala muzyki pop”. Pół Francji zastanawia się, który ze swoich tekstów autorka poświęci prezydentowi.

Od Sasa do Nicolasa

Jak przystało na beztroski romans w stylu Disneya, na początku Carlę i Sarko widziano razem w Euro Disneylandzie 15 grudnia. Poznali się niedługo wcześniej na kolacji u znajomego, a cała historia ostatnich tygodni wygląda jak odtwarzana w przyspieszonym tempie. Randki, wyjazdy, prezenty, oświadczyny, plotki, że Carla jest w ciąży. Spekulacje na temat wspólnej podróży do Werony, miejsca akcji „Romea i Julii”. Wreszcie doniesienia na temat realnych powodów szybkiego ślubu Carli i Nicolasa.

Te powody mogą być bardzo przyziemne i mieć związek z protokołem dyplomatycznym. Kiedy w połowie stycznia prezydent wybierał się do Arabii Saudyjskiej, został poproszony, by nie zabierał ze sobą partnerki, skoro nie jest jego żoną. W planach była już kolejna zagraniczna wizyta, tym razem u królowej brytyjskiej. Ta nie oponowała przeciwko przyjazdowi Bruni, ale musiałaby – zgodnie z tradycją – zaproponować obojgu w Windsorze oddzielne sypialnie, o czym dyskretnie ostrzegł brytyjski MSZ. „The Washington Post” z kolei cytował skonfundowane władze w Indiach: „Po raz pierwszy mamy do czynienia z takim przypadkiem”. Po tygodniu okazało się, że do New Delhi zaproszono oboje, co oznacza, że przeszkody dyplomatyczne znikły. I potwierdza wersję mówiącą o sekretnym ślubie.

„Prezydent Republiki nie ma więcej prawa do szczęścia niż zwykły obywatel. Ale nie ma też mniej” – gdy Sarkozy wypowiadał te słowa w orędziu noworocznym, Francuzi rozumieli, o co mu chodzi. Kiedy w Polsce władza mówi o miłości, we Francji stosuje ją w praktyce.

Mikołaj ma kłopoty

Zakochani nad Nilem – pisał o nich „Paris Match” w cukierkowej zdjęciowej love story. Po gazecie, której naczelny musiał odejść, gdy skrytykował Sarkozyego, trudno się jednak spodziewać uszczypliwości. Pozostałe media traktują ich ostrzej. Na kolejnym z popularnych rysunków satyrycznych widać Bruni odpowiadającą na pytania dziennikarzy:

– Jak to jest z Sarko?
– Krótko. Ale za to jest wszędzie!

Sarko naraził się mocno dziennikarzom, zapowiadając zniesienie reklam w telewizji publicznej. Opisywał to jako nawiązanie do idei BBC, ale inaczej zinterpretowano całą rzecz, kiedy okazało się, że przemysłowiec Vincent Bolloré zamieszany w rynek telewizji prywatnej wypożyczył mu odrzutowiec właśnie na rzeczoną podróż do Egiptu. Potem prezydent doskonale manipulował mediami, informując, że o ślubie dowiedzą się po fakcie, i budując napięcie wokół związku z modelką. Zaraz, zaraz – zauważają francuscy dziennikarze – nie o to chodziło. „Wybieraliśmy prezydenta, a nie gwiazdę rocka” – drwił reporter lokalnego „Nice Matin”. Prawda. Ale też nie do końca. Sarkozy obiecał ludziom w ciągu ostatnich miesięcy dużo, zapowiedział renesans Francji i ściągnął noblistów do myślenia nad tym, jak podnieść poziom życia w ojczyźnie Voltaire’a. Tymczasem nawet opozycja oskarża go o ekshibicjonizm i życie w stylu miliarderów (o tym mówi Ségolène Royal), zamiast punktować jego błędy polityczne. Sarkozyemu spada poparcie, ale nawet-
jeśli w trakcie swojej prezydentury nie odniesie żadnych innych sukcesów, i tak zapisze się w historii – jako pierwszy francuski przywódca od czasu Napoleona, który wziął ślub podczas pełnienia urzędu.

Bartek Chaciński

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)