Uważaj - zimą możesz zginąć na ulicy
Strażacy oraz pracownicy firm wynajętych przez zarządców domów jeżdżą po Legnicy i zrywają zwisające z dachów sople. Łatwo można sobie wyobrazić co by się stało, gdyby kilkukilogramowy sopel spadł komuś na głowę.
Znajdujemy ich przy ul. Chojnowskiej. Dwóch strażaków wjeżdża podnośnikiem na drabinę pod dach czteropiętrowej kamienicy i łomami kruszy lód. Po kilku minutach są już na ziemi. - Od rana tak jeździmy i usuwamy sople w tych miejscach, gdzie mogą zagrozić życiu ludzi - mówi starszy ogniomistrz Zenon Bujak. - Jeden sopel może ważyć nawet 10 kilogramów lub więcej. Gdyby spadł komuś na głowę, byłaby tragedia.
Sople na dachu powstają, gdy topnieje śnieg, a woda, nie mogąc odpłynąć rynnami, sączy się przez krawędź i zamarza. Olbrzymie ilości sopli pojawiły się w Legnicy w Nowy Rok. Codziennie rozbijają je strażacy oraz sami lokatorzy. Na szczęście w tym roku bryła lodu nikomu nie zrobiła krzywdy.
- Legniczanie są wyczuleni na niebezpieczeństwo i od rana codziennie informują nas, w których budynkach zrobiło się niebezpiecznie - dodaje Andrzej Srzedziński, komendant legnickiej straży miejskiej. - Zdarza się, że musimy postraszyć mandatami zarządców, by strącili sople. To daje efekty, bo administratorzy albo sami to robią, albo wynajmują podnośniki. Strażacy są wzywani w ostateczności, tylko wówczas, gdy istnieje poważne zagrożenie.
A sople potrafią zabić. Dwa lata temu w rosyjskim mieście Samarze od ich uderzenia zginęły dwie osoby. W minionym roku w Legnicy wielka zmarznięta bryła spadła dosłownie kilka centymetrów przed przechodniem. - Czasami wystarczy wychylić się z okna i zbić sople - dodaje komendant Srzedziński. - Jeżeli wiszą nad chodnikiem, druga osoba w tym czasie powinna ostrzegać przechodniów.
W Głogowie od poniedziałku trwa akcja usuwania sopli. Po mieście krążą dwa podnośniki z drabinami, należące do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Pomagają nawet pracownicy firmy alpinistycznej. - Nie tylko likwidujemy sople, ale także usuwamy śnieg, zalegający na dachach wieżowców, co jest niebezpieczne - dodaje Marcin Bartosik, właściciel firmy. Głogowscy strażacy interweniują tylko w poważniejszych sytuacjach.