Uwaga na żmije!
Zdążyliśmy w ostatniej chwili - mówi ciocia dziewczynki, którą
ukąsiła żmija, Danuta Cypryś. Gdyby na pogotowiu w Łańcucie nie
było surowicy, Agnieszka już by nie żyła - dodaje.
27.06.2006 | aktual.: 27.06.2006 00:41
We wsi Wydrze w gminie Rakszawa żmija zygzakowata ukąsiła 5- letnią Agnieszkę. Sprawa była poważna - jad żmii zygzakowatej może być dla dziecka zabójczy. W dodatku najbliższa stacja pogotowia ratunkowego znajduje się w oddalonym o kilkanaście kilometrów Łańcucie.
Suszyliśmy z żoną siano, starsze dzieci nam pomagały, młodsze bawiły się jak zwykle na łące- opowiada pan Bogdan, wujek dziewczynki, który jako pierwszy udzielił dziecku pomocy.
W pewnym momencie Agnieszka przybiegła z płaczem. Pokazywała nóżkę, na której były dwa niewielkie przekrwione punkty. Wyglądało to na ślad po ukąszeniu żmii. Zabraliśmy dziecko do lekarza w Brzózie Stadnickiej. Jechałem w przekonaniu, że mają tam surowicę. Niestety odesłano nas na oddział zakaźny szpitala w Łańcucie. Już w drodze mała straciła przytomność. Była w stanie wstrząsu. Wymiotowała. Miała problemy z oddychaniem - mówi.
Ciocia dziewczynki denerwuje się: Tu dookoła są lasy, a w ośrodku zdrowia nie ma surowicy. W okolicy żmije można spotkać niemal wszędzie; nawet w trawie na podwórku. Kiedyś szczepionki były w nadleśnictwach, obecnie ich nie ma. A na pogotowiu w Łańcucie mieli tylko jedną dawkę.
W szpitalu dziewczynkę zaintubowano - nie mogła już samodzielnie oddychać. Podano jej też surowicę. Następnego dnia, ze względu na wciąż poważny stan, przewieziono na Oddział Chirurgii Dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Agnieszka jest już w domu i powoli wraca do zdrowia.
Ukąszenie żmii może być groźne nawet dla osoby dorosłej. Nigdy nie należy bagatelizować takiego przypadku - konkludują "Super Nowości".