Utonięcia to plaga tegorocznych wakacji. WOPR chce od pijanych urlopowiczów 3 tys. zł!
Totalnie pijani mężczyźni wsiedli na łódkę i wypłynęli na jezioro. Gdyby nie ratownicy WOPR, obydwaj poszliby na dno. - Gdy wyciągnęliśmy ich na brzeg, mieli nawet problemy, by się wysłowić - mówi Wirtualnej Polsce jeden z ratowników. Teraz imprezowicze dostali wezwanie do zwrócenia kosztów akcji.
Wchodzenie do wody po pijaku to skrajna głupota. Ale czy kary finansowe to dobre rozwiązanie?
- My pełnimy swoją służbę w WOPR nie biorąc za to ani grosza. Do takich akcji jak ta, musieliśmy poświęcić czas, użyć motorówki i butli tlenowych. A na koniec jeden z uratowanych panów i tak miał pretensje - mówi Wirtualnej Polsce prezes WOPR Lubniewice mł. asp. Przemysław Matczak z Komendy Powiatowej w Sulęcinie, który brał udział w ratowaniu mężczyzn.
Sprawa może trafić do sądu
Mężczyźni wypłynęli na jezioro Lubiąż (woj. lubuskie) łódką wyposażoną w silnik spalinowy. Nagle jeden ze spacerowiczów zauważył, że obydwaj wpadli do wody.
Gdy działający społecznie ratownicy dopłynęli na miejsce, okazało się, że mężczyźni są kompletnie pijani. - Ich stan możemy nazwać upojeniem alkoholowym. Nigdy nie miałem tyle pracy i interwencji, co w tym roku, a jestem w WOPR od 20 lat - stwierdza Matczak.
Ratownicy zaznaczają, że na podstawie ustawy z 2011 roku, korzystają z ochrony takiej, jak funkcjonariusze publiczni. Obrażanie, atakowanie, czy nawet niestosowanie się do ich zaleceń może się wiązać z pociągnięciem do odpowiedzialności.
Wykroczeniem jest również pływanie łodzią po alkoholu. - Sąd może wycenić takie zachowanie nawet na 5 tys. zł mandatu - mówi Matczak.
Pijani mężczyźni odpowiedzą jednak nie tylko za złamanie prawa, ale również będą proszeni przez WOPR o poniesienie kosztów akcji ratunkowej - mimo że WOPR działa, podobnie jak TOPR, społecznie. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, pismo z wezwaniem do przelania 3 tys. zł zostało już do nich wysłane. Jeśli nie zapłacą doprowolnie, sprawa trafi do sądu.
Zdjęcie z akcji ratowników w Lubniewicach
Alkohol zabija. Jest powodem nawet 70 proc. utonięć w Polsce!
Świadomość społeczna dotycząca niebezpieczeństw w wodzie wciąż jest bardzo niska. - Gdy pogoda jest gorsza, mało osób się kąpie i nie ma tragedii. Ale na przykład w tym roku sezon jest ciepły i słoneczny, więc mamy dziesiątki bezmyślnych przypadków - potwierdza Karolina Kowalska z kampanii społecznej "Pływam Bez Promili".
Policyjne statystyki pokazują, że do około 20 proc. utonięć dochodzi po spożyciu alkoholu. - Ale prawda jest taka, że nie każdy kto utonie, jest później przebadany pod tym kątem. Nieoficjalnie mówi się, że może to być nawet 70 proc. - przyznaje Kowalska.
Podkreśla, że od lat ta sytuacja wygląda podobnie. Dane nie poprawią się, jeśli edukacją nie zajmą się ministerstwo zdrowia lub ministerstwo edukacji.
- Nie zmienimy nawyków najstarszych, więc musimy edukować najmłodszych. Sami ratownicy nie są w stanie sobie poradzić. Sama słyszałam o przypadku sprzed kilku dni, gdy ratownik upominał pijanego mężczyznę. Ten nie chciał wyjść z wody, a na koniec pobił ratownika - mówi Kowalska.
Polacy najczęściej topiącą się nacją w Holandii
Na edukację stawia również Apoloniusz Kurylczyk z zarządu zachodniopomorskiego WOPR. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie do końca jest przekonany do wystawiania pijanym kar finansowych.
- Na przykład w Wielkiej Brytanii postawili na edukację dzieci i ich statystyki na przestrzeni lat znacząco się poprawiły. U nas stoją w miejscu - mówi Kurylczyk.
- Co więcej, gdy w Holandii wzrastała niedawno liczba utonięć, zrobiono badania i okazało się, że najczęściej giną tam w ten sposób Polacy. Holendrzy szybko rozpoczęli współpracę z naszym ministerstwem spraw zagranicznych i drukowali plakaty informacyjne po polsku - dodaje z podziwem.
Kurylczyk zaznacza, że obecnie w podręcznikach dzieci w Polsce znaleźć można maksymalnie 2 strony informacji o zagrożeniach nad wodą. Jego zdaniem, tylko edukacja od najmłodszego może zagwarantować, że za 10-20 lat będziemy chwalić się zdecydowaną poprawą statystyk.