Ustawa zdrowotna - "Sejm może zapisać wszystko"
Sejm może zapisać wszystko, nawet to, że kura pisze się przez "ó" - to jedno ze stwierdzeń, które padło podczas obrad sejmowej Komisji Zdrowia. Komisja opracowała projekt ustawy zdrowotnej w ciągu niecałego miesiąca, podczas obrad nie brakowało ożywionych dyskusji.
25.07.2004 | aktual.: 25.07.2004 12:48
Opieka dla VIP-ów
Do ostrej wymiany poglądów doszło m.in w trakcie dyskusji nad ograniczeniem specjalnych uprawnień do opieki zdrowotnej VIP-ów. Platformie Obywatelskiej, która złożyła wniosek o wykreślenie wszelkich przywilejów, niektórzy posłowie zarzucili populizm.
Wszyscy jesteśmy w jednym wielkim NFZ-cie. Każdemu przysługuje jednakowe prawo do opieki zdrowotnej, nie ma powodu utrzymywania przepisu jeszcze z czasów stanu wojennego - powiedziała Elżbieta Radziszewska (PO), uzasadniając swój wniosek.
Rozsierdziło to Tadeusza Cymańskiego (PiS), który domniemywał, że poprawka w tak skrajnej formie została zgłoszona "nie tylko ze względów merytorycznych". Są granice zabiegania o poklask. Melodia jest prosta, najpierw zabrano nam trzynastki, teraz przywileje zdrowotne dla VIP-ów, jutro każą nam krew utoczyć - mówił Cymański.
Wypada modlić się o zdrowie, bo o rozum już za późno. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było zabezpieczenia obrad parlamentu - komentowała Krystyna Herman (SLD).
Dane osobowe
Gorącą dyskusję wzbudził też zapis uprawniający ministra zdrowia i Fundusz do przetwarzania danych osobowych i informacji dotyczących udzielonych świadczeń opieki zdrowotnej i ich przyczyn.
Zdaniem Bolesława Piechy (PiS), informacje o stanie zdrowia osób publicznych rzeczywiście wyciekają. To nie wina systemu, tylko lekarzy, którzy, zanim pacjent zdąży wyjść ze szpitala, rozpowszechniają informacje o stanie jego zdrowia - powiedziała Maria Gajecka-Bożek (SLD).
Wycena
Do ożywionej wymiany zdań doszło także, gdy posłowie przyjęli zapis zobowiązujący ministra zdrowia do "podjęcia działań mających na celu powołanie instytucji" kwalifikującej świadczenia i wyceniającej procedury medyczne.
Józef Szczepańczyk (PSL) wyraził wątpliwość, czy takie zobowiązanie jest zgodne z konstytucją. To jest zapis intencyjny. Sejm może zapisać wszystko, nawet to, że kura pisze się przez "ó" - powiedziała wówczas Maria Gajecka-Bożek (SLD). Dlatego że Sejm pisze, co chce, Trybunał Konstytucyjny ma potem tyle do roboty - skomentował Szczepańczyk.
Wiele emocji wzbudził również fakt, że w koszyku negatywnym nie znalazło się leczenie niepłodności metodą in vitro, z czego należy wnosić, iż ma być ono powszechnie dostępne ze środków publicznych. Pogląd Andrzeja Wojtyły (SKL), że w obecnej sytuacji Polski należałoby raczej usprawnić procedury przy adopcji niż decydować się na finansowanie ze środków publicznych zapłodnienia in vitro wywołał prawdziwą burzę.
W żadnej mierze nie można mówić o in vitro i adopcji jako o jednym problemie - powiedziała Ewa Janik (SLD).
Poglądy na temat in vitro są w parlamencie ugruntowane. Kwestia gradacji, na co powinny pójść pieniądze - czy na powoływanie nowego życia, czy pomoc już istniejącemu, nie zostanie tu rozstrzygnięta - powiedział Tadeusz Cymański (PiS).
Koszyk negatywny
Konsternację członków komisji wywołał wynik głosowania nad przyjęciem załącznika do ustawy, zawierającego tzw. koszyk negatywny, czyli wykaz badań i terapii, za które pacjenci mają płacić z własnej kieszeni. Za przyjęciem koszyka głosowało ośmioro posłów, tyle samo było przeciw, a dwóch się wstrzymało od głosu. Początkowo planowano, że będzie zarządzone ponowne głosowanie, m.in ze względu na to, że zamiast głosowania nad zgłoszoną poprawką do załącznika, zarządzone zostało od razu głosowanie nad całością.
Ostatecznie, poseł Zbigniew Podraza (SLD) zgłosił załącznik w formie poprawki. Posłowie przyjęli go w głosowaniu.
Decyzja o blisko 250 artykułach zajęła posłom miesiąc. Niektórzy z nich żartowali, że gdyby kawę i herbatę serwowano w czasie innych posiedzeń komisji sejmowych wszystkie prace legislacyjne trwałyby krócej. Pomieszczenie gdzie znajdowały się gorące napoje było niejednokrotnie miejscem bardziej interesujących rozmów niż sala obrad. Tam często próbowano wypracować kompromisowe rozwiązania.