InnowacjeUstawa i lustracja

Ustawa i lustracja

No i zanosi się na nową ustawę o szkolnictwie wyższym! Szczerze powiem, że w tym czerwcowym natłoku obowiązków uniwersyteckich nie miałem nawet czasu zapoznać się z jej projektem. Media nagłośniły najbardziej próbę ograniczenia wieloetatowości oraz wprowadzoną do niej w ostatniej chwili przez naszych zawodowych rycerzy cnoty lustrację uczelnianych VIP-ów. Co do wieloetatowości mam wyrobione zdanie. Jeśli ktoś naprawdę chce uprawiać naukę i naprawdę chce uprawiać dydaktykę, powinien robić to na macierzystej uczelni, a nie tracić cenny czas w pociągach czy samochodach przemierzających często kilkusetkilometrowe dystanse między "miejscem stałego zakwaterowania" uczonego a jego "przyszywaną drugą (n-tą) uczelnią".

27.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 11:02

Tylko dopóki profesorskie pensje przyprawiać będą o pogardliwe wydęcie warg byle długonogą sekretarkę z hurtowni piwa, pociągi i samochody dalej przemierzać będą Polskę. I będzie się tak dziać, dopóki nie znajdziemy jakiegoś złotego środka między lokalnymi politycznymi ambicjami i ambicyjkami, słuszną ideą kulturowego i cywilizacyjnego uaktywnienia tzw. prowincji i często, niestety, zwykłą ordynarną hucpą, wykorzystującą chwilową koniunkturę w myśl hasła "co swoje – i w krzaki". I żadna ustawa, ani jej restrykcje, na to nie pomogą, bo zawsze znajdą się sposoby na ich obejście.

Wyrobione zdanie mam też wobec pomysłu lustracyjnego. Żeby nie było wątpliwości – nie boję się lustracji, bom z jednej strony żaden uniwersytecki VIP – ot, zwyczajny profesor zwyczajny, a z drugiej byłem już jako były wiceprzewodniczący Trybunału Stanu lustrowany wte i wewte i to nie przez jakiś nawiedzonych amatorów, tylko fachowców. Ale cały ten pomysł uważam po prostu za szkodliwą, przedwyborczą hecę. Prawdopodobnie i w uniwersyteckim środowisku, tak zresztą jak i w każdym innym, od księży poczynając, a na szewcach kończąc (kolejność przypadkowa), znajdą się osoby, które przed wielu laty dawały do niewłaściwego ucha głos na bliźniego swego. I to z pewnością nieładnie.

Tylko, że równie nieładnie było bić żonę, ściągać naukowe prace od swych kolegów czy niekiedy i studentów, podszczypywać sekretarki i studentki. I wiele jeszcze innych rzeczy. I nie widzę naprawdę w 15 lat po zmianie ustroju uzasadnionego powodu, by z tych "nieładnie" wybierać jedno i wiązać z nim jakieś następstwa. Jakie? Wywalenie "z roboty"? Przyprawianie oślich uszu? Ci, którzy to robili, muszą sobie jakoś sami ze swym sumieniem poradzić. A w nauce jest już tak dziwnie, że wartość naukowa danego uczonego nie zależy w prostej linii od wartości moralnej i nawet moralny zgniłek może być wybitnym uczonym. Maria Curie-Skłodowska była trochę "puszczalska", Kopernik był "trochę" Niemcem, a mimo to na trwałe weszli do panteonu polskiej nauki. Po co więc, na w miarę spokojne uczelnie, wprowadzać cały ten lustracyjny zamęt, który obserwujemy w innych dziedzinach na własne oczy i z którego nic jeszcze dobrego nie wynikło i nie wyniknie?

MARIAN FILAR

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)