Urzędowo sklonowani
Jakie jest prawdopodobieństwo, że dwaj
mężczyźni urodzeni tego samego dnia i roku noszą takie samo imię i
nazwisko? To niezwykły traf, ale w przypadku 27-letniego
krakowianina Mariusza Siuty można mówić raczej o pechu - pisze
"Dziennik Polski". Teoretycznie taki zbieg okoliczności nie
powinien utrudnić życia obu panom. Po to przecież istnieje system
ewidencji ludności, temu służy nadawanie numerów PESEL i NIP.
Niestety, choć PESEL krakowianina różni się 4 cyframi od numeru
ewidencyjnego jego imiennika, najprawdopodobniej mieszkańca Łodzi,
jednak obaj panowie są myleni przez urzędy i banki - podaje gazeta.
25.11.2004 | aktual.: 25.11.2004 07:01
W październiku Mariusz Siuta poszedł do banku założyć pierwsze w swoim życiu konto. Kilka dni po złożeniu wniosku usłyszał, że nie może mieć konta i nie otrzyma karty bankomatowej, bo jest niesolidnym klientem. Po wyjaśnieniach pracownik banku uznał, że ów niesolidny klient to nie Mariusz Siuta z Krakowa, ale zastrzegł, że decyzja o założeniu konta jest warunkowa, a sprawę powinien wyjaśnić sam zainteresowany. Mariusz Siuta wysłał więc do Związku Banków Polskich prośbę o wyjaśnienie, czy widnieje w ewidencji niesolidnych klientów - informuje "Dziennik Polski".
Odpowiedź była wprawdzie negatywna, lecz udało mu się dowiedzieć, że w bankowej informacji kredytowej widnieje jego nazwisko. Na "jego" koncie figuruje pożyczka 3,2 tys. zł (spłacana terminowo), debet ROR (też spłacany regularnie) oraz poręczenie na 2,96 tys. zł (opóźnienie w spłacie wynosi 90 dni). To wszystko na szczęście oznacza, że imiennik Mariusza Siuty jest uczciwy i z jego strony krakowianinowi nic nie grozi - pisze dziennik.
To jednak drobiazg w porównaniu z kłopotami, jakie czekały krakowianina w ZUS. Jak przystało na człowieka myślącego o dalekiej przyszłości, postanowił wybrać sobie otwarty fundusz emerytalny. Podpisał umowę z przedstawicielem wybranego funduszu, ale za jakiś czas otrzymał z ZUS krótkie pismo, w którym poinformowano go, że nie może sobie wybrać funduszu, skoro podpisał już umowę z innym - w maju 1999 r. - czytamy w "Dzienniku Polskim". Wtedy byłem jeszcze studentem i nie miałem stałego zatrudnienia - zdziwił się Mariusz Siuta. Poszedł więc do ZUS, by wyjaśnić sprawę. Tam wprawdzie usłyszał, że zostanie wszczęte postępowanie, ale potrwa to kilka miesięcy, a najlepiej byłoby, gdyby sam wyjaśnił problem - pisze gazeta. (PAP)