PolskaUrządzili krwawą jatkę pod sklepem, w ruch poszły siekiery

Urządzili krwawą jatkę pod sklepem, w ruch poszły siekiery

"Krwawa łaźnia" lub "masakra piłą mechaniczną" - tak świadkowie określają to, do czego doszło na Woli Duchackiej (woj. małopolskie). Około 30 zamaskowanych bandytów napadło na kilkunastoosobową grupę młodych mężczyzn. W ruch poszły siekiery, maczety i noże. Pięć osób trafiło do szpitala. Zniszczono też kilka samochodów. Nie była to tylko osiedlowa bójka - czytamy w "Gazecie Krakowskiej".

Trop prowadzi do salonu samochodowego, przed którym od tygodnia pikietowali zaatakowani mężczyźni. Do bijatyki doszło w biały dzień, tuż po godzinie 14. Na parkingu za hipermarketem "Lewiatan" kilkunastu mężczyzn spożywało posiłek przy swoich samochodach. - Wyskoczyli na nich zza rogu bloku. Mieli siekiery i jakieś kije. Bili, cięli i rozwalali auta - relacjonuje pani Jadwiga, mieszkanka bloku, którego okna wychodzą na parking. - Zobaczyłem, jak tryska krew i uciekłem. Cały parking był we krwi - dodaje okoliczny kioskarz. Napadnięci mężczyźni znaleźli ratunek w supermarkecie. - Wbiegli cali zakrwawieni. Kilku dosięgły jeszcze ciosy w nogi. Ochroniarz w ostatniej chwili zablokował drzwi, żeby tamci nie mogli wejść - relacjonują świadkowie. - Ekspedientki sklepu pomagały rannym. Tamowały krew - dodają mieszkańcy osiedla. Jak twierdzą świadkowie po napastników podjechało następnie kilka aut.

Ci wsiedli i odjechali z piskiem opon jeszcze przed przybyciem policji. Pięć osób z zaatakowanej grupy trafiło do krakowskich szpitali. Najmłodszy z nich, Kamil, jest w wieku 17 lat. Chłopak ma rany kłute klatki piersiowej. Milimetry dzieliły ostrze noża od serca. Dwóch mężczyzn po opatrzeniu zostało zwolnionych do domu. Życiu pozostałej trójki nie zagraża niebezpieczeństwo. Policja poszukuje napastników i prowadzi śledztwo. Wiadomo, że członkowie zaatakowanej grupy pochodzą głównie z Katowic i Białegostoku. Nie chcą jednak nic mówić o bójce.

Co robili tak daleko od rodzimych miejscowości? Mieszkańcy Woli Duchackiej twierdzą, że to grupa mężczyzn, którzy od tygodnia pikietowali przed okolicznym salonem samochodowym. - Mieli transparenty z napisem "oddajcie nam pieniądze" - mówi pracownik warsztatu przy ulicy Dauna. Właściciele salonu twierdzą, że z protestującymi nie mają nic wspólnego.

Zaprzeczają, że osoby z transparentami to ich obecni, czy byli pracownicy. Więcej światła na sprawę rzuca policja. - Zaatakowani byli stroną konfliktu między dwoma współwłaścicielami okolicznej firmy - podaje Michał Kondzior z komendy wojewódzkiej policji. - Wyjaśniamy, dlaczego doszło do napaści. Czy był to typowy napad pseudokibiców, czy też celowy atak na pikietujących. Jeżeli tak, to kto za nim stoi - dodaje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (148)