Urządziła masakrę w szpitalu, bo wcześniej tam poroniła?
41-letnia prawniczka, która otworzyła ogień w szpitalu w Loerrach w Badenii-Wirtembergii, sześć lat temu w tej placówce poroniła. Kierujący śledztwem prokurator Dieter Inhofer przyznał jednak, że nie wiadomo na razie, czy właśnie to było powodem, dla którego kobieta wbiegła na oddział ginekologii i zastrzeliła pielęgniarza.
Syn również nie żyje, ale nie ustalono jeszcze, co było przyczyną śmierci. Nie wyklucza się, że chłopiec zginął w wyniku spowodowanej przez kobietę eksplozji i pożaru w mieszkaniu.
Po zastrzeleniu męża kobieta, uzbrojona w małokalibrowy pistolet i nóż, pobiegła do pobliskiego szpitala i zabiła 56-letniego pielęgniarza oraz raniła 18 osób. Obdukcja pielęgniarza wykazała rany kłute i rany postrzałowe głowy.
Przedstawiciele prokuratury poinformowali, że kobieta miała zezwolenie na pistolet, jako członkini koła strzeleckiego. Napastniczkę zastrzelili interweniujący policjanci, gdy ta otworzyła do nich ogień. Policja podkreśla, że funkcjonariusze działali w obronie własnej, a zarazem zapobiegli zapewne jeszcze większej tragedii. Ustalono, że kobieta wtargnęła do szpitala, mając ze sobą 300 sztuk amunicji.