Urządzenia do inwigilacji wciąż w rękach prezesów KGHM
Urządzenia do lokalizacji, podsłuchu i
podglądu już drugi rok z rzędu są w dyspozycji szefów Polskiej
Miedzi. Rzecznik firmy zapewnia, że nie są używane - pisze "Gazeta
Wrocławska".
Dziennik przypomina, że wszystko razem nazywało się oficjalnie "zintegrowanym systemem zabezpieczenia przedsiębiorstwa" i kosztowało firmę, kierowaną ówcześnie przez prawicową ekipę prezesa Mariana Krzemińskiego, ponad 12 mln zł. Realizację zlecenia dla warszawskiej firmy ASSA nadzorował były szef zarządu śledczego UOP gen. Wiktor Fonfara.
Według byłego rzecznika firmy, Jerzego Pietraszka, pomysł, by lepiej chronić firmę przed wyciekiem jej tajemnic, nie był absurdalny. "Zwykły supermarket miał lepszą ochronę niż siedziba zarządu KGHM"- tłumaczył Pietraszek.
Jednak na liście zakupów znalazły się nie tylko urządzenia defensywne, przeciwdziałające szpiegostwu gospodarczemu, ale także narzędzia pracy wywiadowczej: podsłuchy, podglądy, lokalizatory GPS, w tym zintegrowane systemy służące szpiegostwu. Co więcej, całość ostro przepłacono - twierdzi "GW".
Akt oskarżenia przeciw byłym prezesom, który trafił do lubińskiego sądu, sprawę ujmuje jednoznacznie. Szpiegowskie zabawki nie tylko były nadmiernie kosztowne, ale także "zbędne dla prawidłowego działania spółki". Szkodę wyrządzoną firmie z tego tytułu prokuratorzy określili na 7,6 mln zł - informuje dziennik.
Według komendanta ochrony KGHM, Piotra Okońskiego, to jest "kukułcze jajo, z którym nie wiadomo co zrobić". Okoński zaznaczył, że wszystkie urządzenia są pod jego osobistym nadzorem i nie są używane. Ale trudno je sprzedać. "To technologia sprzed 3 lat. Wtedy hit, dziś, dużo taniej, można kupić lepsze" - powiedział rozmówca "Gazety Wrocławskiej".