Urząd skarbowy ścigał go za drugie imię
Dziś mija termin składania deklaracji podatkowych za ubiegły rok. Choć od tego roku rozliczanie z fiskusem jest łatwiejsze, bo formularz można przesłać elektronicznie, to wciąż jest wiele barier, które utrudniają życie podatnikom.
01.05.2009 15:42
Dzień stania w kolejce przez błąd w imieniu
Piotr z Warszawy już na początku stycznia złożył do urzędu PIT. Kilka dni temu dostał od urzędu list polecony. Aby wyjaśnić sprawę, w której wzywa go urząd, musiał wziąć dzień wolnego. – Zdenerwowałem się, bo myślałem, że nie zgadza się w moim rozliczeniu. Tymczasem okazało się, że nie wpisałem do formularza… swojego drugiego imienia. Na wyjaśnianie tego drobiazgu poświęciłem dzień urlopu, bo musiałem swoje odstać w kolejce – mówi podirytowany. – W deklaracji podawałem swój telefon, a nawet adres mailowy, więc nie rozumiem, dlaczego urząd woli płacić za listy polecone, niż przesłać mi maila. To marnowanie czasu i pieniędzy podatników – dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Wojciech Piotrowski, doradca podatkowy z KPMG, mówi, że środki szybszej komunikacji powinny być wykorzystywane w pierwszej kolejności, ale urzędnicy boją się z nich korzystać. Dlaczego? - Zawsze jest ewentualność, że jeśli zostanie wykryta nieprawidłowość w zeznaniu, to może być konieczność wszczęcia postępowania podatkowego, w którym obowiązuje zasada pisemności i takie wezwanie stanowi materiał dołączany do akt postępowania. Urzędnicy więc wolą zapobiegawczo wysłać pismo, niż obawiać się, że coś im zostanie potem zarzucone – mówi Piotrowski.
Jak jednak dodaje doradca, przypadek Piotra z Warszawy może świadczyć o nadgorliwości urzędnika. – Jeśli od lat rozliczamy się z fiskusem i raz nam się zdarzyło nie podać drugiego imienia, to urzędnik ma prawo sam skorygować zeznanie i poinformować nas o tym. Jeśli nie zgadzamy się korektą, możemy zgłosić to w ciągu 14 dni. Jeśli podatnik nie wyraził sprzeciwu na korektę danych, urzędnik nie musi go wcale wzywać – mówi doradca z KPMG.
Nie znam urzędu, który wysyłałby podatnikom maile
Katarzyna Wojtowicz-Janicka, doradca podatkowy z ECDDP, mówi, że wzywanie podatników nawet z powodu błahych pomyłek, to częsty problem, który utrudnia życie podatnikom. – Choć w formularzu jest rubryka na adres mailowy, to w praktyce urząd prawie wcale z niego nie korzysta. Chyba jest jeszcze za wcześnie na tę formę komunikacji z urzędami, bo nie słyszałam o urzędzie, który kontaktowałby się podatnikami za pomocą e-maili - mówi Wojtowicz-Janicka.
O tym, jak fiskus potrafi utrudnić życie, przekonała się również kobieta, która opisała swoją przeprawę z urzędem w serwisie bubleprawne.org. Internautka żali się, że choć od 22 lat jest mężatką i od dawna rozlicza się wspólnie z mężem, to w zeszłym roku pojawił się problem. „Kiedy pojawiła się ulga na internet i dzieci, postanowiliśmy z niej skorzystać. Urząd jednak postanowił nas skontrolować i zażądał faktury na internet z dowodami wpłat oraz świadectwo urodzenia i dokument tożsamości dziecka do wglądu. Trzeba było również dostarczyć kserokopie tych dokumentów. Na koniec musiałam napisać oświadczenie, że jesteśmy małżeństwem. Na pytanie, po co to oświadczenie, urzędniczka powiedziała, że to dlatego, że nadpłata podatku przekracza 6 tys. zł, poza tym takie mają przepisy w urzędzie. Uważam działanie urzędników za upokarzające podatników. Przecież to, czy jesteśmy małżeństwem, mogą sprawdzić w urzędzie stanu cywilnego” – pisze internautka.
Kolejny absurd - weryfikacja nazwisk małżonków
Wiele internautów pisze również, że urzędy weryfikują ich dane, jeśli mają nazwisko inne niż mąż lub żona. Wojciech Piotrowski zgadza się, że proszenie podatników o udokumentowanie swojego stanu cywilnego, jeśli w formularzu widnieje inne nazwisko niż godność męża lub żony, jest absurdem. - Organ ma jedynie obowiązek sprawdzić, czy zeznanie nie ma błędów. Jeśli zatem podatnik składa podpis i deklaruje, że jest w związku małżeńskim, to na nim ciąży odpowiedzialność za podanie prawidłowych danych. Uważam więc, że dochodzenie, dlaczego małżonkowie mają różne nazwiska, może być nadgorliwością. Poza tym polskie prawo nie nakazuje małżonkom posiadania tego samego nazwiska – podkreśla Piotrowski.
Wśród innych absurdów wymienianych przez podatników jest ściganie osób, które niedopłaciły podatku, w przypadku gdy kwota stanowiła kilka groszy lub złotych. Jedna z naszych internautek o nicku Hrabina Marica opowiada o tym, jak naraziła się na ogromne kłopoty z powodu kilkudziesięciu groszy. – Niedopłaciłam fiskusowi 51 groszy, bo przy rozliczeniu podatku zamiast w dół zaokrągliłam w górę. Urząd skarbowy ścigał mnie listami, grożąc sądem i grzywną. Poczułam się jak oszustka, która prowadzi przestępczą działalność – pisze kobieta.
Trzeba oddać nawet 20 groszy
W opinii Wojciecha Piotrowskiego, uruchamianie machiny urzędniczej, łącznie z przeprowadzaniem egzekucji komorniczej do ścigania podatnika za kilka złotych, jest niezrozumiałe. Przyznaje jednak, że nawet najmniejszą niedopłatę należy uiścić. – Niestety fiskus nie różnicuje wysokości kwot, od których rozpoczyna windykacje długów. Dlatego jeśli organ wezwie nas do uregulowania różnicy, musimy ją zapłacić, nawet jeśli wynosi 20 groszy – mówi doradca.
Jeśli tego nie zrobimy, narazimy się na egzekucję długu. W skrajnych przypadkach komornik skarbowy może ściągnąć nam określoną kwotę z rachunku. Dlatego lepiej uregulować, niż narazić się na wiele wyższe straty. – Warto pamiętać, że do niedopłaconego podatku dochodzą koszty komornicze, które wielokrotnie przewyższają sumę zaległości, oraz odsetki za zwłokę. Łącznie te kilka złotych może znacznie wzrosnąć – tłumaczy doradca.
Oprócz problemów z komunikacją z urzędnikami i nadgorliwością w ściganiu podatników za przysłowiową złotówkę, internauci i eksperci podatkowi wymieniają szereg innych kłopotów związanych z corocznym rozliczaniem się fiskusem. PIT/O - największy bubel tego roku
W tym roku takim bublem prawnym wypuszczonym przez ministerstwo finansów okazał się załącznik PIT/O, który wypełniają osoby korzystające z ulgi na dzieci. - Ministerstwo zrobiło duże zamieszanie, wprowadzając w załączniku stronę z deklaracją dotyczącą miesięcy, w których rodzice sprawowali opiekę nad dzieckiem. Owa strona będzie służyła do rozliczeń dopiero w następnym roku, kiedy zmienią się zasady rozliczania ulgi, więc nie trzeba jej teraz wypełniać. Z punktu widzenia ministerstwa jest to pomyłka, ale dla podatników jest to wielki kłopot – ocenia Piotrowski.
Na kłody rzucane pod nogi przez fiskus narzekają m.in. osoby, które w tym roku chcą skorzystać z ulgi na internet, dzięki której można odliczyć do 760 zł. Aby jednak skorzystać z ulgi, należy spełnić określone warunki. Jak tłumaczy Katarzyna Wojtowicz-Janicka, na fakturze za internet musi być wskazane miejsce zamieszkania podatnika. I tu pojawia się haczyk, bowiem wielu operatorów, podpisując z nami umowy, wpisuje adres zameldowania. – Gdy zamiast adresu zamieszkania figuruje na fakturze miejsce zameldowania, fiskus nie zwróci nam pieniędzy – mówi doradca.
Sprawdź fakturę, zanim skorzystasz z ulgi na internet
Zanim zatem zaczniemy odliczać wydatki związane z użytkowaniem, powinniśmy spojrzeć na fakturę. Jeśli zauważymy, że jest niewłaściwy adres, powinniśmy się zwrócić do operatora. Ten jednak nie ma obowiązku wymiany faktury. W efekcie urzędnicy mogą nie przyznać nam ulgi – podkreśla Wojtowicz-Janicka.
Jak podkreślają doradcy, sporym utrudnieniem dla podatników jest też rozliczanie dochodów uzyskanych za granicą. – Największy problem polega na tym, że polski podatnik myśli, że jeśli pracował w innym kraju i tam mu pobrano podatek, nie musi już nic robić w Polsce. To jednak nieprawda, bo jeśli tylko czasowo wyjechał do pracy, to traktowany jak jak rezydent podatkowy. Oznacza to, że musi wykazać przed polskim fiskusem wszystkie dochody, również te zagraniczne – mówi Piotrowski.
Doradca dodaje, że nie oznacza to jednak, że taka osoba musi zapłacić dwa razy ten sam podatek. – Zgodnie z umowami o unikaniu podwójnego opodatkowania, które Polska podpisała z wieloma krajami, nie zawsze trzeba płacić dwukrotnie. Istotne jest jednak, że podatnik musi te dochody wykazać przed polskim fiskusem – podkreśla doradca.
Na koniec pamiętajmy o tym, że niezłożenie zeznania w terminie jest karane i traktowane jako wykroczenie. Dlatego, nawet jeśli nie jesteśmy pewni, czy prawidłowo wypełniliśmy formularz, musimy go złożyć. – Lepiej oddać nieprawidłowo wypełnione zeznanie i złożyć potem korektę, niż nie oddać go w ogóle – mówi Piotrowski.
Ile zapłacisz, jeśli nie złożysz zeznania podatkowego
Co się stanie, jeśli nie złożymy deklaracji? - Wykroczenie skarbowe jest karane grzywną. W pierwszej kolejności fiskus może nałożyć na nas mandat karny – od ok. 130 zł (jedna dziesiąta minimalnego wynagrodzenia) do ok. 2,5 tys. zł (dwukrotność minimalnego wynagrodzenia w danym roku). W ekstremalnych przypadkach grzywna może być nałożona przez sąd i wtedy jest na ogół znacznie wyższa – ostrzega doradca.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska