Trwa ładowanie...
19-02-2013 13:16

Uparty Polak pogrążył szwedzką firmę

Szwedzka firma, która przez wiele lat oszukiwała polskich kierowców, musi zgodnie z postanowieniem urzędu podatkowego odprowadzić za nich milionowe składki. Możliwe, że doprowadzi to do bankructwa giganta, ale też rozpocznie pozytywne zmiany w branży transportowej.

Uparty Polak pogrążył szwedzką firmęŹródło: PAP, fot: CTK/Jaroslav Ozana
d1vuctg
d1vuctg

Firma Andreassons Aakeri ma swoją siedzibę w Szwecji. Należąca do małżonków Andreasson kompania posiada flotę blisko 150 samochodów ciężarowych, które obsługują skandynawskie i europejskie trasy. Od lat zatrudniała przede wszystkim Polaków oraz Rumunów. Na przestrzeni ostatnich 15 lat miewała problemy z prawem. Mówiono, że "gubi" niezbędne do rozliczeń z pracownikami dokumenty, ma kłopoty z udokumentowaniem czasu pracy kierowców itp. Kilka miesięcy temu popadła w poważne tarapaty, które jak się teraz okazuje, mogą doprowadzić do jej upadku. A wszystko za sprawą upartego Polaka.

"Chodzi o godność"

Szwedzka kompania z siedzibą w Veddige od dawna cieszyła się wśród Polaków złą sławą. Na forach internetowych można przeczytać dziesiątki wpisów z ostrzeżeniami przed pracą dla niej. W kwietniu 2012 roku szwedzkie pismo branżowe "Transport Arbetaren" zamieściło obszerny artykuł o walce polskiego kierowcy z firmą Andreassons Aakeri. Pan Radosław, Polak, mieszkający z rodziną w Szwecji, czuł się przez nią oszukany i postanowił domagać się zaległych pieniędzy. Zrobił na dziennikarzach bardzo dobre wrażenie, bo jak to sam określił, "nie zamierzał biadolić nad niesprawiedliwością losu, tylko wytrwale dochodzić swoich praw, choćby miało się to skończyć w sądzie najwyższym". Polak w swoim mniemaniu walczył nie tylko o zaległą pensję, ale i godność.

Historia jakich wiele

Z relacji Polaka wynika, że w 2011 roku szukał pracy. Właścicielka Andreassons Aakeri zadzwoniła do niego po rozmowie kwalifikacyjnej i zleciła wyjazd do Norwegii już następnego dnia bez żadnej formalnej umowy. Obiecała, że dokumenty zostaną podpisane po powrocie. Mężczyzna zgodził się, bo miał wrażenie, że chodzi o wyjątkową sytuację. Gdy wrócił, nakazano mu założyć własną firmę transportową w Polsce. Usłyszał, że inaczej będzie miał problem z uzyskaniem wypłat. Kierowca zgodził się niechętnie. Kontrakt z jego nowo powstałą firmą podpisała nie Andreassons Aakeri, ale inna spółka, w której mąż właścicielki był członkiem zarządu. Ustnie zgodzili się 150 koron szwedzkich na godzinę. Pisemna umowa nie wspominała natomiast o konkretnych stawkach.

Potem było już tylko coraz gorzej. Polskiemu kierowcy zlecano zdecydowanie więcej godzin niż dopuszcza szwedzkie prawo - relacjonuje "Transport Arbetaren". Średnia z kilku miesięcy wynosiła 78 godzin tygodniowo. Wypłaty jednak nie były adekwatne do czasu pracy. Pan Radosław kilkukrotnie próbował to wyjaśnić w biurze firmy, gdzie z uporem odsyłano go do szefowej. Ta irytowała się, że "zawraca jej głowę".

d1vuctg

Fortuna zbudowana na Polakach?

Zdaniem wypowiadających się anonimowo w internecie kierowców, potęga szwedzkiej firmy została zbudowana na krzywdzie polskich pracowników. Również pan Radosław widział, że nie tylko on przychodzi niezadowolony do biura. Jednak jego zdaniem większość z ponad stu kierowców z Polski i Rumunii nie wypowiadała głośno swojego zdania. Nie znali szwedzkich stawek, przepisów i języka, na trudne warunki i niskie stawki narzekali między sobą. We wrześniu 2011 roku pan Radosław tak bardzo zdenerwował się lekceważącym zachowaniem właścicielki firmy, że szturmował drzwi jej biura. Z jego relacji wynika, że pracownicy firmy szarpali go i nakazali siedzieć cicho oraz przestać się dopominać o pieniądze. Po tym zajściu zrezygnował z pracy. Po czasie otrzymał w przeliczeniu na złotówki nieco ponad 32 tysiące całościowej zapłaty. Z jego wyliczeń wynikało, iż brakuje ponad 44 tysięcy. Po kilku upomnieniach wysłanych do firmy na początku 2012 roku oddał sprawę do sądu w Varberg.

Miliony do oddania

O sprawie stało się głośno w całej Skandynawii. Szwedzka firma zdecydowanie zaprzeczała wszelkim zarzutom Polaka. Wkrótce związek zawodowy kierowców wytoczył jej osobny proces przed sądem pracy, uznając, iż w praktyce zatrudniała pana Radosława i domagając się dla niego w przeliczeniu ponad 200 tysięcy złotych odszkodowania. Firma chciała pójść na ugodę i zaoferowała Polakowi mniej niż jedną dziesiątą tej sumy. Pan Radosław nie chciał nawet o tym słyszeć.

Ponieważ do samozatrudnienia nakłoniono wielu kierowców, sprawa Polaka stała się precedensowa. W imieniu wszystkich pokrzywdzonych związek zawodowy zażądał ponad 20 milionów szwedzkich koron samego zadośćuczynienia. Norweski "Transport Magasinet" napisał, że w listopadzie 2012 roku Szwedzki Urząd Podatkowy nakazał firmie Andreassons Aakeri opłacić blisko 10 milionów koron szwedzkich zaległych składek za polskich kierowców. Sąd uznał, iż pracujący na terenie Skandynawii polscy kierowcy powinni mieć składki opłacane przez pracodawcę, a nie samodzielnie uiszczać je w Polsce.

"Pójdziemy na dno"

Polak wygrał proces o zaległą pensję, ale jego roszczenia to tylko kropla w morzu dzisiejszych żądań wobec Andreassons Aakeri. Szwedzka firma powinna opłacić składki za pracowników, ponadto zapłać nałożoną przez Szwedzki Urząd Podatkowy milionowa karę za dostarczanie nieprawdziwych informacji.

d1vuctg

Małżonkowie Andreasson wciąż na łamach prasy zaprzeczają, że są komukolwiek coś winni. Ostrzegają, że jeśli roszczenia nie zostaną przynajmniej rozłożone na raty, to firma zbankrutuje, co ich zdaniem może być ze "szkodą dla kierowców i branży transportowej". 17 lutego szwedzki sąd administracyjny nie zgodził się z wnioskiem firmy o zawieszenie spłaty zasądzonych dla Urzędu Skarbowego składek. Prasa w Skandynawii komentuje, iż postanowienia sądu oraz urzędu podatkowego będą miały wpływ na całą branżę transportową w regionie. Mogą położyć kres nieuczciwym wobec zagranicznych kierowców praktykom.

To dobra informacja dla Polaków pracujących w skandynawskich firmach transportowych. Jeśli firma Andreassons Aakeri zbankrutuje, być może poszkodowani będą mieli problem z uzyskaniem całości roszczeń, jednak w dłuższej perspektywie ostatnie wyroki poprawią ich sytuację na skandynawskim rynku pracy.

Z Trondheim dla WP.PL Sylwia Skorstad

d1vuctg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1vuctg
Więcej tematów