Upadek proroka
Był po trochu baronem Muenchhausenem, po trochu Nikodemem Dyzmą, a po trochu poważnym ekonomistą. Niezwykle ambitny, działał z tupetem, nie obawiając się śmieszności - pisze w "Gazecie Wyborczej" o Grzegorzu Kołodce Witold Gadomski.
14.06.2003 | aktual.: 14.06.2003 08:48
Zdaniem wielu analityków, Kołodko to światły i zdolny ekonomista. Ale to nie kompetencje czy wpływy polityczne zadecydowały przed rokiem o jego nominacji na stanowisko sternika polskiej gospodarki i finansów. Zadecydowały nadzieje polityków SLD, którzy uwierzyli, że Kołodko potrafi w krótkim czasie zdynamizować gospodarkę, obniżyć bezrobocie i poprawić ponure nastroje społeczne, a tym samym podnieść notowania rządu Leszka Millera - twierdzi autor artykułu "Upadek proroka".
Jego zdaniem, politycy ci uwierzyli, że jest to możliwe bez skomplikowanych działań i apeli do społeczeństwa o dalsze wyrzeczenia. Partia Millera modliła się o wysoki wzrost gospodarczy, a Bóg zesłał proroka wzrostu - Grzegorza Kołodkę - pisze Gadomski.
W środę jego polityczna kariera dobiegła kresu. Mało prawdopodobne, by w przyszłości jakieś poważne ugrupowanie zechciało skorzystać z usług Grzegorza Kołodki - uważa publicysta "GW".