Uniewinnieni ws. zorganizowania przyjęcia za pieniądze TVP
Wobec braku jednoznacznych dowodów Sąd
Okręgowy w Białymstoku uniewinnił jako sąd drugiej
instancji byłego dyrektora ośrodka TVP w Białymstoku, a także
współoskarżonego z nim obecnego wicedyrektora, od zarzutów
działania na szkodę telewizji poprzez niezgodne z prawem wydanie
pieniędzy tej firmy. Wyrok jest prawomocny.
Chodziło o przyjęcie, zorganizowane cztery lata temu w Nieporęcie, w domu ówczesnego dyrektora ośrodka TVP w Białymstoku Krzysztofa J. Według prokuratury, miało ono prywatny charakter, ale w dokumentacji finansowej ośrodka zostało rozliczone jako spotkanie służbowe.
Prokuratura zarzucała Krzysztofowi J., że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wprowadził w błąd pracowników telewizji przynosząc do rozliczenia fakturę za bankiet. Miał w ten sposób przyczynić się do niekorzystnego rozporządzenia mieniem telewizji. Izydor G. - wicedyrektor ds. ekonomicznych ośrodka - miał mu w tym pomagać, przyjmując i rozliczając tę fakturę jako wydatki służbowe.
W marcu tego roku białostocki sąd rejonowy skazał obu na kary więzienia w zawieszeniu i grzywny, uznając że przestępstwo zostało popełnione. Apelacje złożyły obie strony.
W ocenie sądu okręgowego, który uniewinnił obu oskarżonych, w procesie nie było jednoznacznych dowodów na to, że spotkanie w Nieporęcie miało - jak powiedział sędzia sprawozdawca Janusz Sulima - "wyłącznie prywatny charakter". Sąd podkreślił przy tym, że dla udowodnienia tezy, iż spotkanie było prywatne, trzeba byłoby przyjąć, że wszyscy świadkowie - uczestnicy spotkania w Nieporęcie, którzy zeznawali w sądzie, że spotkanie było służbowe - kłamali i powinni za to odpowiadać przed sądem.
"W gruncie rzeczy nie ma żadnego dowodu, z którego by wynikało, że była to prywatna impreza" - argumentował sąd, który nie znalazł dowodów na twierdzenia prokuratury, że spotkanie było imieninami Krzysztofa J., połączonymi z tak zwaną "parapetówką".
Sąd okręgowy uznał, że w pierwszej instancji wyroki skazujące wydano na podstawie poszlak. Sąd przyznał też, że Krzysztof J. miał prawo zorganizować takie spotkanie, miał też prawo samodzielnie zdecydować, jak wydać pieniądze z funduszu reprezentacyjnego.
Sąd dodał, że świadkowie zeznawali zgodnie, iż przyjechali do Nieporętu w konkretnych sprawach i "nie może odbierać oficjalnego charakteru tego spotkania" fakt, że omawiano tam także inne sprawy niż służbowe. Sąd podkreślił, że organizowanie bankietów z częścią oficjalną i nieoficjalną z "tańcami i śpiewami" za pieniądze z funduszu reprezentacyjnego "nie jest zabronione" prawem.
Tego typu spotkania o charakterze biznesowym często odbywają się w prywatnych domach, często też na takie spotkania przybywają uczestnicy, goście wraz z żonami - powiedział Sulima. Dodał, że eliminuje to koszty wynajmu lokalu.
Sąd zwrócił też uwagę, że przy założeniu, iż wydanie 4 tys. zł na bankiet w ówczesnej sytuacji finansowej ośrodka TVP w Białymstoku nie było dobrym posunięciem i można je było lepiej wykorzystać, to były dyrektor mógł jedynie odpowiadać służbowo, a nie przed sądem za przywłaszczenie pieniędzy.
Sąd podkreślił też, że w świetle obowiązujących przepisów nie można - wbrew temu, co przyjęła prokuratura i sąd pierwszej instancji - uznać dyrektorów za funkcjonariuszy publicznych. TVP jest - jak mówił sąd - jednostką publiczną, spółką Skarbu Państwa, a nie jednostką państwową, nie jest finansowana z budżetu państwa, tylko z abonamentu i przychodów z reklam.
Sąd okręgowy utrzymał też uniewinnienie obu dyrektorów od zarzutu niedopełnienia obowiązków. Chodziło o przedwczesny wynajem pomieszczeń w Trzciannem na potrzeby festiwalu filmów przyrodniczych. Izydor G. był też przez sąd rejonowy dodatkowo uniewinniony od takich samych zarzutów w sprawie pomieszczeń na potrzeby TVP w Łomży.
W poniedziałek sąd okręgowy warunkowo na rok umorzył także postępowanie wobec telewizyjnego związkowca Andrzeja P, współoskarżonego wraz z dyrektorami, który był skazany na 1 tys. zł grzywny za nakłanianie wartownika TVP w Białymstoku do wpisania fałszywej godziny powrotu z Nieporętu służbowego samochodu telewizji. Sąd drugiej instancji uznał go za winnego, ale odstąpił od wymierzenia kary.