Unia przygląda się Misiewiczowi. Olbrzymia kara wisi w powietrzu
Beata Gosiewska może mieć spore kłopoty. Specjalna komisja w Parlamencie Europejskim sprawdzi, czy wyjaśnienia europosłanki PiS ws. zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza jako jej asystenta są prawdziwe. Jeśli wykryte zostaną nieprawidłowości, wówczas Gosiewska będzie musiała za to zapłacić.
21.03.2017 09:54
Misiewicz był asystentem Beaty Gosiewskiej przez kilkanaście miesięcy. Po ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego zarabiał 4 tys. zł na rękę jako współpracownik europosłanki, jednak jednocześnie pracował w aptece w Łomiankach, gdzie inkasował wypłatę rzędu 800 zł brutto. Taka sytuacja jest jednak zabroniona przez unijne przepisy – tak o kulisach afery wykrytej w 2014 roku pisze tygodnik „Newsweek”.
Sam zainteresowany już raz się z tego tłumaczył. Kilkanaście miesięcy temu Prokuratura Okręgowa w Warszawie po ponad roku umorzyła śledztwo ws. Misiewicza. Były już wówczas asystent zeznał, że godziny pracy 8-16 „były rzeczą umowną i odbiegały od ustalonych”. Do jego obowiązków należały m.in. zbieranie informacji na temat Komisji Kontroli Budżetowej PE i koordynacja publicznego wysłuchania w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej zainicjowanego przez PiS w Parlamencie Europejskim.
Gosiewska ma czas na szczegółowe wyjaśnienia do 6 kwietnia. Jeśli jej wersja wydarzeń okaże się niewiarygodna dla komisji, wówczas europosłanka będzie musiała zwrócić całą kwotę, jaką Misiewicz zarobił w okresie, kiedy był jej asystentem. Z problemem fikcyjnych asystentów borykają się też m.in. Barbara Kudrycka z PO i Jarosław Kalinowski z PSL.