ŚwiatUnia Europejska: Nowe Bizancjum czy spółdzielnia SKOK?

Unia Europejska: Nowe Bizancjum czy spółdzielnia SKOK?

Europę jako liczącego się globalnego gracza może tylko uratować duch spójności i chociaż odrobina zagubionej gdzieś po drodze solidarności. W innym przypadku Unia Europejska może skończyć jak kasy SKOK z Wołomina, które właśnie zbankrutowały - pisze prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski.

Unia Europejska: Nowe Bizancjum czy spółdzielnia SKOK?
Źródło zdjęć: © AFP | LOUISA GOULIAMAKI
prof. Bogdan Góralczyk

29.12.2014 | aktual.: 29.12.2014 09:54

"Unia nie jest w stanie się zreformować...Bruksela nie jest w stanie dać przywództwa Europie, a Berlin do roli przywódcy się nie pali. Wizja europejskiego superpaństwa jest naiwna" - tak zaczyna swój książkowy esej pod znamiennym tytułem "Koniec Unii Europejskiej?" uciekinier z Polski stanu wojennego, teraz ekspert od spraw europejskich na znanych zachodnioeuropejskich uniwersytetach, prof. Jan Zielonka.

Takie czasy

Jeszcze jeden, modny dzisiaj eurosceptyk? Biorąc pod uwagę drogę życiową i karierę J. Zielonki zdecydowanie nie. To przecież Europejczyk do szpiku kości, który samodefiniuje się tak: - Nadal jestem Polakiem, ale mam holenderski paszport, dom we Włoszech i pracę w Anglii.

Już przez to warto Zielonki wysłuchać, a że bije mocno? No cóż, takie mamy czasy - chciałoby się sparafrazować słowa dzisiejszej naszej Pani Komisarz o klimacie. Albowiem zamieszczona w eseju diagnoza nt. stanu dzisiejszej UE jest dosadna, wręcz brutalna, a przy tym - podkreślmy to - niestety oparta na realiach i wnikliwym zrozumieniu tego, co się dzieje i co obserwujemy.

J. Zielonka postrzega dzisiejszą UE jako organizm "skąpy, nieelastyczny i opresyjny", którego "technokratyczny sposób rządzenia będzie wodą dla populistów". Co gorsza, Unia dużo obiecywała - i nie dotrzymała słowa. Na przykład mówiła, że integracyjny projekt to nic innego, jak próba powstrzymania "tyranizowania państw małych i zubożałych przez wielkie i bogate. Głównie zaś chodziło o to, by Niemcy nie rządziły Europą".

Kryzys sprawił, że - jak widzimy - jest dokładnie odwrotnie: to Niemcy zaczynają dyktować zarówno całej UE, jak jej państwom członkowskim, jak Grecja, Hiszpania czy Cypr, swoje warunki. Następuje dyktat wierzycieli, albo - jak to nieco delikatniej ujmuje autor - "odzwierciedlenie preferencji państw wierzycieli i ich banków".

Anachroniczni eurokraci

Gdyby tylko to! UE zamieniła się w Nowe Bizancjum, bowiem kieruje nią "wąska grupa elit, przy znikomym udziale obywateli", a będący podstawą jej obecnego funkcjonowania Traktat Lizboński to nic innego, jak "niezręczna i anachroniczna kompilacja wcześniejszych dokumentów" oraz kolejna faza "unijnych bizantyjskich traktatów", których nikt nie czyta i mało kto rozumie. Mamy dużo formy, a mało treści. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że "instytucje europejskie sprawiają wrażenie oderwanych zarówno od narodowych polityk, jak i od globalnych rynków. Wydaje się, że działają w politycznej i gospodarczej próżni".

To wszystko wtedy, gdy świat idzie do przodu, szybko się zmienia, rosną "wschodzące rynki", począwszy od najdynamiczniejszych Chin. USA po kryzysie zaczynają stawać na nogi, a rosyjski niedźwiedź o obliczu Władimira Władimirowicza Putina podnosi głowę. Tymczasem technokratyczni eurokraci, syci i z pełną kiesą, albo śpią lub przysypiają, albo tworzą nowe reguły i przepisy, coraz bardziej oderwane od realiów, jak też wyzwań, których nie widzi tylko ślepiec.

Przerażony tym stanem rzeczy autor dochodzi do wniosku, że "UE wyjdzie z obecnego kryzysu poważnie osłabiona. Prawdopodobnie przetrwa - lecz w skromniejszej formie". Dlatego proponuje własną diagnozę oraz wypisuje receptę na przyszłość. I tu ogromna niespodzianka, a raczej zawód. Tak jak w opisie dzisiejszego stanu rzeczy w UE J. Zielonka jest realistą, tak w prognozie i postulatach zamienia się w kolejnego, oderwanego od rzeczywistości doktrynera lub przynajmniej utopistę, który wieszczy nam nadejście "nowego średniowiecza", zgodnie z postulatami jednej z najnowszych teorii integracyjnych, zwanych neomediewalnymi.

Te ostatnie wnikliwie opisał w znakomitej pracy nasz ekspert z Poznania, prof. Zbigniew Czachór. Wiemy, o co chodzi. Ma nastąpić dominacja nieładu, sprzeczności i nieprzewidywalności, fragmentacja władzy złożonej z sieci nakładających się na siebie kompetencji europejskich, narodowych i regionalnych, a zamiast harmonizacji i unifikacji przestrzeni politycznej, prawnej, gospodarczej czy społecznej ma nadejść ich rozproszenie.

UE jako skansen?

J. Zielonka nie tylko powtarza te wszystkie tezy lub ujmuje je własnymi słowami, ale - co zdumiewające - właśnie taki scenariusz rysuje nam jako przyszłość integracji! Jego zdaniem, "Europę trzeba budować od nowa, tym razem nie od góry, lecz od dołu". Zgoda tylko na pierwszą część, bowiem pozostała, to nic innego jak formuła zastąpienia dżumy cholerą. Jak żyć w rozproszkowanym (neo)średniowieczu, gdy inne ośrodki siły - USA, Chiny, Indie, Rosja czy Brazylia - właśnie konsolidują się, wzmacniają właśnie centrum, a nawet pozwalają sobie na coraz większy państwowy interwencjonizm? Więcej państwa postuluje nawet Viktor Orbán, a przecież, jak wiemy, nie jest w Europie odosobniony i ma także zagorzałych zwolenników również u nas.

Niestety, Europy i UE nie odrodzi żadna "neośredniowieczna władza", która ma być "zdekoncentrowana, rozproszona i podzielona" - jak pisze i chce J. Zielonka. Europę jako liczącego się globalnego gracza może tylko uratować duch spójności i chociaż odrobina zagubionej gdzieś po drodze solidarności.

A w świetle procesów obecnie zachodzących i dobrze przez autora opisanych, może to zrobić jedynie nowy hegemon. Nie chcemy samych Niemców? Proszę bardzo, mamy niezły, choć też uśpiony mechanizm w postaci Trójkąta Weimarskiego. Mamy też Polaka jako szefa najważniejszego gremium międzyrządowego. Niech - jako zapalony piłkarz - pobudza ducha drużyny. Albowiem brak centralizacji, odejście od niej, to rzeczywiście "nowe średniowiecze", tyle że w innym niż postulowany przez J. Zielonkę scenariuszu: zamienimy się w muzeum i skansen, gdzie będą przybywali inni, bogatsi i bardziej operatywni, by podziwiać europejską - kulturową i cywilizacyjną - chwałę, która odeszła i tak właśnie skończyła: na manowcach i peryferiach Historii. Albo jak kasy SKOK z Wołomina, które właśnie zbankrutowały...

Prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski
Oglądaj też: Incydent podczas inauguracji nowej kadencji PE
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (360)