Umarł, bo trzech lekarzy nie rozpoznało zakażenia
57-letniego Zbigniewa K. z Opola badało trzech lekarzy. Żaden nie rozpoznał u niego sepsy. Chory zmarł, sprawą zajęła się prokuratura.
12.08.2006 | aktual.: 12.08.2006 14:24
Zbigniew K. był jedną z trzech osób na Opolszczyźnie, które zaraziły się bardzo groźnymi bakteriami - meningokokami. Dwie z nich zostały wyleczone, Zbigniew K. niestety zmarł z powodu ciężkiej sepsy, którą wywołały u niego te bakterie.
Joanna K. twierdzi, że śmierć męża nastąpiła na skutek zaniedbań ze strony służby zdrowia. W Prokuraturze Rejonowej w Opolu złożyła doniesienie o popełnieniu błędu lekarskiego. Prokuratura skargę przyjęła i sprawę do głębszego zbadania przekazała policji.
Postępowanie jest w toku - stwierdza lakonicznie Szymon Wideł z sekcji dochodzeniowo-śledczej Komendy Miejskiej w Opolu.
Rankiem w sobotę 24 czerwca Zbigniew K. obudził się z bólem głowy i wysoką gorączką - miał 40,5 stopnia Celsjusza. Zawiozłam męża do przychodni "Medicus” - opowiada Joanna K. Lekarka, która tam pełniła dyżur, zmierzyła mu ciśnienie, zbadała i wypisała skierowanie do Szpitala Wojewódzkiego na ul. Katowicką. A tam zaczęły się problemy. Lekarz z oddziału wewnętrznego, który zszedł na izbę przyjęć, oznajmił, że ostry dyżur pełni WCM. Denerwował się, krzyczał.
W końcu jednak zbadał męża pani Joanny. Okazało się, że Zbigniew K. miał przyspieszoną akcję serca i spadło mu ciśnienie. Lekarz wezwał karetkę i polecił Zbigniewa K. odwieźć do WCM. Tam obejrzała go lekarka z oddziału wewnętrznego.
Zrobiono mężowi badanie krwi i moczu - opowiada Joanna K. - Okazało się, że ma mniej niż trzeba leukocytów. Dostał pyralginę. Pani doktor uznała, że to infekcja wirusowa. Po dwóch godzinach mąż został wypisany do domu. Gdy wstawał z łóżka, zauważyłam, że ma sine nogi. Ale nikt się tym nie przejął.
Potem wszystko toczy się już błyskawicznie. Zbigniew K. w domu wymiotuje i dostaje biegunki. Joanna K. dzwoni do lekarki z WCM. Niech się pani nie martwi, to grypa żołądkowa - pada odpowiedź. Z minuty na minutę Zbigniew K. czuje się coraz gorzej. Joanna wzywa pogotowie. Mimo półtoragodzinnej akcji reanimacyjnej chory umiera. Jest godz. 18.40. Wędrówkę po lekarzach małżeństwo zaczęło o godz. 10.00.
8 sierpnia w Katowicach odbyła się konferencja na temat zakażeń meningokokami na Opolszczyźnie i na Śląsku, z udziałem dyrektorów sanepidu z obu województw. Po konferencji PAP opublikowała komunikat, z którego wynikało, że Zbigniew K. trafił do szpitala z grypowymi objawami, ale kiedy po kilku godzinach poczuł się lepiej, został na własną prośbę wypisany do domu.
Bardzo mnie to zbulwersowało, bo to nieprawda - podkreśla Joanna K._ Ktoś się chce wybielić._
Nie wiem, skąd wzięła się taka informacja - twierdzi Teresa Milewska, dyrektor wojewódzkiego sanepidu w Opolu.
Z lekarką, która przyjmowała Zbigniewa K. w WCM, "Nowej Trybunie Opolskiej", która opisuje sprawę, nie udało się porozmawiać. Kobieta przebywa na urlopie. Jej szef, dr Marek Piskozub, dyrektor WCM w Opolu, mówi: Nic nie wiem o tej sprawie. Muszę mieć czas na jej wyjaśnienie. Przedwczesne komentarze nie pomogą w dojściu do prawdy.
Dr Józef Bojko, konsultant wojewódzki ds. anestezjologii i intensywnej terapii, na pytanie, czy lekarz powinien rozpoznać ciężką sepsę, odpowiada: powinien.
Na ciężką sepsę wskazują m.in. takie symptomy jak: zbyt duża lub zbyt mała liczba leukocytów, szybka akcja serca, niskie ciśnienie, zbyt duża lub zbyt niska temperatura - tłumaczy Bojko. Tego nas uczą podczas szkoleń. I wtedy im szybciej poda się choremu antybiotyki, tym bardziej rosną szanse na ocalenie mu życia.
Na prośbę żony zmarłego ich personalia zostały zmienione.
Małgorzata Fedorowicz