Ukraiński polityk dla WP.PL: można walczyć na różne sposoby, choćby gotując pierogi
- Prawdziwi Ukraińcy powinni zbojkotować prorosyjskie referendum na Krymie. Są różne sposoby walki, ważne by obyło się bez ofiar. Warto jednak walczyć za Krym, bo to nasza ojczyzna. Dlatego będziemy walczyć - mówi Ernest Sulejmanow, tatarski polityk i działacz Euromajdanu poszukiwany przez krymską "Samoobronę".
WP: Sławomir Cedzyński, Wirtualna Polska: Rozumiem, że omijał Pan szerokim łukiem punkty, gdzie można oddać głos w referendum.
Ernest Sulejmanow: To prawda, prawdziwi obywatele Ukrainy brali udział w akcji "Pieróg". Nikt nie szedł głosować w referendum, tylko został w domu, gotował pierogi i przyjmował przyjaciół.
WP: Czy w Symferopolu wszystko poszło zgodnie z prorosyjskimi planami dotyczącymi referendum? Żadnych otwartych sprzeciwów, choćby incydentów?
Nie, nie było żadnych incydentów.
To trudne pytanie. Dzisiaj ci, co chcą być obywatelami Rosji, tak naprawdę tęsknią za Związkiem Radzieckim. Jednak ich dzieci wyrastały już w innych warunkach i mogą za jakiś czas mieć inne zdanie na ten temat. Awantura może się zacząć już po najbliższych wyborach prezydenckich.
WP: W Symferopolu rozwieszono listy gończe z Pana zdjęciem i ostrzeżeniem: "Uwaga! W Symferopolu zauważono uczestnika Euromajdanu Ernesta Sulejmanowa. Jeśli go dostrzeżecie, pilnie poinformujcie o tym drużynników lub funkcjonariuszy milicji." Porusza się Pan swobodnie po mieście?
Staram się nie bywać w centrum. Wczoraj byłem tam z dziennikarzami z Wielkiej Brytanii. Zobaczyliśmy, że zaczęło się nami interesować kilka osób, wyglądających tak jak ci z "Samoobrony". Trzeba było stamtąd wyjechać.
WP: Jak Pan sobie wyobraża swój dalszy pobyt w Symferopolu po referendum?
Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
WP: A co będzie dalej z Krymem? Co będzie z Tatarami i innymi mniejszościami, za którymi Rosjanie, delikatnie mówiąc, nie przepadają.
Putin będzie miał duży problem, jeśli uzna Krym za rosyjski. Nie wiem, czy opłaca mu się dla Krymu popadać w konflikt ze wspólnotą międzynarodową.
WP: Naprawdę myśli Pan, że Putin liczy się jeszcze szczególnie z opinią światową?
Tak, poza tym Krym jest ściśle powiązany pod względem infrastruktury z resztą Ukrainy.
WP: Ale to znaczy, że Putin może chcieć sięgnąć po więcej terytorium Ukrainy.
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Dlatego trzeba robić wszystko, by takich zamieszek zapobiegać takim zamieszkom jak ostatnio w Doniecku i Charkowie.
WP: Słyszy się, że Tatarzy krymscy chcą walczyć. Czy w tych warunkach w ogóle jest to możliwe?
Można walczyć w różny sposób. Chodzi o to, by obyło się bez ofiar. Będziemy dalej protestować, ale w pokojowy sposób.
WP: Na niektórych tatarskich domach pojawiły się krzyżyki. Tak w 1944 roku stalinowskie służby oznaczały tatarskie domy, by potem wiedzieć, kogo oskarżyć o kolaborację i wywieźć w głąb Rosji. Czy Tatarzy myślą o ucieczce z Krymu?
Osobiście, uważam, że komuś chodziło o to, by policzyć, kto nie weźmie udziału w referendum. Ale o to samo zapytałem się swojego ojca, który też był deportowany za Stalina. Zapytałem, czy nie przenieślibyśmy się w jakieś spokojniejsze miejsce. Odpowiedział, że nie po to wracał do swojej ojczyzny, żeby z niej teraz uciekać. Krym to nasza ojczyzna i wiem, że warto o nią walczyć.
Rozmawiał Sławomir Cedzyński , Wirtualna Polska