Trwa ładowanie...
29-05-2013 11:51

Ukraiński kult siły - nawet politycy wierzą w zaciśnięte pieści

Pobicie dziennikarzy, gwałt i podpalenie 18-latki, brutalny mord całej rodziny byłego sędziego - skala przemocy na Ukrainie jest zatrważający. Co gorsza, wraz z rosnącym poziomem agresji maleje zaufanie społeczeństwa do stróżów prawa. Tymczasem nawet prominentni politycy uważają, że najlepszym rozwiązaniem problemów są zaciśnięte pięści. Sytuację na Ukrainie analizuje dla Wirtualnej Polski Katarzyna Kwiatkowska.

Ukraiński kult siły - nawet politycy wierzą w zaciśnięte pieściŹródło: AFP, fot: Sergei Supinsky
d1uq8ot
d1uq8ot

Młody, krótko ostrzyżony chłopak w czarnym dresie wygina się przed kamerą to w prawą, to w lewą stronę. Stojąc na szeroko rozstawionych nogach, wygląda, jakby tańczył breakdance. Nic bardziej mylnego. Wadik Tituszko szykuje się do ataku. Szarpie i bije dwoje dziennikarzy: Olgę Snicarczuk z Kanału 5 i Włada Sodiela, fotoreportera gazety "Kommersant Ukraina". Kibicuje mu grupa muskularnych kolegów.

To wszystko działo się 18 maja w Kijowie. Tego dnia zorganizowano dwie duże demonstracje: marsz zjednoczonej opozycji "Wstań Ukraino" i antyfaszystowski miting rządzącej Partii Regionów. Dziennikarze i świadkowie szarpaniny zaraz po zajściu pokazywali stróżom prawa fotografie przestępców, którzy bezkarnie krążyli po okolicy, szukając kolejnych ofiar. Milicjanci udawali, że niczego nie widzą, o niczym nie chcieli wiedzieć.

Wkrótce w internecie pojawiły się zdjęcia zrobione przez obecnych na obu demonstracjach fotoreporterów. Dowodzą one niezbicie, że agresywni chłopcy w dresach zasilali demonstrację Partii Regionów, a także współpracowali z kijowską milicją. Dziennikarze szybko rozszyfrowali imię i nazwisko człowieka, który pobił ich kolegów. Dwudziestoletni Wadik Tituszko, pseudonim "Wadik Rumun", to zapaśnik z Białej Cerkwi, wcześniej notowany za kradzieże.

Atak na przedstawicieli mediów musiał się odbić szerokim echem. Wadim Tituszko tłumaczył publicznie, że jest niewinny jak baranek. Grzecznie poprosił dziennikarkę, by ta go nie nagrywała. Gdy kobieta - sama! - upadła na asfalt, pomógł jej wstać, bo tłum chciał ją zadeptać. Ona nie zrozumiała dobrych intencji i zaczęła się szarpać. Wadim dodał jeszcze, że został wynajęty do ochrony opozycyjnej demonstracji, ale gdy zjawił się na Placu Europejskim, gdzie miał miejsce miting "Wstawaj Ukraino", rozwścieczeni ludzie rzucali w niego butelkami.

d1uq8ot

Zaś była rzeczniczka prasowa Wiktora Janukowycza Hanna Herman (rodem z Lwowa, dyrektorka ukraińskiego Radia Swoboda, która w 2004 r., jeszcze przed pomarańczową rewolucją nieoczekiwanie przeszła na przeciwną stronę barykady) poszła jeszcze dalej: oskarżyła opozycję o zorganizowanie akcji mającej na celu dyskredytację rządu.

Tymczasem dziennikarze postanowili zaprotestować przeciw przemocy przed szefem rządu Mykołą Azarowem - podczas konferencji prasowej odwrócili się do niego plecami. Mieli też zawieszki z napisem: "Dziś dziennikarka, jutro twoja żona, siostra, córka. Reaguj!". Wściekły polityk kazał wyrzucić protestujących za drzwi, spisać i pozbawić akredytacji. To się nazywa szacunek dla wolności słowa!

Trzystu Spartan

Poznałam takich, jak Wadik Tituszko. W 2010 r., podczas wyborów prezydenckich, w których zwyciężył Wiktor Janukowycz, byłam na Ukrainie. W jednej z korespondencji pt. "Trzystu Spartan" opisałam spotkanie z "ochroniarzami" Partii Regionów, którzy pilnowali wejścia do Centralnej Komisji Wyborczej, by "Jula nie ukradła Wiktorowi zwycięstwa". Ku mojemu zdziwieniu większość z nich pochodziła z Zachodniej i Centralnej Ukrainy. Mówili "surżykiem", czyli mieszanką ukraińskiego i rosyjskiego, z przewagą tego pierwszego. Parę pytań wystarczyło, by odkryć, że tak naprawdę nie popierają Janukowycza. Służyli mu, bo im zapłacono. W swoich miejscowościach nie mogli dostać pracy, więc przyjechali do Kijowa dorobić.

Część z nich była w 2004 r. na Majdanie. Podczas pomarańczowej rewolucji skandowali "Juszczenko tak!" w radosnym tłumie, gdzie ludzie uśmiechali się do siebie serdecznie i z ufnością. Ale kolorowy karnawał szybko się skończył. Okazało się, że nowi politycy nie potrafią przeprowadzić niezbędnych reform. Nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Pomarańczowa rewolucja zawiodła Ukraińców. Po 2004 r. zaczęła się moda na uliczne mitingi. Każda partia chciała organizować jak najliczniejsze demonstracje, stawiano kolejne miasteczka namiotowe. Uczestnikom płacono za obecność na ulicach, więc już wkrótce Ukraina doczekała się profesjonalnych manifestantów. Dominowali wśród nich emeryci i studenci, ale najwięcej płacono muskularnym sportowcom: zapaśnikom, bokserom z prowincji, którzy pełnili rolę ochroniarzy. Najbardziej obrotni jednego dnia potrafili obskoczyć dwie, trzy akcje protestu: na jednej skandować "Janukowycz to przestępca", na drugiej "Wiktor Janukowycz jedynym ratunkiem dla Ukrainy".

d1uq8ot

Moim "Spartanom" było wszystko jedno komu służą. Nie wierzyli politykom. Liczyła się dla nich tylko, wypłacana w dolarach, dniówka.

Złość rośnie

Specjaliści biją na alarm: w społeczeństwie ukraińskim rośnie poziom agresji. Niezadowolenie z sytuacji politycznej kraju, zła sytuacja gospodarcza, niepewność jutra, niskie zarobki i wysokie bezrobocie napędzają złość i nienawiść.

8 marca 2012 r., Dzień Kobiet, w Nikołajewie na południu Ukrainy trzech dwudziestoparolatków zgwałciło i skatowało osiemnastolatkę. Myśląc, że ich ofiara już nie żyje, mężczyźni podpalili ciało i zostawili je na wysypisku. Młoda kobieta, Oksana Makar, przeżyła te tortury. Cała Ukraina śledziła jej agonię, a lekarze mówili, że przy takich poparzeniach, dziewczyna trzyma się przy życiu jedynie dzięki niespotykanej sile woli. Oksana Makar zmarła po trzech tygodniach.

d1uq8ot

Jej mordercy pochodzili z dobrych rodzin, jeden z nich miał już żonę i małe dziecko. Zwyczajni chłopcy. Zgwałcili, dusili kablem od komputera, podpalili i porzucili ciało przypadkowo spotkanej w barze dziewczyny.

Tymczasem mieszkańcy Nikołajewa, którzy wcześniej w obronie Oksany Makar skrzykiwali się na spontaniczne demonstracje, odwrócili się od ofiary, gdy media zaczęły prześwietlać jej przeszłość. O dziewczynie pisano, że wychowała ją samotna matka alkoholiczna, a ona sama była stała bywalczynią okolicznych dyskotek. - Sama się o to prosiła - komentowali ze złością ludzie. - Po co szła z trzema obcymi mężczyznami do ich domu? Prostytutka - dodawali.

Tej samej nocy, w której zaatakowano Oksanę Makar, w Nikołajewie brutalnie pobito jeszcze inną młodą kobietę. Ładna, wysoka nastolatka wracała ze spotkania z przyjaciółmi, gdy na ulicy pobił do ją nieprzytomności mężczyzna. Dziewczyna przeszła kilka operacji i długą rehabilitację. Na nowo uczy się chodzić.

d1uq8ot

W grudniu 2012 r. w Charkowie zamordowano czteroosobową rodzinę byłego sędziego. Mordercy przyszli w sobotę rano, torturowali ofiary w mieszkaniu w bloku, ale sąsiedzi niczego nie słyszeli. Nikogo nie widzieli. Sprawcy makabrycznej zbrodni (lepiej oszczędzić szczegółów) pozostali nieznani.

Zaufanie maleje

Na Ukrainie ludzie nie ufają milicji ani sądom. Opublikowany w 2011 r. raport Amnesty International nie pozostawił suchej nitki na przedstawicielach służb państwowych: milicjanci domagają się łapówek, torturują, fabrykują dowody przeciwko niewinnym, by podwyższyć statystyki.

Nienawiść do stróżów porządku i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości jest powszechna. Znajoma dziennikarka nie wpuściła milicjantów, gdy zadzwonili do jej drzwi. Na co dzień kobieta spotyka się na konferencjach z najważniejszymi osobami w państwie, jest świadoma swoich praw, a mimo to wolała nie ryzykować. - Milicjantów trzeba omijać szerokim łukiem, bo zawsze mogą napisać przeciwko tobie raport, rozpocząć sprawę i będzie za późno, machina ruszy - tłumaczyła mi.

d1uq8ot

Państwo, które używa przemocy wobec swoich obywateli, powoduje, że w ludziach kumuluje się agresja. Nie ma się co dziwić, że dresiarze wyładowują złość na drobnych, młodych kobietach, bo to przecież najłatwiejsze cele. A ofiara, nawet jeśli zdecyduje się poskarżyć na posterunku, niewiele wskóra. W tym systemie to silniejszy ma racje.

Czego się zresztą spodziewać po dresiarzach, jeśli elita rządząca wyznaje ślepy kult siły? - Janukowycza boją się wszyscy podwładni, on ich nawet nie musi bić - mówił mi w 2010 r. Taras Czernowił, były bliski współpracownik prezydenta Ukrainy. A już w 2013 r. premier Azorow powiedział na pocieszenie Oldze Snicarczuk: - Gdybym stał obok pani, osobiście pobiłbym się z tym Tituszko. Myślę, że dałbym radę.

Katarzyna Kwiatkowska, dla Wirtualnej Polski

d1uq8ot
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1uq8ot
Więcej tematów