Ukraińska prokuratura bada źródła przecieku w sprawie Gongadzego
Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła sprawę
karną w związku z opublikowaniem przez brytyjski dziennik "The
Independent" dokumentów dotyczących śledztwa w sprawie
zamordowanego w 2000 roku kijowskiego dziennikarza opozycyjnego
Georgija Gongadzego.
01.07.2004 | aktual.: 01.07.2004 15:31
Na razie nie wiadomo, kto przekazał kopie dokumentów, w tym zeznania milicjantów, którzy brali udział w śledzeniu dziennikarza. Źródło przecieku stara się ustalić prokuratura.
Autorem serii sensacyjnych artykułów w "The Independent" na temat Gongadzego jest Askold Kruszelnycki, który pracuje w ukraińskiej sekcji Radio Swoboda/Radio Wolna Europa w Pradze.
Jak powiedział w jednym z wywiadów, prawie 200 stron kopii dokumentów dotyczących sprawy zabójstwa dziennikarza przekazały mu nieodpłatnie pewne osoby w Kijowie. Kruszelnycki, aby nie narażać ich życia, odmówił podania nazwisk tych ludzi, ale zaznaczył, że są oni gotowi zeznawać w sądzie.
Na łamach "The Independent" Kruszelnycki poinformował, że posiada materiały śledcze ukraińskiej prokuratury. W publikacjach zamieścił m.in. fragmenty zeznań milicjantów (podając niektóre nazwiska), którzy wchodzili w skład grupy specjalnej MSW, zajmującej się śledzeniem Gongadzego od lipca 2000 r. do czasu jego zniknięcia w Kijowie 16 września 2000 r.
Dotychczas władze Ukrainy stanowczo odpierały zarzuty o wydaniu rozkazu śledzenia Gongadzego.
W publikacji pojawiło się znane już wcześniej przypuszczenie, że osobami, które zleciły grupie specjalnej MSW porwanie dziennikarza, był prezydent Leonid Kuczma, ówczesny szef jego administracji Wołodymyr Łytwyn, były szef służb specjalnych Leonid Derkacz i były minister spraw wewnętrznych Jurij Krawczenko.
16 czerwca specjalna tymczasowa parlamentarna komisja śledcza orzekła, że Kuczma, Łytwyn, Derkacz i Krawczenko są zamieszani w organizację porwania dziennikarza. Jednocześnie jej przewodniczący Hryhorij Omelczenko powiedział, że komisja nie ma dowodów na to, że prezydent Kuczma był zleceniodawcą zabójstwa. Zgromadzone dowody, jak dodał Omelczenko, stanowią podstawę do postawienia wymienionych osób w stan oskarżenia za współudział w działaniach skierowanych na zorganizowanie porwania Gongadzego, co doprowadziło do ciężkich następstw - śmierci dziennikarza.
W ubiegłym tygodniu ukraińska prokuratura generalna przyznała pośrednio, że opublikowane w "The Independent" materiały są autentyczne. W oświadczeniu dla prasy zaznaczono, że publikacja utrudni prowadzenie śledztwa w sprawie zabójstwa Gongadzego i wywołuje realne zagrożenie dla osób, które mają z nią związek.
Z kolei zastępca szefa administracji prezydenta Ukrainy Wasyl Baziw określił publikację w brytyjskiej gazecie jako element gry przed październikowymi wyborami prezydenckimi na Ukrainie. Powiedział, że opublikowane materiały rzucają cień na reputację prezydenta Kuczmy, człowieka i polityka, który - jak podkreślił Baziw - jak nikt inny jest zainteresowany w wykryciu sprawców tego mordu.
W czwartek na konferencji prasowej w Kijowie Omelczenko oświadczył, że życie byłego ministra spraw wewnętrznych Krawczenki jest w niebezpieczeństwie, gdyż jest on jednym z najważniejszych świadków w sprawie mordu na dziennikarzu. Według niego, były minister powinien zostać tymczasowo zaaresztowany, aby można mu było zapewnić bezpieczeństwo.
W ubiegłym roku zginął inny ważny świadek w sprawie Gongadzego, major milicji Ihor Honczarow. Twierdził on m.in., że bezpośredni rozkaz zabicia dziennikarza wydał Krawczenko. Pod wpływem publikacji w "The Independent" prokuratura generalna przyznała, że Honczarow umarł w ubiegłym roku na skutek obrażeń odniesionych w trakcie przesłuchań. Wcześniej ukraińskie władze twierdziły, że Honczarow umarł naturalną śmiercią.
Gongadze zaginął w Kijowie 16 września 2000 r. Wkrótce jego pozbawione głowy ciało odkryto w lesie koło Taraszczy - miejscowości, położonej 80 km od stolicy. Z powodu fatalnego stanu ciała, sprzecznych wersji prokuratury, a także z powodu późniejszych ekspertyz, które potwierdzały lub zaprzeczały, że są to szczątki Gongadzego, jego matka do dziś nie wyraziła zgody na pogrzeb.
Roman Kryk