ŚwiatUkraińscy radni skandalicznie potraktowani w Polsce?

Ukraińscy radni skandalicznie potraktowani w Polsce?

Czterogodzinne negocjacje z policjantami, groźby aresztowania, w końcu okrążenie przez funkcjonariuszy z psami - tak opisują swój ubiegłotygodniowy pobyt w Polsce uczestnicy delegacji lwowskiej rady miejskiej. Miało do tego dojść podczas kontroli drogowej koło Rzeszowa.

25.01.2007 | aktual.: 25.01.2007 20:31

Polska policja twierdzi, że samochód z ukraińską delegacją kontrolowali inspektorzy transportu drogowego. Potwierdził to rzecznik prasowy Głównego Inspektora Transportu Drogowego Alvin Gajadhur, zaznaczając, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, a kierowca przewożący delegację nie miał ani aktualnej winiety, ani wykresów z tachografu z zaznaczonymi godzinami jazdy i odpoczynku.

Sprawa miała swój początek 21 stycznia. Jak relacjonował szef ukraińskiej delegacji, deputowany rady miejskiej Lwowa, Mykoła Hembar, gdy delegacja wracała do Lwowa z Wrocławia, została zatrzymana do kontroli drogowej. Zgodnie z jego relacją, powodem miał być brak żarówki w ukraińskim volkswagenie busie.

Za to przewinienie chciano nas ukarać 500-złotowym mandatem. Kierowca takiej sumy nie miał. Policjanci przystąpili więc do ponownych oględzin naszego samochodu i dokumentów. Okazało się, że nie mamy jeszcze jakichś dodatkowych papierów. W trakcie 2 godzin i 40 minut negocjacji kwota mandatu wzrosła do 3,5 tys. złotych - relacjonował Hembar.

Hembar podkreślał także, że w busie były kobiety i dzieci. Wyładowały nam się telefony komórkowe. Prosiłem funkcjonariuszy, by pozwolili nam skontaktować się z ukraińskim konsulatem, żeby użyczyli nam swojego telefonu. Bez skutku - opowiadał.

Według jego relacji w pewnym momencie zapadła decyzja o odholowaniu busa na strzeżony parking. Nasz kierowca powiedział, że owszem, może tam pojechać, ale musi uzupełnić paliwo w baku. Odkonwojowano nas więc na stację benzynową - powiedział deputowany. Na stacji ukraińską delegację mieli otoczyć uzbrojeni policjanci z psami.

Gajadhur powiedział natomiast, że inspektorzy drogowi nałożyli na kierowcę mandat za brak aktualnej winiety i wykresów. Nie było tu żadnej złośliwości z naszej strony. Inspektorzy działali zgodnie z prawem. Chcieli nawet podwieźć pasażerów na najbliższy dworzec PKS w Rzeszowie, by mogli wrócić do domu. Nie zgodzili się jednak na to - powiedział. Dodał, że kierowca nie chciał zapłacić mandatu, groził natomiast swoimi "rozległymi znajomościami" - m.in. z dziennikarzami.

Jak dodał Gajadhur, wysokość mandatów za takie wykroczenia reguluje załączniku do ustawy o transporcie drogowym. Polskie przepisy nie pozwalają też na wypuszczenie z kraju samochodu kierowcy, który nie uiścił mandatu. Jest on odholowywany na koszt przewoźnika na parking strzeżony. Tak miało być też i w tym przypadku.

Ostatecznie kierowca zdecydował, że zapłaci. Inspektorzy podwieźli go do kantoru - podkreślił.

Nie mówię, że funkcjonariusze nie mieli racji. Faktem jest jednak to, że nie mieli także żadnej ochoty, by traktować nas jak ludzi - powiedział Hembar.

Sprawa zatrzymania Ukraińców była w czwartek omawiana na posiedzeniu rady miejskiej Lwowa. "Uważamy, że podobne incydenty stanowią największe zagrożenie dla porozumienia ukraińsko- polskiego i są przeszkodą w budowie przyjaznych stosunków między naszymi państwami" - napisali deputowani w liście przekazanym polskim służbom dyplomatycznym na Ukrainie.

W piątek lwowski mer Andrij Sadowyj będzie rozmawiać o incydencie z konsulem generalnym RP we Lwowie.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)