Ukradł sąsiadowi pole, a Unia dała mu dotację
Chcesz zarobić? Znajdź kawałek ziemi, choćby w centrum Wrocławia, i coś na nim zasiej. Ziemia nie musi być twoja. I tak dostaniesz dopłatę z Brukseli. To historia jak z westernu. To w takich filmach kowboje wbijali na polu cztery paliki i odtąd ziemia należała do nich – drwi Tomasz Witkowski, rolnik spod Lewina Kłodzkiego. Ale podobną historię przeżył naprawdę.
26.04.2007 | aktual.: 26.04.2007 09:13
Wiosną ubiegłego roku kupił dziewięć hektarów pod Bardem. Postanowił, że będą tu łąki i pastwiska. Od Brukseli należy się za nie dopłata. Poprosił więc Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o wypłatę gotówki. Ale zamiast trawy, na ziemi wyrósł jęczmień. Byłem zaskoczony, bo nie siałem tej rośliny– zarzeka się pan Tomasz. Szybko okazało się, że uprawę na jego polu założył sobie inny rolnik. I to właśnie jemu urzędnicy przyznali unijną dotację.
Mimo że to ja miałem akt notarialny i nie zgodziłem się, by ktoś korzystał z mojego terenu – dziwi się gospodarz. Tłumaczyłem urzędnikom, że konstytucja gwarantuje poszanowanie własności. Ale w odpowiedzi usłyszałem, że dla nich ważniejsze jest unijne prawo – zżyma się. Urzędnicy wypłacili pieniądze sąsiadowi pana Tomasza. A jemu samemu wymierzyli karę. Za to, że bezprawnie domaga się dotacji. Przez trzy najbliższe lata z kolejnych dopłat potrącą mu ponad pięć tysięcy złotych.
Zgodnie z unijnymi przepisami, dopłata to zwrot kosztów poniesionych przez tego, kto uprawia ziemię – tłumaczy Włodzimierz Główczyński, dyrektor wrocławskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Nie przysługuje właścicielowi pola, ale temu, kto je użytkuje – argumentuje. Ale Agencja nie sprawdza, czy rolnik ma prawo do zajęcia ziemi. Wystarczy jej odpowiednie oświadczenie zainteresowanego. Sprawy własnościowe rolnicy muszą rozwiązać już między sobą. My w to nie wnikamy – dodaje dyrektor.
Dopłata dla każdego
Czy w takim razie, siejąc zboże choćby w parku Szczytnickim, każdy wrocławianin może zdobyć unijną dopłatę? Park to zły przykład. Dopłatę można dostać tylko do gruntów rolnych– mówi Główczyński. Ale gdyby ten wrocławianin zdecydował się na obsianie gruntów rolnych, dostałby pieniądze – przyznaje. Nawet gdyby nie ustalił tego wcześniej z właścicielem ziemi. Choć musiałby się liczyć z tym, że pewnie później spotkałby się z nim w sądzie. To nie pierwszy podobny przypadek. Bywa, że o dotację na jeden kawałek ziemi stara się nawet pięć osób – przyznają urzędnicy z ARiMR.
Jednemu z podwrocławskich rolników wypłacano kilkutysięczne dotacje przez trzy lata. Dopiero gdy w tym roku wniosek o dopłatę do tego samego kawałka ziemi złożył ktoś zupełnie inny, okazało się, że pieniądze wypłacano osobie, której się nie należały. Teraz gospodarz, który inkasował gotówkę z Brukseli, będzie ją musiał oddać. Sprawę bada też wrocławska prokuratura.
W całej Polsce prokuratury i policja prowadzą prawie pół tysiąca śledztw dotyczących nieprawidłowości przy ubieganiu się o unijne dopłaty do ziemi. Rolnicy zadziwiają przy tym swoją pomysłowością. Zamiast uprawnych pól, kontrolerzy widywali już budynki i drogi, a tam, gdzie miały być pastwiska – rzeki lub wiejskie cmentarze.
Rząd się nie miesza
Kilka miesięcy temu kontrolerzy z ARiMR wyrywkowo sprawdzili prawie 100 tysięcy spośród 1,5 mln złożonych wniosków o dopłaty. Okazało się, że ponad dwa tysiące rolników próbowało wyłudzić od Brukseli dużą gotówkę. Kontrola wykazała, że ich pola są w rzeczywistości przeciętnie o ponad jedną piątą mniejsze, niż wynika to z wniosków o wypłatę pieniędzy. Ministerstwo rolnictwa nie zamierza zmieniać przepisów dotyczących dopłat. Właściciel i użytkownik ziemi powinni między sobą dogadać się, kto ma prawo do upraw. Jeśli nie mogą się porozumieć, powinni poprosić o interwencję sąd – przekonuje Dariusz Mamiński z resortu rolnictwa.
* Michał Gigołła*