UE bez "ę"
Polski student wygrał ogólnoeuropejski konkurs na logo pięćdziesięciolecia integracji europejskiej. Hura, hura, wszystko pięknie. Tylko czemu ostatnią literką słowa „together”, stanowiącego główny element zwycięskiego logo, stanowi literka ® – oznaczenie zastrzeżonego znaku towarowego? Co nam ma zasugerować taki symbol?
18.10.2006 | aktual.: 18.10.2006 14:05
Szymon Skrzypczak – autor nagrodzonego logotypu - jest artystą. Dyskusja z gustami i rozwiązaniami twórczymi nie ma sensu. Ale niepokój pozostaje: dlaczego poznański student tak sugestywnie chce zastrzegać swój znak, którym powinniśmy się dzielić ze wszystkimi tymi, którzy z pięćdziesięcioletniej integracji korzystają i tymi, którzy już wkrótce zaczną z niej korzystać? A może chodzi o to, by zastrzec w ogóle ideę togetherness tak, by już nikt do naszego together nie aspirował?
Oczywiście nie! Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Margot Wallstroem, tłumacząc wybór jury powiedziała, że angielski napis ze znakami z zachodnich alfabetów podkreśla jednocześnie różnorodność Europy i chęć do współpracy. Język angielski jest fajny między innymi dlatego, że jako jeden z niewielu języków na świecie nie posiada on w swoim alfabecie żadnych ogonków, kropeczek, kresek, haczyków czy choćby cedilli. Aby ukazać togetherness, Skrzypczak dodał umlaut nad „o” (jak w językach skandynawskich i w niemieckim) oraz akcent aigu nad „e” (jak w języku francuskim). Trzecim wyróżnionym przed Skrzypczaka znakiem jest właśnie „r” w kółeczku – literka wzięta z alfabetu accountów, managerów i art directorów – nomadycznych nacji, które – tak jak niegdyś Cyganie – nie zwracają uwagi na cudze granice, ale za to bardzo mocno związani są ze swoimi wartościami.
Nasz laureat wybrał „r” w kółeczku zapewne dlatego, że taki symbol jest lepiej rozpoznawany niż czeskie i słowackie r z haczykiem czy łotewskie „r” z przecinkiem. Również litewskie i polskie „e” z ogonkiem, wegierskie „o” z podwójnym aigu i maltańskie przekreślone „h” nie byłyby zapewne dość atrakcyjne dla różnorodnej i otwartej na obcość Unii. Nie mówiąc już o tak „nieeuropejskich” znakach jak rumuńskie „t” z cedillą i tureckie „g” z daszkiem.
Oczywiście można uznać, że chodzi tylko o logo, że najważniejsze są wartości artystyczne i jasność przekazu takiego znaku, że czepianie się nagrodzonego logotypu to kolejny dowód na polskie piekiełko. Ja bardzo cieszę się z sukcesu polskiego projektowania graficznego i szczerze gratuluje Szymonowi Skrzypczakowi wygranej. Ale jednocześnie jestem świadomy, że komunikowanie wizualne jest szalenie istotnym elementem kształtowania poglądów i postaw i bardzo bym nie chciał, aby Europejczycy (mówiący kilkudziesięcioma językami i piszący w trzech alfabetach), świętując w przyszłym roku 50-lecie podpisania Traktatu Rzymskiego, nabrali, na podstawie wybranego przez Komisję Europejską logotypu, przekonania o dominacji „starej Europy” nad „nową” i wyższości wartości ekonomicznych nad kulturowymi.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska