ŚwiatUczniowie opisują pobyt w rękach terrorystów

Uczniowie opisują pobyt w rękach terrorystów

Gdy uzbrojeni napastnicy wdarli się do szkoły w Biesłanie i zaczęli upychać wziętych na zakładników uczniów do sali gimnastycznej, jeszcze nie było tak źle - najgorsze dla ponad tysiąca zakładników miało dopiero nadejść.

05.09.2004 | aktual.: 05.09.2004 11:56

Na początku traktowali nas w porządku i dawali nam wodę do picia - powiedział agencji Reuters 14-letni Azamat Kcojew - ale potem zaczęli nas traktować jak psy. Strzelali ponad naszymi głowami i bili ludzi.

Z godziny na godzinę położenie zakładników, w sporej części dzieci stawało się coraz gorsze. Nie było nic porządnego do picia, więc piliśmy własny mocz - wspomina Azamat. Przez 52 godziny setki uczniów siedziały stłoczone, przerażone i wyczerpane w zaminowanej przez terrorystów sali.

Część z nich ściągała ubrania, by chronić się przed dusznym i ciepłym powietrzem. Z pomieszczenia obok dobywał się trupi fetor, w ciepłym powietrzu gniły ciała pierwszych ofiar komanda, tych które zostały zamordowane jeszcze w środę.

Najpierw czułem strach, bardzo się bałem, potem po prostu siedzieliśmy i mieliśmy nadzieję, że coś się jednak stanie. Później jedynie czuliśmy odrętwienie - wspominał inny 14-latek Azamat Bekojew.

Dziennikarz Reutersa zastał go, gdy studiował wywieszoną przed szpitalem listę tych, którzy przeżyli. Wielu jego kolegów z klasy na niej nie znajdzie. Chaotyczny szturm - jak utrzymują Rosjanie sprowokowany przez terrorystów - kosztował życie co najmniej 330 osób, a niewykluczone, że i ta liczba jest zaniżona.

Tuż przed tragicznym rozwiązaniem kryzysu, szkoła pełna zakładników przypominała dramatyczny widok. Rebelianci nie zgadzali się na dostarczenie dzieciom jedzenia i wody. Wielu zakładników było już u kresu sił, część potraciła przytomność.

Bekojew wspomina, że nagle w sali rozległ się wybuch, słychać było strzały, po sali latały pociski. Wszyscy zaczęli krzyczeć, to było nie do wytrzymania. Terroryści wrzeszczeli, że nigdy stąd nie wyjdziemy żywi i że przyszli tu zginąć razem z nami - wspomina. Strzelali na oślep - widziałem 10-letniego chłopaka, który leżał na podłodze. Był podziurawiony pociskami - mówił.

Rozmówca Reutersa przeżył, bo na czas przedarł się przez kłęby dymu, znalazł rozbite okno i nie zastanawiając się wiele wyskoczył przez nie na zewnątrz. Po chwili był wolny. Miałem farta, że mnie nie zabili - mówi.

Azamat wie, że przeżyło jeszcze dwóch ludzi z jego klasy. Żadnego z moich pozostałych kolegów nie spotkałem. Cały czas ich szukam. A ta szkoła - spogląda na budynek - nigdy tam nie wrócę.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)