Uczczono 74. rocznicę mordu Żydów w Jedwabnem
Modlitwami za zmarłych w piątek w Jedwabnem uczczono pamięć jego żydowskich mieszkańców zamordowanych 74. lata temu przez ich polskich sąsiadów. Modlono się przy pomniku odsłoniętym w 60. rocznicę zbrodni oraz na pobliskim cmentarzu żydowskim.
Pomnik stoi w miejscu stodoły, gdzie 10 lipca 1941 r. spalono Żydów. Jak co roku na uroczystości przyjechali m.in. przedstawiciele środowisk żydowskich, polskich władz i instytucji państwowych oraz wiele osób indywidualnych. Podobnie jak w latach ubiegłych nie było mieszkańców Jedwabnego.
Obecna była m.in. ambasador Izraela w Polsce Anna Azari. Modlitwom przewodniczył naczelny rabin Polski Michael Schudrich. Brał w nich również udział przewodniczący zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce Lesław Piszewski. Kwiaty złożono m.in. także w imieniu Ambasady Niemiec, IPN, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Ministerstwa Spraw ZagranicznychSpraw Zagranicznych, Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Na pomniku zgodnie z tradycją żydowską składano również kamyki.
Podczas uroczystości odczytano nazwiska żydowskich obywateli Jedwabnego, którzy mieszkali tu przed 10 lipca 1941 r. Odczytywał je m.in. ksiądz Wojciech Lemański. Rabin Schudrich powiedział dziennikarzom, że odczytywanie nazwisk jest ważne, bo "trzeba pamiętać, że to nie był numer, to byli ludzie".
Ambasador Izraela w Polsce Anna Azari powiedziała, że ma szczęście spotykać w Polsce dobrych ludzi, rodziny Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, którzy ratowali Żydów i robią wiele, by "chronić historię kultury żydowskiej" w Polsce. - Ale dzisiaj jesteśmy tutaj w Jedwabnem. I to jest ciężka, straszna historia, ale myślę, że lepiej musimy patrzeć w lustro historii i pamiętać i to, co jest dobre i to, co jest złe - mówiła ambasador.
Anna Azari dodała, że są w Polsce ludzie, którzy uważają, że publikacje, takie jak książka Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi" czy filmy np. "Ida" czy "Pokłosie", "są niedobre dla wizerunku Polski". - Ja myślę odwrotnie. Myślę, że trzeba pamiętać, żeby żyć po tym wszystkim - mówiła ambasador. Powiedziała, że autorzy wymienionych przez nią dzieł to "zaszczyt dla wolnej i demokratycznej Polski".
Anna Chipczyńska, przewodnicząca wyznaniowej gminy żydowskiej w Warszawie powiedziała, że w 1941 r. w Jedwabnem, ale też w innych miejscowościach, takich jak Szczuczyn, Wąsosz, Radziłów, Wizna "sąsiedzi obrócili się przeciwko sąsiadom". - Polscy sąsiedzi zamordowali swoich żydowskich sąsiadów, paląc ich żywcem - mówiła w trakcie uroczystości.
Chipczyńska mówiła, że dla społeczności żydowskiej są to miejsca szczególne, nie tylko dlatego, że są pomnikami historii, ale są "miejscem pochówku ludzi, którzy niczemu nie zawinili". - Miejsca spoczynku są nienaruszalne, to nienaruszalne, bo ich śmierć to był mord, mord niewinnych ludzi i należy się im szacunek i pamięć, a ich miejscu spoczynku spokój, przynajmniej po śmierci - mówiła Chipczyńska.
Rabin Michael Schudrich mówił dziennikarzom, że najważniejsze jest to, że co roku wiele osób przyjeżdża do Jedwabnego, aby "modlić się i żałować razem". - I to nigdy nie będzie zmienne - dodał. Zaznaczył, że w tym roku w Jedwabnem było więcej osób niż np. w 2014 r. - I to jest bardzo dobry znak, że ludzie chcą modlić się razem, pamiętać razem, żałować razem - mówił.
Według ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej ze śledztwa, 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem doszło do masowego zabójstwa blisko 340 obywateli polskich narodowości żydowskiej. IPN przyjął, że to polska ludność miała w tej zbrodni - jak to określono - "rolę decydującą", ale "można założyć", że jej inspiratorami byli Niemcy.
Żydów najpierw zgromadzono na miejskim rynku. Grupę mężczyzn zmuszono do rozbicia pomnika Lenina, który stał poza rynkiem na skwerku, znajdującym się przy drodze wiodącej w kierunku Wizny. Następnie, około południa, Żydom kazano dźwigać fragment rozbitego popiersia na rynek, a stamtąd zanieść do stodoły na skraju miasteczka, na drewnianych noszach. Grupa ta mogła liczyć około 40-50 osób. Ofiary z tej grupy zgładzono w nieustalony sposób, a ciała wrzucono do grobu wykopanego wewnątrz stodoły. Na zwłoki w grobie wrzucono części rozbitego popiersia Lenina. Potem grupę co najmniej 300 osób, kobiet i mężczyzn w różnym wieku, po zamknięciu w stodole, spalono żywcem, przy czym - jak podawał IPN - "dokonywano uprzednio także pojedynczych zabójstw w bliżej nieustalonych okolicznościach".
W ocenie IPN, zbrodnia została dokonana z niemieckiej inspiracji (liczni przesłuchani świadkowie wskazali na przybyłych w tym dniu do Jedwabnego umundurowanych Niemców), ale - jak podawał Instytut w komunikacie o końcowych ustaleniach śledztwa, wydanym w lipcu 2002 roku - jej wykonawcami było co najmniej czterdziestu polskich mieszkańców Jedwabnego i okolic.
Śledztwo IPN było umorzone, bo nie udało się wykryć innych żyjących sprawców niż ci, którzy byli za to osądzeni przez polski wymiar sprawiedliwości.
Za zbrodnię przeprosił w jej 60. rocznicę ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Toczyła się wówczas burzliwa dyskusja o relacjach polsko-żydowskich wywołana książką Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi", w której napisał on, że mordu Żydów w Jedwabnem dokonali ich polscy sąsiedzi.