Uciekł śmierci przez okno
Mówiłem, że musi stać się tragedia, by ktoś przyszedł tu i zobaczył, jak to wygląda - mówił w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Adam Gluza. Mieszkaniec Buczkowic cudem uniknął śmierci. Rano po 9.00 zawalił się dach w jego domu.
- Poszedłem napalić w piecu i coś ugotować. A tu nagle wali się komin - opowiadał reporterom Gluza. Nie zastanawiał się długo i rzucił się w kierunku okna. Gdy wyskoczył, okazało się, że pod ciężarem śniegu runął i komin, i dach.
- Tej nocy dwa razy huknęło. Dlatego przeczuwałem, że coś może się stać. Widziałem po krokwi, jak dach ucieka. Opadał stopniowo, powoli - kiwał głową 59-letni mieszkaniec starego domku. Dodał, że od półtora miesiąca spał w ubraniu gotowy do opuszczenia domu.
Budynek przy ul. Lipowej w Buczkowicach ma około 150 lat. Jest podzielony na dwie części, które łączy sień. Właśnie nad nią znajduje się komin, który wczoraj runął jak konstrukcja z klocków. Na miejscu pojawiły się trzy zastępy strażackie z Bielska Białej i Buczkowic. Za pomocą haka holowniczego ściągnęli fragmenty komina, a potem wynosili z zawalonej części rzeczy należące do właściciela.
Według Adama Gluzy, sprawą walącego się domu nie interesował się nikt. - Chciałem osiem krokwi (belek - przyp. red.), by zabezpieczyć dach, bo inaczej będzie opadał. Słyszałem tylko, że trzeba zapytać konserwatora zabytków, że nie wolno remontować, bo to zabytek. Zajmowali się moją sprawą do grudnia. Mówili, że znają moją sytuację, ale tylko wzruszali ramionami - opowiada Gluza.
W gminie tymczasem przekonują, że problem Adama Gluzy nie jest im obcy, a w sprawie budynku zwrócił się do władz samorządowych w listopadzie 2003 roku. Referat budownictwa w gminie nie podjął starań, bo dom widnieje w ewidencji zabytków. Dlatego skierowano odpowiednie pisma do nadzoru budowlanego w powiecie. Wiadomo, że zapadła decyzja dotycząca rozbiórki dachu.
Co z resztą budynku? Trzeba wykonać ekspertyzę techniczną, która odpowie w jakim stanie są ściany. Od niej zależy czy dom będzie częściowo wyremontowany czy przeznaczony do całkowitej rozbiórki. Co wtedy stanie się z jego mieszkańcem?
Już nie pierwszy raz oferowaliśmy pomoc panu Gluzie w postaci umieszczania go na przykład w Domu Nauczyciela w Kalnej. On stanowczo twierdził, że nie opuści domu. Jest objęty stałą pomocą naszego ośrodka od dłuższego czasu. Na pewno zapewnimy mu lokal zastępczy. Oczywiście, jeśli tylko wyrazi na to zgodę - wyjaśniła Katarzyna Konior z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, która była na miejscu zdarzenia.
Dodała, że Gluza otrzyma pisemną informację o zrobieniu ekspertyzy. Problem w tym, że nie ma on pieniędzy ani na ekspertyzę, ani na remont. Zapytany przez "Dziennik Zachodni", gdzie będzie nocował, Gluza wskazał ręką na najbliższy dom. - Będę spał u sąsiada. Dajcie mi tylko tyle, żebym mógł dach naprawić. Reszta w środku jest w porządku - powiedział.
Łukasz Klimaniec