Uchodźcy ze wschodu Ukrainy. Jak sobie radzą?
Z powodu walk na wschodzie kraju, niektórzy Ukraińcy zostawili swoje domy i wyjechali szukać sobie miejsca w innych częściach ojczyzny. U siebie byli lekarzami, wykładowcami i naukowcami. Jedni do tej pory żyją z pomocy, innym się udało nawet otworzyć swój własny interes.
O tym, że Anastasija Larkina była kiedyś lekarzem, świadczy oryginalny wzór na jej ciastkach. Dziś parzy kawę i piecze ciasta we własnej kawiarni w Kijowie. - Kiedy już trochę rozumiesz, że jesteś w nowym miejscu, że nie ma powrotu i tu właśnie musisz od nowa budować swoje życie, to wszystko staje się dobrą motywacją - dzieli się swoimi przemyśleniami Anastasija.
Larkina wraz z rodziną musiała uciekać z kontrolowanego przez separatystów Doniecka. Najpierw pojechała do Chmielnickiego. Pracy w zawodzie tam nie znalazła. Wtedy zdecydowała się na stolicę. Jednocześnie pisała biznes plan, żeby dostać dotację na własną działalność gospodarczą. Pieniędzy wystarczyło na ekspres do kawy i piekarnik. Resztę pieniędzy na otwarcie własnego biznesu zbierali całą rodziną. Dziś klientów częstuje ciastami upieczonymi według własnych przepisów.
Tetiana Polikarpowa po przyjeździe do Kijowa nie zmieniła swojego zawodu. Do dziś pracuje w sprzedaży. Tylko że teraz sprzedaje o wiele mniej. W Doniecku miała swoją hurtownię z dziecięcymi ubraniami. Tetiana opowiada, że kiedy zajęto jej miasto, towar porozkradano i trzeba było zaczynać wszystko od zera.
- Chcemy wsparcia rządu dla przesiedleńców w otwieraniu małych biznesów. Jakieś zniżki może, np. na lokal czy wakacje. Nie prosimy, by nas karmić. Prosimy, by dać nam choćby łyżkę, a już sami sobie znajdziemy, co jeść tą łyżką - mówi Tetiana.
Według oficjalnych danych, liczba przymusowych przesiedleńców ze wschodu w głąb kraju wynosi około 1,5 mln. Statystyki podają, że tylko 14 tys. z nich ma dziś pracę.