"Tysiąc Polaków w Afganistanie to nie dodatkowe siły"
Zwiększenie polskiego kontyngentu w Afganistanie z obecnych około stu do tysiąca żołnierzy nie oznacza wysłania "dodatkowych" sił w odpowiedzi na apel NATO, ponieważ było to planowane od dawna - twierdzi londyńska gazeta "The Evening Standard".
Na jej internetowych stronach można przeczytać, że Polacy byli spodziewani w Afganistanie w ramach wcześniej zaplanowanej rotacji, a ich wysłanie nie ma związku z obecnym nasileniem walk na południu kraju w prowincjach Helmand, Uruzgan i Kandahar.
Rola Polaków ma sprowadzać się do misji pokojowych w stosunkowo spokojnym wschodnim Afganistanie, a rząd polski chce, by NATO pokryło koszty ich przewiezienia na miejsce - pisze londyńska gazeta.
"Evening Standard" powołuje się na wypowiedź ministra obrony Radosława Sikorskiego, pisząc, że na spotkaniu z dziennikarzami w Waszyngtonie przyznał, iż sekretarz generalny NATO zwrócił się do niego, by publicznie ogłosił decyzję w sprawie z góry zaplanowanej rotacji. Miałoby to skłonić inne rządy do podobnych deklaracji i zmobilizowania dodatkowych sił.
"Epizod ten wzmacnia wrażenie, że NATO boryka się z utrzymaniem swojej pierwszej operacji poza Europą, ponieważ członkowie Sojuszu nie chcą narażać swoich żołnierzy na niebezpieczeństwo" - napisała gazeta.
Naczelny dowódca sił NATO w Europie, gen. James Jones zwrócił się do rządów państw Sojuszu o wysłanie do Afganistanu dalszych od 2 do 2,5 tys. żołnierzy, którzy wzmocniliby liczący obecnie około 20 tys. ludzi kontyngent ISAF (Sił Wspierania Bezpieczeństwa Afganistanu).
Dowództwo ISAF w Afganistanie zasygnalizowało, iż potrzebuje rezerwowej grupy bojowej w sile batalionu, który mógłby być przerzucany w różne miejsca w zależności od wymogów operacyjnych. Jednak na ostatniej naradzie w Brukseli żaden z krajów NATO nie zaoferował gotowości wysłania do Afganistanu dodatkowych sił.